wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział 23 "Słone łzy"



Zmęczony całą tą sytuacją Harry siedział na werandzie. Myślał o tym co będzie dalej z Victorią, czy wyzdrowieje? Co się stanie jeśli jej stan się pogorszy? A co jeśli polepszy? Co zrobią kiedy Harry będzie musiał wracać? Te pytania zadawał sobie nieustannie już od pewnego czasu i nadal nie potrafił wymyślić żadnego racjonalnego rozwiązania. Chłopak chciał uciec od tego wszystkiego. Dać spokój. Nie mógł...
Nagle do loczka przyłączyła się Lena. Siadając obok niego podała mu kubek z gorącą czekoladą. Z ciemnego naczynia unosiła się para.
-Trzymasz się jakoś?- spytała Lena po długiej chwili milczenia.
-Tak, jak już sama to powiedziałaś „jakoś”.- wyjaśnił powoli pijąc parzący w język napój.
-Będzie dobrze! Zobaczysz. Z Victorią będzie już tylko lepiej. Ona jest silna…- blondynka próbowała choć trochę pocieszyć Harry'ego.
-Tyle się wydarzyło w ostatnim czasie, że już niczego nie jestem pewien…
-Harry, bo wiesz… Ja nie tu przyszłam, żeby rozmawiać o Victorii, tylko…
- Lena, do rzeczy…- przerwał jej brunet.
-No już… Czy pamiętasz coś z tego wieczoru kiedy…
-Kiedy Cię pocałowałem?- dokończył za nią, a ona pokiwała twierdząco głową- Tak, pamiętam. I przepraszam Cię za to, ale wiesz ja byłem pijany, a Ty powiedziałaś, że jesteś Victorią, było ciemno, więc uwierzyłem.
-Rozumiem, sama sobie zawiniłam. To ja powinnam przeprosić. –dziewczyna powiedziała to z wyrzutem skierowanym do samej siebie i uciekła wzrokiem.
-Nie przepraszaj mnie tylko…
-Zayn'a za nic nie przeproszę!- oburzyła się- Nazwał mnie zdzirą!
-Wiem… I jego też nie musisz przepraszać!
-Jak to?- zdziwiła się spoglądając z niedowierzaniem na Harry'ego.
-Tak to! Wiem, że oboje jesteście zawzięci i uparci jak osły. I wiem też, że żadne z Was nie przyjdzie przeprosić jako pierwsze, więc ja, jako ten mądrzejszy od Was obojga- zaśmiał się pod nosem, a Lena nadal nie wiedziała do czego zmierza monolog chłopaka- wyjaśniłem wszystko Zayn'owi. I on już nie jest na Ciebie zły. Zrozumiał to… Tylko chcieliśmy sprawdzić ile wytrzymasz nie odzywając się do niego.
-Jesteście okropni! Jak mogliście mnie tak torturować?!
-Torturować?- ponownie się zaśmiał- Zayn i tak nie wytrzymał, bo jak wpadłaś w histerię, to Cię przytulił...
-Ej… To nie była histeria!- zaprzeczyła.
-Była!- sprzeczał się z nią- A teraz biegnij do Zayn'a i powiedz mu, że już o wszystkim wiesz.
-Harry…
-Tak?
-Dziękuję Ci. –powiedziała uśmiechając się delikatnie- Ale tego pocałunku i tak Ci nie wybaczę!- zaśmiała się.
-Idź już, bo Zayn na pewno…- przerwał mu dźwięk nadchodzącej rozmowy. Chłopak szybko przesunął palcem po ekranie i odebrał. „Tak? Ychym… Tak. Tak… Naprawdę? Dziękuję panu bardzo za informację! Tak, będę… Do widzenia.” rozłączył się i zauważył, że Lena nadal stoi tam i czeka na wyjaśnienia- Lekarz dzwonił. Udało im się wy budzić Victorię ze śpiączki i możemy do niej przyjechać.- ucieszył się.
Lena, Harry, Niall i Ana pojechali szybko do szpitala, mało co nie zabijając się przy wchodzeniu do budynku. Przebiegli przez długi, szary korytarz i wbiegli do windy. W środku nie mogli doczekać się chwili, w której zobaczą Victorię. Wszyscy stali tam nerwowo drepcząc z nogi na nogę. Chcieli ją zobaczyć, porozmawiać, cokolwiek…
Ana spojrzała na wyświetlacz nad wejściem. Pokazywały się tam wszystkie piętra po kolei. Nagle na czerwono wyświetliła się właściwa liczba. Z głośników wydobył się charakterystyczny dźwięk i drzwi rozsunęły się na boki.
Wyszli z windy i pędem udali się do sali Vic. Przed wejściem do pokoju spotkali doktora Balikowskiego. Zatrzymali się i niczym wryci w ziemię stali patrząc na mężczyznę. Te męczącą ciszę przerwała Ana:
-Co z Victorią?- wydusiła niepewnie i cicho.
-Nie za dobrze…- spojrzał na całą czwórkę.
-A można trochę jaśniej?- wypaliła Lena.
-Victoria nic nie mówi, unika kontaktu wzrokowego, nie rusza się…
-Dlaczego?
-To już ma podłoże psychologiczne. Bardzo dużo przeszła przez ten czas.- lekarz wyjaśnił i odwrócił się by odejść.
-To znaczy, że ona nic nie robi?- zdziwiła się Lena, tym samym zatrzymała lekarza.
-Nic, tylko oddycha… Na nic nie reaguje. Tylko co pewien czas cicho płacze. A zresztą… Sami zobaczcie.- powiedział i otworzył drzwi do sali dwieście dwadzieścia pięć.
Ich oczom ukazała się Victoria, wyglądała tak samo jak ostatnio. Jedyną różnicą było to, że tym razem nie spała. Leżała odwrócona w stronę okna. Patrzyła ciągle w to samo miejsce. W sumie to nie można było określić tego miejsca. Jej wzrok był nieobecny, ślepy. Dziewczyna nawet nie zareagowała na to, że ktoś wszedł do sali. Nie zwracała uwagi na nic.
Wszyscy przyglądali jej się przez długi czas. Czekali na jakąkolwiek reakcję ze strony Vic. Nie doczekali się… Lena podeszła do Victorii, usiadła na krześle obok łóżka. Na początku nie wiedziała co ma zrobić, co powiedzieć, jak się zachować?
Delikatnie położyła swoją dłoń na posiniaczonej ręce brunetki. Wpatrywała się w swoją przyjaciółkę. Jej spojrzenie było pełne troski, ale także żalu i współczucia. Martwiła się o Victorię. Blondynka niepewnie przysunęła krzesło bliżej łóżka. Oparła łokieć o brzeg materaca i wzięła głęboki oddech. „Victoria…” szepnęła cichym, ciepłym głosem „Cieszę się, że już tu jesteś. Wszyscy bardzo się o Ciebie baliśmy.” Z każdym wypowiedzianym słowem głos Leny załamywał się coraz bardziej. „Victoria, proszę spójrz na mnie. Chociaż przez chwilę na mnie popatrz. Proszę…” Brunetka nadal patrzyła w ten sam, niewiadomy punkt na oknem. Ignorowała wciąż mówiącą do niej Lenę. Coś w środku nie pozwalało jej skierować wzroku na blondynkę. Victoria nie chciała patrzeć na nikogo. Po tym co się stało chciała być sama. Samotność dałaby jej pozorne szczęście. „Wiem, że mnie słyszysz… Victoria spójrz na mnie.” Brunetka miała ochotę wybuchnąć płaczem, lecz nawet na to nie miała siły. Nie potrafiła. Miała wewnętrzną blokadę. Delikatnie przymknęła oczy, przez co po jej policzkach spłynęły słone łzy. Nie ocierała ich. Pozwalała im spokojnie spłynąć. Może dzięki temu chciała pozbyć się bolących wspomnień, uczuć?
Lena lekko otarła łzy z policzków brunetki. „Victoria, ja nie chcę od Ciebie nic więcej… Tylko żebyś się na mnie popatrzyła…” szepnęła. Vic zacisnęła powieki mocniej.
Minęło kilka minut, które wszyscy odczuli jako wieczność. Wskazówki zegara pokazywały godzinę piętnastą czterdzieści trzy. Victoria powoli otworzyła oczy i ponownie skierowała wzrok za okno. Lena nie potrafiła nakłonić Vic nawet do kontaktu wzrokowego, a co dopiero do chwili rozmowy, więc poddała się. Wstała z krzesła i podeszła do grupki przyjaciół, którzy nadal wpatrywali się w Victorię. „Sami widzieliście…” powiedziała blondynka. Było jej przykro, ale te uczucie zostało stłumione przez żal i strach.
Można też pomyśleć „Czego się tu bać? Przecież Victoria się odnalazła.”, lecz dla Leny nie było to takie proste. Martwił ją stan w jakim znajdowała się Vic. Bała się o swoją najlepszą, prawdziwą przyjaciółkę. Wiedziała, że nie może jej stracić. Victoria była już tak blisko, była obok, ale jednak za daleko. Nie było z nią żadnego kontaktu. Po prostu była, choć wcale tego nie chciała…





***




Dodaję rozdział, jestem zmęczona. Cieszę się, że za niedługo koniec roku szkolnego i … WAKACJE! :))
Cieszę się jak małe dziecko :D
Podobał Wam się rozdział? Który moment z tego rozdziału spodobał Wam się najbardziej? 
Jak dla mnie to za mało się działo… taki trochę nudny, no ale to zostawiam do oceny Wam. ( Przepraszam za błędy ;C )
Mam nadzieję, że pozostawicie po sobie szczerą opinię w komentarzu :)
A co do komentarzy,  to jest mi trochę przykro, bo kiedyś było bardzo dużo komentarzy, a teraz jest mało. Mówi się trudno.
Mam nadzieję, że przynajmniej czytacie i się Wam podoba. 
No nic uprzedzam, że na wakacjach rozdziały będą dodawane w zależności od mojego wolnego czasu. Mam wiele planów.
Życzę Wam udanego zakończenia roku szkolnego.
Mam nadzieję, że średnie wysokie xD
Dziś się bardzo rozpisałam… Przepraszam.
25 kom. = 24 rozdział :*
Dacie radę :)

sobota, 15 czerwca 2013

Rozdział 22 "Prosto w oczy..."



Harry obudził się w środku nocy. Zmarzł. Nadal siedział przy łóżku dziewczyny. Spojrzał na twarz Victorii. Jej oczy były szeroko otwarte. Chłopak uśmiechnął się.  Kochanie... Już lepiej się czujesz? Nawet nie wiesz jak bardzo za Tobą tęskniłem.” Brunetka nie reagowała. Loczek wstał z krzesła i dokładnie przyjrzał się Victorii. Jej usta były sine. Dotknął jej dłoni, ciało było zimne i sztywne.
„Nie! Tylko nie to! Masz żyć! Musisz żyć! Oddychaj, spójrz na mnie! Proszę…” Harry spanikował. Zaczął chodzić po sali i płakać. Wybiegł na korytarz. Biegał po nim. Krzyczał, że to nie może być koniec, że to nie prawda…
Nagle chłopak obudził się z krzykiem. Jego serce biło kilkakrotnie szybciej niż zwykle. Mocno ściskał prawą dłoń Victorii. Spojrzał na brunetkę. Nadal była w śpiączce. Jej twarz była bardzo blada. Harry ucieszył się, że był to tylko zły sen. Uspokoił się. Zapanował nad nerwami.
Po chwili do sali wpadł doktor, który miał tamtej nocy dyżur i kilka pielęgniarek.
-Co się stało?- spytał doktor Balikowski.
Harry wstał, rzucił nerwowo wzrok w stronę Victorii i podszedł do mężczyzny.
-Nic się nie stało. Miałem koszmar i obudziłem się…
-Rozumiem. Chcesz coś na uspokojenie?- doktor ponownie zadał pytanie.
-Nie, dziękuję. Poradzę sobie. – odparł i wrócił do Victorii.
-Powinieneś jechać do domu, odpocząć trochę. – stwierdził lekarz- Jedź do domu, Harry.
-Ale ja chcę być przy Victorii. Wie pan, my jesteśmy razem. Chcę przy niej być… Nie chcę jej zostawiać samej.
-Obiecuję Ci, że jeśli będzie się coś z Victorią działo to poinformuję Cię o tym. Zostaw swój numer u pielęgniarek i idź odpocząć.
- Dobrze, dziękuję panu. –nachylił się nad Vic, pocałował ją w czoło i pogładził delikatnie po policzku- Do zobaczenia kochana.- wyszeptał i wyszedł z sali.
Szedł przez ten długi, szary, nudny korytarz. Kiedy wyszedł ze szpitala odetchnął świeżym powietrzem. Usiadł na ławce i zamówił taksówkę. Po chwili podeszli do niego ludzie z mikrofonami, kamerami i aparatami. Chłopak nie miał ochoty z nimi rozmawiać. Wszędzie słyszał „Harry, Harry tutaj!” Wszyscy wołali go, a on nie reagował. Wstał i szedł przed siebie nie zwracając uwagi na to co mówią. Jeden mężczyzna wyłamywał się całej reszty. Jego pytanie było inne. Brzmiało ono tak: „Jak się czuje Victoria?”
Harry przystanął na chwilę. Spojrzał mu prosto w oczy. Przez głowę chłopaka przeszła burza myśli. „ Skąd on wiedział, że tu jest Victoria? Skąd wiedział, że jestem tu u niej? Skąd, że coś jej się stało? Przecież nikt nie wie, że jesteśmy parą…” To prawda, nikt nie wiedział o ich związku. Od razu każdy kto trzymał w ręku mikrofon wzburzył się. Zrobiło się niemałe zamieszanie. Harry został zalany pytaniami typu: Kim jest Victoria? Jesteście parą? Jak długo się znacie?
Początkowo loczek nie wiedział co ma zrobić. Milczał i przeciskał się przez ten tłum.  Zauważył, że mężczyzna który zapoczątkował tę lawinę pytań, ucieka. Chłopak wyrwał się od tych nachalnych ludzi i zaczął gonić „dziennikarza”.  Lecz dlatego, że nie znał terenu, po chwili gonitwy, mężczyzna znikł mu z pola widzenia. Brunet zdenerwował się. Wsiadł do zamówionej wcześniej taksówki i pojechał do domu.
-Siema ludziska!- krzyknął wchodząc do salonu, gdzie siedzieli Zayn, Louis, Lena i Ana- Co na obiad?
-Yyy… Co Ty tu robisz?- Lena nie ukrywała zdziwienia.
-Doktor kazał mi jechać do domu, żeby odpocząć. I nie bójcie się… Poinformuje mnie jeśli coś wydarzy się z Vic!- wyjaśnił po czym wyszedł z pomieszczenia. Coś nie dawało mu spokoju. Nie potrafił zrozumieć dlaczego tamten mężczyzna wiedział o Victorii? I skąd miał informacje o tym, że coś jej się stało? Harry nie mógł przestać o tym myśleć. Odgrzał sobie obiad i zjadł go nadal myśląc o Vic, która ciągle była w śpiączce. 

Wracając do salonu…
-Wiecie może gdzie jest Liam?- spytała Lena z wielkim uśmiechem na twarzy, na co wszyscy popatrzyli się na nią jak na chorą psychicznie.
„Szybko się pocieszyć chce po Zayn'ie…” ~pomyślał Louis.
-Poszedł do siebie.- odpowiedziała Ana po chwili ciszy.
Lena skinęła głową, by podziękować i wyszła z salonu. Wbiegła do kuchni, uśmiechnęła się do nadal grzebiącego w talerzu Harry'ego, złapała za metalowy przedmiot i biegiem udała się do pokoju, w którym znajdował się Liam.
Chłopak leżał na łóżku z laptopem na kolanach.  Blondynka wpadła do sypialni trzymając jakiś przedmiot za plecami. Liam był bardzo zaskoczony tą „wizytą”.
„Co tam?” zadał nieśmiertelne pytanie i odłożył laptopa na bok. Lena zrobiła „piękne oczy” i zamknęła drzwi na klucz. „Liaaaaś…” zaczęła, a chłopak zdziwił się jeszcze bardziej.
-Lena, o co Ci chodzi?
-O nic.- skłamała siadając obok niego- Czy nie mogę już od tak sobie odwiedzić mojego przystojnego przyjaciela?- uśmiechnęła się przysiadając bliżej skrępowanego bruneta.
-Ale Lena, teraz to już tak na serio… mów co chcesz.
-Bo wiesz…- zrobiła oczy niewiniątka.
-Czyli jednak o coś chodziło.- zaśmiał się- Mam się bać?
-Nie masz się bać tylko odpowiedzieć szczerze na moje pytanie.- wyjaśniła- Wiesz,  bo chciałabym wiedzieć skąd wy…
-Skąd mieliśmy Wasz album?- przerwał jej unosząc błyskotliwie jedną brew.
-Tak, właśnie o to mi chodzi.
-Słuchaj… Lena nie powiem Ci.- po tych słowach Lena wyciągnęła łyżkę i machała nią przed twarzą Liam'a.
-Mów!
-Nie! Nie powiem, bo…
-Bo?- łyżka zbliżyła się do jego twarzy jeszcze bardziej niż chwilę wcześniej.
-Bo nie wiem skąd Lou go miał! Przecież ja i Harry przyszliśmy tam jak Niall i Louis już go mieli!
-Aha…
-A teraz proszę, zabierz mi to sprzed twarzy!- wybełkotał przez zęby, a kiedy blondynka zabrała łyżkę, szepnęła „Przepraszam.”
W pokoju zapadła głucha cisza, a po chwili oboje wybuchli nieopanowanym śmiechem. Śmiali się do rozpuku. Lena złapała się za brzuch.
-Już dawno się tak nie śmiałam. Odkąd Victoria zniknęła…- zamyśliła się.
-Ale wiesz co jest najlepsze?- popatrzyła na niego wyczekując wyjaśnień- To, że nie bałem się tej łyżki, tylko Ciebie…- znów zaczęli się śmiać.
-Wiem!- krzyknęła po chwili z zapałem do dalszego „śledztwa”.
-Co wiesz?- Chłopak nie uzyskał już odpowiedzi, bo blondynka wybiegła z pokoju.

Na korytarzu spotkała Anę. Ruda widząc Lenę z rozwaloną fryzurą i rumieńcami na policzkach zaśmiała się pod nosem. „A Ty mi pomożesz!” usłyszała kiedy już otwierała drzwi do pokoju.
- Okej. Pomogę, ale w czym?- spytała Ana, a Lena objaśniła jej swój plan. Pomysł spodobał jej się.
Obie pełne entuzjazmu pobiegły do kuchni, aby przygotować coś pysznego. W kilkanaście minut zrobiły koktajl czekoladowy  i naleśniki z musem truskawkowym. Ana zawołała blondyna i  kazała mu usiąść przy stole, gdzie były położone te wszystkie pyszności. „Ooo! Naleśniki!” Niall ucieszył się i od razu wyciągnął ręce, aby zjeść jednego z nich, lecz Lena nie pozwoliła na to i zabrała mu talerz sprzed nosa. „Chcesz?” spytała wąchając danie.
-Tak chcę! Nie torturuj mnie! – krzyknął.
-Dobrze, dam Ci, ale najpierw…
-Nie! Najpierw daj mi te naleśniki!- wykrzyczał.
-Ty naprawdę masz z tym poważny problem…- burknęła pod nosem- Powiedz mi skąd Louis miał ten album?!
-A skąd mam wiedzieć? Przylazł z tym w rękach, cieszył się, mówił, że się pośmiejemy, to się kurde śmiałem, a teraz dawaj mi te naleśniki!- wypowiedział wszystkie słowa na jednym wdechu.
-Ach… No dobra, masz!- Lena oddała mu talerz i dodała zrezygnowana- Już się  chyba tego nie dowiem…
Niall od razu zabrał się za konsumowanie naleśników. Blondynka postanowiła, że nie może się tak łatwo poddać, więc weszła do salonu i stanęła przed Louisem, który siedział na kanapie.
-Mów!
-Nie powiem!
-Mów, bo jak nie…
-I tak nie powiem.
-Masz mi to już powiedzieć!- rozkazała Lena.
-Albo przestaniesz drążyć temat, albo filmik, na którym tańczysz ze swoim psem trafi do Internetu…- powiedział wstając z miejsca.
-Skąd Ty to… Ty naprawdę grzebałeś w rzeczach Victorii! Jak mogłeś?- oburzyła się blondynka.
-Mieszkam w jej pokoju, więc miałem na to dużo czasu…- uśmiechnął się cwaniacko.
-Louis  to są jej prywatne rzeczy, dlaczego to zrobiłeś?- nagle odezwał się Liam, który dołączył do reszty chwilę wcześniej.
-Bo mi się nudziło!
-Usuń ten filmik i to już!- krzyczała Lena.
-Nie!
-Dobra… na razie jesteś bezpieczny, bo nic na Ciebie nie mam, ale uwierz, że zdobędę i wtedy się zemszczę!
-Mogę się już śmiać?- spytał pewny siebie i swojego zwycięstwa Lou.
Lena nie zareagowała na to, tylko wyszła z salonu obdarzając Louis'a wrogim spojrzeniem.








*** 







I jak? Podoba się Wam? Albo nie podoba? :)
Ten rozdział jest taką przerwą od ciągłego tematu Victorii. :) Chciałam dać coś innego… Nie wiem czy mi to wyszło. Przepraszam za błędy, pewnie wiele ich tam jest.
Podoba Wam się nowy wygląd bloga ?  :)
Proszę o Wasze szczere opinie w komentarzach.
Jeśli czytacie moje opowiadanie, a nie komentujecie, to bardzo Was proszę o komentarze. Naprawdę będę zadowolona nawet z uśmiechniętej buźki :))
Bardzo Wam dziękuję za ilość wejść, za komentarze… Jesteście wspaniałe.
Zapraszam na następny rozdział :))

sobota, 8 czerwca 2013

Rozdział 21 "Album..."


Policjant był przerażony tym co zobaczył. Nie wiedział co jest dziewczynie. Victoria wyglądała okropnie. Była brudna. Jej ciało było całe poobijane. Na brzuchu były liczne ślady po uderzeniach i kopnięciach. Plecy całe podrapane, policzki sine, a prawa ręka zakrwawiona. Osobno nie robiło to wielkiego wrażenia, ale całość wyglądała koszmarnie. Do tego dziewczyna była nie przytomna.
Funkcjonariusz postanowił, że zbada jej puls. Przyłożył dwa palce do szyi brunetki. Bicie serca było wyczuwalne, ale bardzo słabo. Mundurowy wyciągnął z kieszeni telefon i na klawiszach nerwowo wystukał numer alarmowy. Zadzwonił na pogotowie i przedstawił zarys całej sytuacji.
P: Dzień dobry, tu Marek Kulowski, przed chwilą znalazłem dziewczynę, jest w złym stanie, jej puls jest ledwo wyczuwalny.
Sz: Czy ona oddycha?
P: Nie wiem, nie sprawdzałem. Jest nieprzytomna! Po co te wszystkie pytania?! Przyjeżdżajcie szybko pod miejską komendę!
Sz: Dobrze, zgłoszenie przyjęte. Za chwilę nadjedzie pomoc.
P: Dziękuję.
Rozłączył się i schował telefon do kieszeni skórzanej kurtki. „Wszystko będzie dobrze…” powiedział cicho i nachylił się nad nieprzytomną brunetką, by mocniej związać bluzkę na jej ręce.
Po chwili na całej ulicy rozbrzmiewał już głośny sygnał dźwiękowy. Pojazd zatrzymał się pod komisariatem, sanitariusze wyszli samochodu. Podnieśli Victorię, położyli na noszach i zanieśli do karetki. Zaczęli reanimacje i bardzo szybko pojechali do szpitala. Tam Victorią zajęli się lekarze.
                                                                     ***
Tymczasem w domu Vic
Lena i Ana rozpakowywały zakupy zrobione godzinę wcześniej z Harry'm i Louis'em. Przyjaciółka Victorii nadal nie mogła się na niczym skupić. Kiedy wkładała do lodówki karton mleka, upuściła go, pudełko pękło, a mleko rozlało się. W tym samym momencie telefon Leny zaczął dzwonić. „Idź odbierz, a ja to posprzątam…” powiedziała Ana i uśmiechnęła się delikatnie. „Dzięki” blondynka wybiegła z kuchni, wzięła do ręki telefon leżący na stoliku i skierowała na się werandę, po to by porozmawiać w spokoju. Usiadła na dużej, dwuosobowej huśtawce, nacisnęła zieloną słuchawkę i przyłożyła nową komórkę do lewego ucha.
L: Halo?
P: Pani Lena Prógowicz?
L: Tak to ja, o co chodzi? Kto mówi?
P: Z tej strony sierżant Marek Kulowski. Mam informacje w sprawie Pani kuzynki, Victorii Nowińskiej…
L: Tak? Naprawdę? Szybko proszę wszystko mówić...
P: Proszę trochę spokojniej…
L: Może się pan streszczać?- mężczyzna słysząc to tylko cicho westchnął.
P: Victoria została odnaleziona, a w sumie to sama się odnalazła. Nie wiemy w jaki sposób znalazła się niedaleko komisariatu…
L: Rozumiem, a co jej jest? Mogę z nią porozmawiać? Jest gdzieś obok pana?
P: Pani przyjaciółka została zabrana do szpitala na południu miasta.
L: Dobrze, bardzo panu dziękuję za informacje, już tam jadę.
Lena od razu rozłączyła się i wbiegła do salonu gdzie siedzieli już wszyscy. Nie zważając na to, że są zajęci czymś innym, zaczęła:
-Wiecie, że Vi…- przyjrzała się przedmiotowi, który Louis trzymał w ręce. Każdy kto siedział w pomieszczeniu wlepiał swój wzrok w tą kolorową rzecz- Ej! Co to jest? Co Wy robicie?- spytała kiedy zauważyła, że wszyscy są uśmiechnięci od ucha do ucha, a Lou chowa ten przedmiot za plecami- Co tam masz?- znów zadała pytanie- Z czego się śmiejecie?
-Bo byłyście takie słodziutkie! – wydusił Louis przez śmiech.
-Co? O czym Ty w ogóle mó…- zauważyła, że Lou wyciąga zza pleców album z dzieciństwa Vic i Leny- Osz Ty! Oddawaj…- wyrwała to z rąk chłopaka- Skąd to macie? – wszyscy zrobili miny niewiniątek i wskazywali palcami na osobę siedzącą obok. Ostatni na kanapie siedział biedny Niall…- Dobra… Nie obchodzi mnie teraz kto to zrobił, bo i tak się na Was kiedyś odegram!- wystawiła im język- Muszę powiedzieć Wam coś bardzo ważnego…
-Co?
-Victoria została odnaleziona!
-I co z nią? – spytał Harry szybko wstając z miejsca.
-Nie wiem. Zabrali ją do szpitala… Tylko tyle się dowiedziałam.- wyjaśniła.
- No to jedźmy tam jak najszybciej!- wyrwała się Ana.
-Ale może nie wszyscy…- wtrącił Harry, na to reszta oburzyła się. Każdy chciał jechać, zobaczyć Victorię, dowiedzieć się co z nią, być przy niej, zamienić kilka słów… Więc całą grupą wybrali się do szpitala.
-Ej… skoro już tutaj nie macie gdzie uciec, bo przecież chyba nie wyskoczycie z jadącego samochodu, to powiedzcie mi skąd macie nasz album ze zdjęciami?- spytała odwracając się do tyłu, siedziała na przednim siedzeniu pasażera, nikt się nie odezwał. Tylko śmiali się pod nosem i spoglądali co chwilę na siebie. Wyglądali jak małe dzieci na „dywaniku” u dyrektora. Dzieci, które coś zbroiły i boją się kary za ten czyn- No mówcie!
-No bo to Lou poszedł…- zaczął Niall, za co w natychmiastowym tempie dostał od Louisa w tył głowy- Auć!
-Nic nie mów baranie…- urwał brunet.
-Bez łaski! I tak się dowiem, w ten czy inny sposób… A wtedy kara będzie o wieeeeeele gorsza! – powiedziała i podniosła jedną brew. Oczywiście wszyscy natychmiast zaczęli się śmiać, lecz wyjątkiem była Ana. Ta blondynka miała niezwykle trafną intuicję. A tym razem przeczuwała, że nie ma żadnego powodu do śmiechu. Czuła, że coś stało się Victorii. Miała rację, ale jeszcze wtedy nikt o tym nie wiedział. Przekonali się dopiero chwilę później.
Ana jako pierwsza wyszła z samochodu. Otworzyła drzwi do szpitala, jej oczom ukazał się długi, biały, nudny korytarz. Na jego końcu dyżurka pielęgniarek. Ruda podeszła tam i spytała się o Victorię. Siostry wyjaśniły, że jeżeli Ana nie jest spokrewniona z Vic to nie może uzyskać na jej temat żadnych informacji. Na szczęście Anę szybko dogoniła Lena. Porozmawiała spokojnie z oddziałową, a ta zaprowadziła całą grupę, składającą się z siedmiu osób, do lekarza prowadzącego. On zgodził się porozmawiać tylko z Leną i Harrym.
-Panie doktorze… Co z Victorią?- spytała ciemnooka siadając przed biurkiem w gabinecie lekarza.
-Nie ciekawie… Zdążyliśmy już zrobić badania i przeprowadziliśmy operację… Ma połamane dwa żebra i lewą nogę. Była wielokrotnie bita i kopana. Na całym ciele ma liczne siniaki i zadrapania. Na głowie krwiaka… I najgorsze jest to, że…- nie mógł dokończyć, nie potrafił zrozumieć dlaczego tak młoda osoba, dziewczyna, która tak bardzo kochała życie, próbowała je sobie odebrać… Doktor Balikowski znał Vic. Był przyjacielem jej ojca. Biologicznego ojca…
-Że? – z przemyśleń wyrwała go Lena.
-Że się cięła… to znaczy, nie wiadomo czy zrobiła to sobie sama, ale tak zakładamy… Na ręce ma rany po cięciu. Trzy cięcia… Dwa małe, ale jedno było na tyle głębokie, że Victoria zdarzyła stracić dużo krwi.
-Będzie potrzebna krew? Ja mam tę samą grupę krwi co ona…- tłumaczyła Lena.
-Nie, nie potrzebujemy już. Przetoczyliśmy już krew Victorii- wyjaśnił.
-A jak ona się czuje? Możemy z nią porozmawiać?
-Niestety… Wasza przyjaciółka jest w śpiączce. Musimy utrzymywać ją w śpiączce farmakologicznej żeby nie czuła aż tak bardzo bólu. Została znaleziona nieprzytomna, przebudziła się na chwilę, ale to było kilka sekund, może minuta.- kiedy Lena usłyszała to wszystko, jej oczy zaszkliły się. Dziewczynie chciało się płakać, lecz wiedziała, że musi być silna.  Pociągnęła nosem, przetarła szybko oczy i spytała czy będą mogli zobaczyć Victorię- Tak, ale nie długo.- odpowiedział lekarz.
-Tak… Dobrze. Możemy teraz do niej iść?
-Sala dwieście pięćdziesiąt dwa, piętro trzecie.
- Dziękujemy doktorze…- oboje wyszli z pomieszczenia i skierowali się w stronę windy.
Gdy byli już na trzecim piętrze, spotkali tam swoich przyjaciół. „Skąd wiedzieliście, że Vic jest gdzieś tutaj?” zdziwiła się Lena. Niall od razu wyjaśnił jej, że Louis zagadał jedną młodą stażystkę, a ona powiedziała mu gdzie leży Victoria. Blondynka przewróciła oczami w poszła w głąb korytarza. Mijała sale numer dwieście trzydzieści dziewięć, dwieście czterdzieści… przyspieszyła kroku „O jest. Tutaj jest dwieście pięćdziesiąt dwa… chodźcie!” powiedziała i powoli weszła do pomieszczenia.
Po chwili żałowała, że tam weszła. Łzy mimowolnie wypływały z jej oczu. „Ona wygląda gorzej niż ta martwa dziewczyna, którą  widzieliśmy…” zwróciła się do Harry'ego. On zaniemówił. Victoria leżała na łóżku szpitalnym. Miała nogę w gipsie, umieszczoną wyżej wysokości ciała. Ręka była zawinięta bandażami, do drugiej ręki wpięta była kroplówka. Brunet podszedł do łóżka. Przyciągnął krzesło bliżej. Usiadł na nim i wziął dłoń Victorii w swoje ręce. Pocałował ją delikatnie. Po policzku spłynęła mu pojedyncza, słona łza. Łza żalu i współczucia…
Minęły dwie godziny. Wszyscy nadal siedzieli przy Victorii. „Chyba powinniśmy już wracać…” odezwał się Liam.
-Nie ma mowy! Nigdzie nie jedziemy, zostajemy tutaj!- Lena próbowała urwać temat.
-Lena… Chodź, spakujesz jej ulubione rzeczy, jakieś ciuchy, telefon…- uspokoił ją Zayn. Blondynka zdziwiła się, bo Mulat odezwał się do niej pierwszy raz od długiego czasu. Była w takim szoku, że wydusiła z siebie tylko krótkie „Dobrze…” i wyszła z sali. Wszyscy wrócili do domu, lecz Harry został przy Victorii. Został i przyrzekł, że więcej nie będzie tak cierpiała, że jej nie zostawi…
„Wiesz, już więcej nie popełnię tego błędu. Nie będę pił i już nigdy nie zostaniesz sama. Zawsze będę Cię bronił. Już zawsze…” wyszeptał, pocałował ją w dłoń i wpatrywał się w jej poobijane ciało, ręce, twarz. Chłopak oprał głową o zimne, metalowe łóżko i zasnął.



 ***




I jest już 21 rozdział :)) Jak to szybko zleciało :D
Przepraszam za błędy.

Co sądzicie o tym rozdziale? Mam nadzieję, że chociaż trochę Wam się spodobał... Piszcie komentarze! :)

Następny rozdział pojawi się najprawdopodobniej za tydzień, w sobotę.  :)

To tak w skrócie napiszę…


Min. 30 komentarzy = następny rozdział :)
Dacie radę, wierzę w Was :D