sobota, 27 września 2014

Rozdział 64 "Musisz..."




Nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Nikomu nawet przez sekundę nie przemknęło przez myśl, że sytuacja, w której znalazła się ich przyjaciółka może być tak bardzo zawikłana i trudna. Wręcz tragiczna. Wszyscy mieli nadzieję na to, że stan Victorii się poprawi. Mimo, że szanse na to były nikłe, wciąż tkwili w przekonaniu, że wszystko będzie w porządku...

Blondynka bardzo powoli przekroczyła drzwi do sali, w której znajdowała się jej przyjaciółka. Gdy ją ujrzała, nie mogła uwierzyć własnym oczom. Całe ciało Victorii było poobijane. Skóra przybrała koloru sinego, który jedynie pogarszał wygląd brunetki. Jej prawa dłoń zawinięta była w gruby badnaż, który był już cały zakrwawiony. Również głowa, na której widniała wielka rana powstała w wyniku wypadku, została dokładnie opatrzona.

Wokół Victorii znajdowało się wiele maszyn monitorujących jej stan, a jej ciało było podłączne do niewielkiego monitora, który regularnie wydawał z siebie głośne dźwięki. Słysząc je Lena poczuła pulsujący ból głowy, lecz nie to było wtedy najważniejsze. 

Lena nie potrafiła patrzeć na to wszystko ze spokojem. Gdy tylko zbliżyła się do swojej śpiącej przyjaciółki z jej oczu od razu popłynęły łzy. Dopiero wtedy uświadomiła sobie, że już nic nie będzie tak jak dawniej, że Victoria nigdy nie będzie mogła stanąć na własne nogi, spełniać swoich marzeń, że będzie przykuta do łóżka, a w najlepszym przypadku do wózka...


Lena powoli zbliżyła się do łóżka, na którym spoczywała brunetka, po czym usiadła na wysokim krześle, stojącym tuż obok. Już po chwili sina dłoń brunetki ściskana była przez załamaną blondynkę. Ta wciąż starała się myśleć racjonalnie, lecz nie potrafiła odpędzić od siebie marzeń o szczęśliwym zakończeniu.


-Victoria... Obudź się i powiedz, że wszystko będzie dobrze... Proszę... - mruknęła zachrypniętym głosem. -Musisz się obudzić. Musisz, rozumiesz? To jest twój obowiązek. Musisz pokazać wszystkim, że dasz radę. Pokaż jaka jesteś silna. Pokaż, że nic nie jest w stanie cię pokonać. -Wszystkie słowa wypowiadała szeptem. Tak jakby bała się, że ktoś mógłby ją usłyszeć. Mówiła tak cicho, że chwilami jej głos zanikał, a wielka gula stojąca w gardle całkowicie utrudniała dokończenie rozpoczętego wyrazu. Oczy spełniały jedną ze swoich niecodziennych funkcji.- Victoria...- Zbliżyła swoje usta do zewnętrznej strony dłoni śpiącej dziewczyny, po czym złożyła na niej lekki pocałunek. -Popatrz ile już przeszłaś, ile wytrzymałaś. Teraz też dasz radę. Musisz dać... -Pociągnęła nosem.- Bo dasz, prawda?- załkała, wycierając swój mokry policzek, po czym oparła czoło o dłonie, w których nadal trzymała rękę brunetki. -Tyle razy pokazałaś nam, że jesteś wyjątkowo silna i odważna. Proszę, udowodnij to znowu. Zrób na przekór lekarzom, pokaż im, że znów postawili złą diagnozę... Po prostu żyj... Czy to tak dużo?- spytała, zaciągając się płaczem.


Łzy zasłoniły jej obraz na cały świat. Roztrzęsiona blondynka chwilami miała już wszystkiego dość. Przez jej głowę przeszło wiele scenariuszy, od tych najciemniejszych, po najjaśniejsze. W myślach wciąż błagała, by cała ta historia okazała się tylko złym snem.


Gdy uniosła swój zapłakany wzrok, ujrzała na policzku Victorii pojedynczą łzę. Przetarła oczy ze zdumienia, po czym przyjrzała się przyjaciółce ponownie... Nie mogła w to uwierzyć. Na jej twarz wdarł się nikły uśmiech. Dziewczyna dokładnie przyglądała się Victorii, czekając na następną oznakę życia, lecz niestety nie doczekała się już żadnej.


Kilka minut później do sali wszedł Niall. Lena była w takim stanie, że nawet nie zwróciła na niego uwagi. Nie odrywała wzroku od Victorii, wciąż czekając na jakikolwiek znak z jej strony. Chłopak podszedł bliżej. Dokładnie przeskanował zdewastowane ciało brunetki, po czym pokiwał głową w żałości. On również nie mógł pogodzić się z losem, jaki spotkał jego ukochaną. Tak, on nadal ją kochał i nic, ani nikt nie był w stanie tego zmienić. Cierpiał widząc Victorię w takim stanie, ale jeszcze bardziej cierpiał dlatego, że ona nigdy nie pokochała go tak bardzo, jak on ją.


-Jak myślisz... -zaczęła Lena, w zamyśleniu. Jej wzrok był tak tępo wlepiony w jeden punkt, jakby dziewczyna była niewidoma. -Czy ona kiedykolwiek się wybudzi? -spytała, czując jak cała nadzieja powoli ją opuszcza.


-Nie wiem. Nie mnie to oceniać... -mruknął, stając za blondynką. W geście wsparcia delikatnie położył na jej ramieniu swoją dłoń. -Ale słyszałaś co powiedzieli lekarze...


-Słyszałam-odrzekła. -Ale im nie wierzę. Już raz nas oszukali. Zdiagnozowali u Victorii nieoperacyjnego guza mózgu, który zaczął ją wykańczać. Po jakimś czasie okazało się, że był to podstęp. Truli ją lekami po to, by ją osłabić, a tak naprawdę Vic była całkiem zdrowa. Nie chcę, żeby to znów się stało.


-Lena...- westchnął. -W tym przypadku...


-To niemożliwe, wiem- bąknęła pod nosem.- Kilka dni temu równie niemożliwe wydawało się nam to, co teraz jest rzeczywistością.-Dziewczyna spuściła głowę, starając się zapanować nad łzami, drażniącymi jej powieki. Niestety przegrała tę walkę.


-Nie płacz, Lena. Płacz nic nam nie da- powiedział chłopak, pocierając delikatnie jej plecy.


-A co ty zrobiłbyś na moim miejscu?- załkała.- Victoria jest jedyną tak bliską mi osobą. Jest moją jedyną przyjaciółką. Jedyną rodziną. Nie został już nikt. Wszyscy nie żyją. Jak ja mam się czuć?!- warknęła z bezsilności.


-Nie mów tak. My też jesteśmy twoimi przyjaciółmi, jesteśmy twoją rodziną, wspieramy cię. My wszyscy tak samo przeżywamy to, co się stało.


-Ja nie mogę jej stracić... Rozumiesz? Nie mogę!- rozpłakała się na dobre, wtulając w brzuch Niall'a. Blondyn pogładził jej zmęczoną głowę, by jakkolwiek pokazać jej, że powinna być spokojniejsza. Ale jak w takiej sytuacji można być spokojnym?


-Teraz musimy tylko uzbroić się w cierpliwość. Jak już powiedziałem... Płacz nic nam nie da. Teraz wszystko jest w rękach Victorii. To ona musi walczyć. Lekarze zrobili wszystko, co mogli.


-Jak możesz być taki spokojny? Przecież ona w każdej chwili może umrzeć!


-Uwierz, nie jest łatwo walczyć ze łzami i uczuciami. To cholernie trudne- odrzekł, głośno przełykając ślinę. Dziewczyna uniosła swój wzrok, spoglądając prosto w oczy blondyna. Dopiero wtedy ujrzała, że on również z trudem starał się ukryć łzy. Wstała i mocno wtuliła się w jego ciepłe, rozedrgane ciało. Horan krótko pociągnął nosem, walcząc z samym sobą.


-Płacz nic nam nie da...- szepnęła z lekką ironią. Chłopak westchnął ciężko, kręcąc głową.


Blondyn przelotnie spojrzał na Victorię. To, co ujrzał zdziwiło go do tego stopnia, że aż oderwał się od Leny.


-Spójrz...- bąknął.


-O co ci chodzi?- spytała dziewczyna. Przyjrzała się swojej przyjaciółce, skanując jej ciało od góry do dołu. Blondyn wskazał na jej twarz. Dopiero wtedy zauważyła, że po policzku Victorii spłynęła kolejna łza, a jej dolna warga lekko zadrżała. Nie czekając na nic blondynka pobiegła po lekarza prowadzącego przypadek Vic. Już po niecałej minucie doktor był przy nieprzytomnej brunetce. Lekarz podszedł do tej sytuacji chłodno. Wcale nie zdziwiło go to, że Victoria wykazywała normalne funkcje, lecz zdziwiły go łzy.


-To nie jest do końca normalne, ale...- powiedział lekarz, spoglądając na pannę Nowińską.


-Jak to... ale? -zdziwił się Horan, patrząc to na Lenę, to na lekarza.


-Victoria jest w śpiączce. Często zdarza się tak, że ludzie będący w śpiączce słyszą wszystko, co się do nich mówi. Najwidoczniej Victoria jest jednym z wcześniej wymienionych przypadków.


-A jaki jest jej stan? Czy coś uległo zmianie?- spytał.


-Niewiele... Aczkolwiek to, że Victoria reaguje na słowa wypowiadane do niej... dobrze rokuje.


-To znaczy, że...- zaczęła Lena, pozwalając, by na jej twarz wdarł się lekki uśmiech.


-Nic nie obiecuję. W tym przypadku może zdarzyć się wiele rzeczy. Wybaczcie, ale czekają na mnie inni pacjenci- powiedział, wymijając Lenę i Niall'a, po czym opuścił salę. Dziewczyna smutno przytuliła się do Horan'a, który objął ją czule.


-Niall...


-Tak?


-Obiecaj, że wszystko dobrze się skończy.


-Chciałbym. Naprawdę, chciałbym- szepnął.

                                                                      ***


Harry tęsknił. Wciąż tęsknił za Victorią. Siedząc w obskurnej celi i wpatrując się w obdartą ścianę czas wcale nie upływał mu miło. Chłopak martwił się o swoją ukochaną. Nie mógł pogodzić się z tym, że przez niego znalazła się w tak ciężkim stanie. Wciąż obwiniał się o jej zmarnowane życie.


Kiedy spędzał następną godzinę na dobijających rozmyślaniach, do jego celi wszedł Marek. Chłopak na jego widok wyprostował się i wstał, gdyż był zaskoczony wizytą Zawadzkiego. Mężczyzna lekko uśmiechnął się do niego, rzucając w jego stronę swoją skórzaną kurtkę, którą zielonooki od razu złapał. Ze zdziwieniem spojrzał na Marka.


-Do czasu rozprawy jesteś wolny- wyjaśnił Zawadzki.


-Żartujesz? Jak to zrobiłeś?! -zapytał, niezdarnie ubierając kurtkę.


-To pozostanie tajemnicą. Ciesz się, że w ogóle udało mi się wydostać cię stąd. To wcale nie było proste- mruknął.


-Dzięki- bąknął z trudem. -Co z Victorią?- spytał, opuszczając ten nędzny budynek.


-Bez zmian. Jej stan nadal jest tragiczny, a ona walczy o życie... Obawiam się, że to już nie potrwa długo.


Chłopak nie odezwał się już, spuścił lekko głowę. Obaj zrozumieli, że to nie jest najlepszy temat do rozmowy w miejscu publicznym. Szybko skierowali się w stronę samochodu Marka, w którym już po chwili siedzieli.


-Czy jest chociaż minimalna szansa na to, że ona przeżyje? -spytał Harry, starając się zakryć to, że jego struny głosowe odmawiały mu posłuszeństwa.


-A jaka była szansa na to, że staniesz się tak sławny i rozpoznawalny? - odpowiedział pytaniem na pytanie, po czym ruszył z miejsca parkingowego.


-Jak jedna na milion...- mruknął pod nosem Styles.


Kiedy kilkanaście minut później chłopak wszedł do szpitala, na jednym z krzeseł obok wejścia spotkał Niall'a pijącego czarną kawę w małym plastikowym kubeczku. Zielonooki przysiadł się do wykończonego nerwowo przyjaciela. Nie można było inaczej nazwać jego stanu. Chłopak nie spał, nie jadł, cały czas się martwił. Jedynie poił się tą ohydną kawą z automatu, po to, by nie stracić energii. Styles zauważył jego podkrążone oczy i zapadnięte policzki. Westchnął głośno.


-Jak się masz?- zaczął brunet.


-Jakoś.- Wzruszył ramionami, pociągając porządny łyk kawy.


-Kochasz ją, prawda?- spytał Harry, zaskakując tym pytaniem Niall'a.


To była chwila, w której żaden z nich nie miał już sił na kłamstwa lub wymówki. Oboje poczuli, że druga taka okazja może nie nadejść. Chwila szczerej rozmowy. Moment, w którym mogli powiedzieć wszystko. Wyjaśnić to, co dotychczas było niejasne.
Niall spojrzał na Styles'a, po czym spuścił wzrok. Uśmiechnął się delikatnie, ponownie zatracając się w smaku kawy.


-Tak- kiwnął, kiedy oderwał usta od brzegów kubka.


-A... czy ona ciebie?


-Też- odrzekł. Harry westchnął zrezygnowanym tonem, po czym podrapał się po głowie. Widząc reakcję swojego przyjaciela Horan postanowił naprostować to, co powiedział.- Ale nie tak, jakbym tego chciał...


-Co masz na myśli? -zdziwił się. Dokładnie zlustrował zabiedzoną twarz blondyna, z której nie potrafił nic wyczytać.


-Nie będę zabiegał o jej względy. Nie ma sensu- odrzekł, zgniatając pusty kubek, następnie wrzucił go do kosza na śmieci. -Ona od początku była twoja...


-Nie mów o Victorii jak o przedmiocie.


-Miałem na myśli to, że jej serce zawsze należało do ciebie.- Nabrał powietrza do płuc, po czym ze świstem się go pozbył. Zielonooki przeczesał dłonią swoje długie włosy, po czym zrobił to samo, co jego przyjaciel chwilę wcześniej. -Nie będę stał na waszej drodze. Z całego serca życzę wam jak najlepiej, ale możesz być pewien, że jeśli ją skrzywdzisz, nie skończy się to dla ciebie dobrze- powiedział, wstając z miejsca, po czym skierował się w stronę wyjścia. Styles niemal od razu zerwał się za nim. Mimo tego, że chodzenie sprawiało mu trudność, dogonił przyjaciela.


-Nie uważasz, że to bezsensowne decydować za Victorię który z nas z nią będzie?!- zapytał wzburzony zachowaniem Horan'a. On tylko się uśmiechnął.


-Ona już dawno zadecydowała... -mruknął, odwracając się, a następnie znikł za drzwiami do szpitala, zostawiając za sobą zaskoczonego odpowiedzią zielonookiego.

                                                                   ***


Gdy zapadł zmrok, a w pobliżu sali Victorii wszyscy spali, mężczyzna zdecydował się wyjść z pomieszczenia. Ubrany w biały, lekarski fartuch wszedł do sali panny Nowińskiej. Ujrzawszy ją od razu złapał się za głowę. W jednym momencie pożałował wszystkich swoich decyzji, które doprowadziły do stanu, w którym znajdowała się Vic.


-Co ja najlepszego zrobiłem... -szepnął z niedowierzaniem. Podszedł szybko do  Victorii, łapiąc ją za rękę. Zrobił to tak niepewnie, jakby bał się, że mógłby ją połamać. -Kochanie moje... Wybaczysz mi, prawda? 

W jego oczach był obłęd. Źrenice rozszerzyły się do granic możliwości, a dłonie trzęsły się niemiłosiernie.


Żałował. Żałował tego, że tyle niewinnych osób musiało zginąć, by on w końcu mógł być blisko niej. Żałował, że naraził jej życie, by dopiąć swego. Jego upór doprowadził do tragicznych zdarzeń, które niestety pociągnęły za sobą równie tragiczne konsekwencje. Zasada akcji i reakcji. Gdy on wydawał polecenie ginęła jedna osoba. Gdy wydał ostatnie- zginęłaby najważniejsza osoba w jego życiu. Victoria, dla której był gotów zrobić wszystko. Lecz przez swoją własną głupotę naraził jej życie.


-To wszystko miało wyglądać inaczej... Ja chciałem tylko cię odzyskać. Sprawić, byś w końcu mogła mnie poznać, żebyś mogła być blisko mnie. Żebyś wiedziała kim jestem! Nigdy nie chciałem, żeby stała ci się krzywda, przysięgam. Za każdym razem, kiedy ten dupek cię krzywdził dostawał srogą karę... Zabroniłem mu cię dotykać, ale on nie słuchał... Nie słuchał mnie...- powtórzył, wpadając w coraz większe opętanie. Mężczyzna powoli zaczynał tracić zmysły. Nigdy wcześniej nie płakał. Nigdy. Dopiero widok Victorii sprawił, że dał upust swoim emocjom. -Ty... Przeżyjesz, słońce. Jesteś silna, jak twoja matka. I właśnie za to ją kochałem. Za to, że zawsze była odważna, silna, dla swoich bliskich była w stanie zrobić wszystko. I zrobiła... -szepnął, kładąc dłoń na głowie Victorii, po czym pogładził ją. -Oddała za ciebie życie. To smutne, że myślała, że kiedy umrze, przestanę cię szukać... Niestety w jej przypadku wraz w odwagą w parze szła głupota. Zostawiając mnie, popełniła największy błąd swojego życia. Błąd, za który musiało zapłacić wiele osób... -Westchnął ciężko, poważniejąc.- Zostawiła coś dla ciebie...- Sięgnął do wielkiej kieszeni fartucha i wyjął z niego niewielką kopertę, po czym wsunął ją pod poduszkę. Ponownie złapał dłoń Victorii, spoglądając na jej niespokojną twarz. -Dobranoc, córeczko- szepnął, gładząc kciukiem jej dłoń.


Już po chwili w sali nie było nikogo prócz Victorii.





***



Witam po tak długiej przerwie!  I od razu bardzo Was przepraszam!
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. 
Jakieś pytania?
Czekam na komentarze! 

<3