piątek, 27 grudnia 2013

Rozdział 44 "Kłamstwo"

Był już piątek. Dzień jak każdy inny... Nie. Ten różnił się od reszty. Był wyjątkowy. Zapowiadał się wspaniale. Nic nie mogło go zepsuć... Nic, ani nikt. 

Victoria usłyszała głośne pukanie do drzwi pomieszczenia, w którym się znajdowała. Bez wahania otworzyła je z uśmiechem i powitała zaspaną przyjaciółkę, która aktualnie wyglądała jakby ktoś wlókł ją za nogi, za sobą, kilkanaście kilometrów po gorącym asfalcie. 

-Dlaczego nie jesteś w szkole?- spytała od razu Lena, nie zważając na to, że kultura wymagała przywitania się chociażby krótkim uśmiechem. 

-O to samo mogłabym zapytać Ciebie...- burknęła pod nosem brunetka, wyrównując czarną kreskę na powiece.

-Ja się przeziębiłam, a Ty po prostu olewasz lekcje- stwierdziła, siadając na dużej pralce. 

-Nie olewam... - czoło zielonookiej automatycznie się zmarszczyło.- Przecież byłam w szkole...- zaczęła, lecz niestety dosyć długą chwilę zajęło jej przypomnienie sobie dnia, w którym ostatni raz uraczyła swoją obecnością mury starego, znienawidzonego przez większość uczniów, budynku. 

-Waśnie...- syknęła blondynka.- Możesz mi powiedzieć co się z Tobą dzieje? Na prawdę ten chłopak jest wart takich poświęceń? - spytała szybko. Nadal była nieświadoma sytuacji, które wydarzyły się w życiu Victorii w ciągu ostatnich kilku dni.

-Tak, jest tego wart- Vic odłożyła kosmetyki do niewielkiego kuferka i szczelnie go zamknęła.- A Tobie nic do tego!

-Victoria, przecież wiesz, że ja chcę dla ciebie dobrze... Martwię się... 

-To się nie martw! Nick jest na prawdę cudowny i odpowiedzialny!- wyszła zdenerwowana z łazienki. Lena od razu zeskoczyła z pralki i pobiegła za swoją rozzłoszczoną przyjaciółką. 

-Nick? Ten Nick, o którym myślę?- zapytała z niedowierzaniem. 

-Tak, to on. I co, masz z tym jakiś problem? - warknęła zakładając buty.

-Nie znasz go tak jak ja... Dobrze Ci radzę, uważaj na niego!- zezłościła się, widząc jak Victoria nawet nie przejmuje się jej radami. Podeszła do niej i złapała ją za ramię, tym samym odwracając brunetkę twarzą do siebie.-Powtórzę jeszcze raz... Uważaj. 

-Niby na co?- zrzuciła z siebie rękę przyjaciółki. 

-Na niego. Nick jest dziwny i strasznie tajemniczy. Nie powinnaś się z nim...- dziewczyna chciała dokończyć swoją radę, lecz niestety Victoria nie pozwoliła jej na to.

-To jest moje życie i to ja będę decydować o tym z kim się spotykam! - wrzasnęła, szybko złapała do ręki kurtkę oraz torebkę, po czym wybiegła z mieszkania, trzaskając drzwiami. 

Nie wierzyła w to co stało się chwilę wcześniej... Wiedziała, że nie powinna tak naskakiwać na Lenę, lecz nie miała ani czasu, ani ochoty na odkręcanie tego. Kiedy wszystko -według Victorii- zaczęło się układać, ktoś chciał stanąć na drodze do jej szczęścia. Nie mogła na to pozwolić. Po prostu tak, jak gdyby nigdy nic, szła przed siebie z podniesioną głową, ignorując wciąż narastające wyrzuty sumienia. 

Kiedy przed budynkiem, z którego wyszła, spotkała uśmiechniętego Nikodema, na jej twarzy również pojawił się równie promienny uśmiech. Natychmiast wyrzuciła w głowy zaprzątające ją myśli i od razu podeszła do bruneta. Z całych sił, które zdołała z siebie wykrzesać, wtuliła się w jego ciało. Tak, czuła, że jest szczęśliwa. Tego potrzebowała...

-Tęskniłem...- wyszeptał w jej włosy, delikatnie całując czubek jej głowy. 

-Ja też- odrzekła, odrywając się od niego z jeszcze szerszym uśmiechem. 

-To jak...- zaczął, łapiąc jej malutką dłoń.-...gotowa na spacer?

-Z Tobą, zawsze- ścisnęła jego rękę mocniej i oparła delikatnie głowę o jego ramię, po czym oboje zaczęli powoli iść w stronę pobliskiego parku.
Spacerowali przez bardzo długi czas. Cieszyli się sobą. Nikt inny nie miał nic do gadania. Liczyli się tylko oni. Gdy Nick był przy Victorii, uśmiech z jej twarzy nie znikał. Dziewczyna promieniała przy nim. 

Czy w tym chłopaku było coś wyjątkowego? Czy może znajomego...?

-Victoria... Wiesz, może miałabyś ochotę poznać mojego ojca bliżej?- spytał chłopak kiedy już odprowadzał brunetkę z powrotem. 

-Co masz na myśli?- zdziwiła się. 

-Może wpadłabyś za kilka dni do mnie? Na... wspólną kolację?- zaproponował z jego wiecznym uśmiechem. 

-Z chęcią...- odparła kiwając głową na zgodę. - To bardzo dobry pomysł... Z przyjemnością zamienię z twoim ojcem kilka zdań. 

-Uwierz, że to nie będzie zbyt 'rozmowny' wieczór...- zaśmiał się cicho, na co brunetka tylko zmarszczyła czoło, w geście zdziwienia.- Pewnie to mój ojciec będzie mówił...My będziemy tylko słuchać... Ewentualnie kiwać głową...- wyjaśnił, gdy zobaczył minę Vic. 

-Aaa... W takim razie z chęcią go posłucham- uśmiechnęła się i zauważyła, że oboje są już pod jej blokiem. Stanęła przodem do chłopaka i mocno go przytuliła. Nikodem chciał odprowadzić brunetkę pod samo mieszkanie, co ukazał gestem skierowania się w stronę drzwi, lecz Vic automatycznie przerwała mu, ściskając jego rękę. -Nick, to nie jest dobry pomysł...- szepnęła. 

-Dlaczego?- zatrzymał się, spoglądając na nią.

-Bo... W mieszkaniu pewnie jest Lena, a ona nie jest za tym, żebym nadal się z tobą spotykała... -wyjaśniła, delikatnie spuszczając głowę. 

-Rozumiem- westchnął.- Nie znamy się za dobrze, a ona na pewno się o ciebie boi, w pełni ja rozumiem- uśmiechnął się pokrzepiająco.- To... Do zobaczenia wieczorem...- cmoknął zarumienioną dziewczynę w policzek, po czym udał się do samochodu. 

Victoria widziała w nim to co najlepsze. Nie zauważała niczego co mogłoby być podejrzane. Nick, był dla niej idealny. Ale to nic dziwnego... Zawsze kiedy się zakochamy, osoba, którą darzymy tym pięknym uczuciem jest dla nas perfekcyjna... Potrafimy każde jej niepowodzenie odwrócić w coś całkowicie pozytywnego. Usprawiedliwiamy każdy jej błąd... 

A co jeśli tych błędów nie ma? Tak, Nick ich nie popełniał. Był idealny. ZAinealny. 

Brunetka z wielkim uśmiechem na twarzy weszła do mieszkania, lecz gdy zobaczyła Lenę, czekającą na nią w korytarzu- jej mina zrzedła. 

-Od razu uprzedzam, że nie mam ochoty na rozmowę z tobą...- burknęła zdejmując wierzchnie ciuchy i od razu udała się do łazienki. 

-Mogłabyś mi wytłumaczyć dlaczego akurat on?- spytała panna Prógowicz, idąc za nią.

-Mogłabym...

-To słucham- oparła się o futrynę w drzwiach. 

-Mogłabym, ale tego nie zrobię- urwała, zmywając makijaż. 
Blondynka tylko westchnęła głośno i wyszła z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. 

W głowie Victorii przebiegało tyle myśli, że sama nie była zdolna nad nimi zapanować. Natłok wydarzeń skumulował się do tego stopnia, że brunetka po prostu nie wiedziała o czym ma myśleć... Spojrzała w lustro, na swoją twarz. Nie widziała w niej już siebie. Spoglądając głęboko w swoje oczy, dojrzała w nich nadzieję... Na lepsze jutro?  

Postanowiła, że musi skupić się na swoim pierwszym występie. To w tamtej chwili było w dla niej najważniejsze. Tak bardzo długo pragnęła tego, co w tym momencie miała na wyciągnięcie ręki... Nie mogła przepuścić takiej szansy.

Po bardzo długiej i odprężającej kąpieli, dziewczyna ubrała się w najlepszą sukienkę jaką posiadała... Uczesała się i pomalowała. Była gotowa... Podśpiewując pod nosem tekst piosenki, którą miała wykonać za kilkadziesiąt minut, zaczęła przyglądać się sobie w lustrze. Ręką wygładziła zmierzwiony materiał sukienki i uśmiechnęła się najdelikatniej jak tylko potrafiła. Wtedy za jej plecami pojawiła się Lena, co natychmiast zmieniło humor brunetki. 

-Gdzie znowu wychodzisz?- z ust Leny wydobyły się cichutkie, niepewne dźwięki. 

Panna Prógowicz bała się o przyjaciółkę. Wiedziała, po prostu czuła to, że Vic pakuje się w coś co nie wyjdzie na dobre ani jej, ani nikomu innemu. 

Czy jej przeczucia były trafne?

 Na twarzy blondynki widoczna była troska, zmieszana ze strachem... Jej usta przybrały dziwny, nieznany kształt, a ciemne oczy lekko zaszkliły się. 

-Victoria... Porozmawiaj ze mną...- poprosiła drżącym głosem. Czuła, że już długo nie wytrzyma tego napięcia. 

-O czym?- gwałtownie odwróciła się w jej stronę.- Lena, my nie mamy o czym rozmawiać. 

-Ja Cię nie poznaję...-szepnęła blondynka pod nosem, równocześnie mrużąc oczy. -Powiedz mi chociaż gdzie wychodzisz- poprosiła.

-Nie mam czasu na żadne wyjaśnienia- stwierdziła mierząc swoją przyjaciółkę od góry do dołu i z powrotem, po czym łapiąc do ręki płaszcz, wyszła z mieszkania w ten sam sposób, w jaki zrobiła to kilka godzin wcześniej. 

Lena nie wytrzymała. Ciekawość zwyciężyła nad dumą... Dziewczyna natychmiast podbiegła do okna, znajdującego się w salonie, z którego miała doskonały widok na ulicę. Od razu w oczy rzucił jej się duży, ciemny samochód. Oczywiście tak jak się spodziewała... Po chwili wysiadł z niego Nick, czule przywitał się z podbiegającą do niego brunetką i szarmancko otworzył jej drzwi do samochodu, od strony pasażera. Victoria pospiesznie wsiadła do pojazdu, który po chwili odjechał... 

                                                           ***

-Boisz się?- spytał brunet wykręcając kierownicę w prawą stronę, dzięki czemu po upływie kilku sekund samochód spokojnie stał na właściwym miejscu parkingowym. 

-Niby czemu miałabym się bać?- odpowiedziała lekko kpiącym tonem, po czym odpięła pasy. Młodzieniec wzruszył ramionami.- Nick, ja nie mam czego się bać... Wyjdę na scenę, zaśpiewam, jeśli innym się spodoba, to świetnie, jeśli nie... Trudno- odrzekła. Wysiadając z samochodu poprawiła wymiętą sukienkę i zamknęła drzwi od pojazdu.- Ile tak mniej więcej, w piątki, przychodzi tam ludzi?

-Nie liczy się ilość, tylko jakość, maleńka...- mruknął z uśmiechem, dziewczyna słysząc ostatnie słowo jego wypowiedzi zarumieniła się, delikatnie spuszczając głowę. Dopiero po chwili, kiedy przeanalizowała powiedziane przez bruneta zdanie, zwróciła uwagę na pierwszą jego część. 

-Jakość?- zdziwiła się, spoglądając na Nick'a. Na jej twarzy nadal widniały leciutkie rumieńce. 

-Sama z czasem się przekonasz...- urwał. 

Po krótkim marszu, który przeminął im oczywiście w ciszy, dotarli do wejścia wielkiego, dobrze oświetlonego budynku. Był to wielki hangar, niewyobrażalnie wysoki. Victoria nie spodziewała się, że klub, w którym ma śpiewać jest tak elegancki. Słysząc słowo 'klub' przed oczami miała jakąś dyskotekę, w której będzie przyśpiewywać od czasu do czasu... Ale tak nie było. Dziewczyna wpakowała się w coś o wiele poważniejszego. 

Ale czy wyjdzie jej to na dobre? Czy decyzja, którą podjęła zaprowadzi ją na sam szczyt, czy może zdepcze ją do samej ziemi? 

Wchodząc do budynku w oczy od razu rzucał się luksusowy, elegancki wystrój. Wszystko było zrobione ze szkła, barwionego na różne odcienie i kolory. Całość wydawała się być taka delikatna, krucha, nie do dotknięcia. 

-Nick, czy my na pewno...- zaczęła Vic, po czym chłopak złapał ją za dłoń i bez słowa prowadził w niewiadomym dla brunetki kierunku.

Gdy przeszli przez obszerny 'korytarz', znaleźli się za sceną, na której za chwilę miała wystąpić brunetka. 

-Nick, to wszystko tutaj jest takie...- szukała odpowiedniego słowa, które byłoby w stanie opisać, pod jakim wrażeniem jest dziewczyna.
-Nowe?  Inne? - spytał pan Parker, dokańczając za nią zdanie. Pojawił się tam tak nagle, jakby dosłownie wyrósł spod ziemi. Zaskoczył tym zarówno Vic, jak i swojego syna.- Wiem, że to mało powiedziane...- mruknął z uśmiechem. -Ale nie bój się... Mimo tego, że to wszystko tak poważnie i sztywnie wygląda, nie przychodzą tu same starsze osoby. Ta 'inność' właśnie przyciąga do tego miejsca młodych ludzi, szukających trochę rozrywki...- wyjaśnił. 

-Rozumiem- odpowiedziała krótko, zaskoczona dziewczyna.- Ja po prostu nie spodziewałam się, że to miejsce będzie takie... piękne!- stwierdziła z zachwytem. 

-Wiesz, Victoria, powiem Ci coś bardzo ważnego...- mężczyzna podszedł do niej lekkim niczym piórko krokiem i objął ją ramieniem, idąc w stronę wejścia na scenę.- Wśród dzisiejszej publiczności nie są tylko rozwrzeszczane nastolatki... - szepnął do jej ucha. -Miej to na uwadze. 

-Victoria, trzymaj...- Nick podszedł do niej, tym samym odrywając dziewczynę od swojego ojca, który od razu obdarzył go wrogim spojrzeniem. Ręka chłopaka wysunęła się do przodu, Vic natychmiast złapała przedmiot trzymany przez niego i ścisnęła go mocno, biorąc głęboki oddech. -Dzisiaj daj z siebie wszystko... Nie pożałujesz. -powiedział poważnie, po czym z uśmiechem cmoknął ją w czoło. -Leć...- jego prawa dłoń delikatnie poklepała biodro dziewczyny, która od razu odskoczyła na bok, tym samym, nieświadomie zbliżając się do wejścia na scenę. 

Poprzez wzięcie głębokiego, długiego oddechu w jej płucach znalazło się dużo powietrza... W głowie zaświeciła się mała lampeczka, dopingująca Victorię. Oczywiście wraz z zaświeceniem się światełka, dziewczyna zrobiła pierwszy, pewny krok na scenę. Później poszło z górki. Gdy zabrzmiały pierwsze dźwięki odpowiedniej piosenki, słowa z ust zielonookiej wypływały z taką wrodzoną lekkością, że wszyscy byli pod wrażeniem...

-Poradzi sobie... - stwierdził Nick, kierując słowa do swojego nieobecnego już ojca. Chłopak tak zapatrzył się na Victorię, że nie zauważył jak Parker ulotnił się gdzieś. 
You can't stop me now I've got my heart in motion
I wanna make it in America
Make it in America

W momencie kiedy brunetka wyśpiewała ostatnie słowa piosenki, w sali zabrzmiały gromkie brawa, a na scenie, obok mile zaskoczonej nastolatki pojawił się pan Parker ze swoim charakterystycznym uśmiechem. 

 -Właśnie wystąpił mój nowy 'nabytek'!- powiedział do mikrofonu ze śmiechem, jedną ręką wskazując na uśmiechniętą brunetkę.- A teraz jeszcze raz chcę usłyszeć głośne brawa dla Victorii!- niemal krzyknął, po czym sam zaczął klaskać. 

Na sali ponownie rozbrzmiał szum i głośny dźwięk obijających o siebie dłoni. Nie zabrakło oczywiście donośnego gwizdania...

-W takim razie podziękujmy gorąco Victorii...- powiedział uciszając oklaski. Dziewczyna ukłoniła się grzecznie, po czym bez słowa zeszła ze sceny. Widząc uśmiechniętego od ucha do ucha Nick'a, podbiegła do niego i rzuciła mu się na szyję. Była ogromnie szczęśliwa. 

-Brawo! - szepnął jej do ucha, ciągle się uśmiechając i wtulając ją w swoje ciało mocniej. -To może... Pójdziemy to jakoś uczcić? - zaproponował. 

-Innym razem... -odszepnęła niemalże od razu i oderwała się od niego. - Muszę szybko wracać do domu... - wyjaśniła oddając mu do ręki mikrofon.- Ale jutro z wielką chęcią to z Tobą uczczę- uśmiechnęła się z iskierkami w oczach, po czym najdelikatniej jak potrafiła, cmoknęła chłopaka w policzek. 
Po krótkiej chwili, dziewczyny nie było w budynku... Była już w drodze do domu...

                                                          *** 

Brunetka na palcach weszła do mieszkania. Chciała zrobić to niezauważalnie, bezszelestnie. I prawie jej się to udało. Problem tkwił w tym, że w mieszkaniu ktoś już na nią czekał...

-Gdzie byłaś?- Marek zadał pytanie szeptem, stojąc oparty o futrynę w drzwiach, prowadzących do salonu. Victoria przestraszyła się, gwałtownie odwróciła się w jego stronę i zrobiła wielkie oczy. -Zadałem Ci pytanie i oczekuję konkretnej odpowiedzi. 

-Spotkałam się z Nick'iem...- odrzekła najszybciej jak tylko potrafiła.

-Błędna odpowiedź...- wyszeptał z chytrym uśmieszkiem.- Nie musisz mnie okłamywać, bo ja o wszystkim wiem-oznajmił pogrążając się w ciemności, panującej w salonie. Panna Nowińska nie czekając długo, poszła za nim. 

-Skąd wiesz?- zdziwiła się.

-Nie pytaj skąd... To nie potrzebne-usiadł na kanapie, ciągle wytrzeszczając wzrok. Ciężko było cokolwiek zobaczyć w ciemności. -Dzisiejszy występ poszedł Ci znakomicie... - odrzekł krótko. -Gratuluję.

-Marek... Jak...- jęknęła z coraz większym zdziwieniem na twarzy. 

-Posłuchaj mnie teraz uważnie... Najlepiej, dla nas wszystkich, będzie jeśli już więcej mnie nie okłamiesz- pouczył ją, po czym wstał i udał się do kuchni.- Dobranoc, Victoria!- powiedział donośniej. 

-Dobranoc...- mruknęła brunetka spuszczając delikatnie głowę i kierując się w stronę sypialni, dzielonej z przyjaciółką. W głowie próbowała opanować swoje myśli…








***




Na samym początku bardzo przepraszam Was za tak długie opóźnienie…
I za błędy też.
Czekam na Wasze opinie w komentarzach.
Co sądzicie o rozdziale?
Piszcie. :)
Kocham Was! <3
________________________________________
Dlatego, że już za niedługo Nowy Rok, chciałabym życzyć Wam wszystkim dużo zdrowia, radości, uśmiechu… By ten nadchodzący rok był jeszcze lepszy od tego, który już przemija. I jeszcze tak na koniec: spełnienia marzeń! <3 

sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział 43 "Uśmiech"

Victoria postanowiła, że jak na razie nie będzie mówić nikomu o swoich planach odnoście śpiewania. Chciała wziąć swoje życie we własne ręce i w końcu spełnić swoje marzenie. Stwierdziła, że nie potrzebna jest jej aprobata innych osób, pragnęła dojść do czegoś sama. Chciała odnieść sukces, który będzie niespodzianką dla jej bliskich…

Ubrana w czarną, zwiewną sukienkę, sięgającą nad kolana, skórzaną kurtkę oraz ciemne kozaki, wyszła z domu, nie informując o tym nikogo. Była nadzwyczajnie pewna siebie. Pierwszy raz nie czuła stresu. Była niemalże pewna tego, że jej się uda. Chociaż jeszcze nic nie było dopięte na ostatni guzik, Victorię ogarniało szczęście.

Stojąc przed długim, wysokim, dobrze oświetlonym budynkiem, dziewczyna poczuła mocny ucisk w żołądku. Czyżby nagle wrócił stres? Tak, ale tylko chwilowo. Zielonooka wzięła głęboki oddech, głośno przełknęła ślinę, a kiedy zdecydowała się popchnąć wielkie drzwi i zrobić pierwszy krok, stres odpuścił. Ulotnił się jak kamfora… Bezpowrotnie.

Pierwszy krok…
Lecz… Czy właściwy? Czy krok, który zrobiła Victoria, doprowadzi ją do sukcesu, czy też zniszczy wszystko co do tej pory osiągnęła? Tego nie wie nikt. To pokaże czas...

Drzwi do gabinetu wydały z siebie trzy rytmiczne, szybkie dźwięki. Mężczyzna wstał od wielkiego, szklanego biurka, po czym podszedł do nich i osobiście otworzył je. Za nimi stała drobna brunetka, ze szczerym, pięknym uśmiechem. Pan Parker zachęcił ją do wejścia, odwzajemniając uśmiech, a gdy dziewczyna znalazła się już w środku, zamknął drzwi i nakazał jej usiąść przed biurkiem, na dużym, białym fotelu, po czym sam zrobił to samo, tyle, że po przeciwnej stronie szklanego mebla.

-Twoje imię już znam, Ty moje też… -uśmiechnął się mężczyzna mrugając jednym okiem, co nie ukrywając trochę przeraziło pannę Nowińską.- Teraz czas byśmy omówili Twoją pracę u mnie…

-Nick opowiadał mi, że mogłabym… -zaczęła dziewczyna, lecz najwidoczniej nie było jej dane skończyć tego zdania, ponieważ Parker ożywił się i przerwał jej kiedy tylko usłyszał imię swojego syna.

-Nick może obiecywać Ci dużo, ale to ode mnie tu wszystko zależy, więc radziłbym Ci skupić się na tym co mówię ja- wyjaśnił, wstając. Podszedł do dużego okna, dającego widok na całą panoramę miasta i spojrzał przez nie, odwracając się tyłem do Victorii. Dziewczyna tylko skinęła grzecznie głową, tym samym pozwalając mówić mu dalej.- Więc na czym ja skończyłem… -szepnął pod nosem.- Aha! Umowa… Więc tak… Występowałabyś co tydzień. W każdy piątek… Jeśli będzie Ci szło dobrze, pomyślę nad częstszymi występami, ale to tylko wtedy, kiedy ludziom będzie się podobać to co będziesz robić- uśmiechnął się, odwracając się do niej przodem i pochodząc do szklanego biurka. Mężczyzna szybkim ruchem wyciągnął z jednej szuflady plik kartek i sunął nim po stole w stronę Victorii. Po chwili na kartkach znalazł się długopis.- Przejrzyj… Jeśli będziesz miała jakieś wątpliwości, to pytaj…

-Ile będę dostawała za jeden występ?- spytała biorąc do rąk umowę.

-Wszystko jest tam opisane- wskazał na plik białych kartek, na których były miliony małych druczków.

-Mogę panu ufać? – spytała ze skrzywioną miną, ewidentnie nie miała ochoty na czytanie kilkudziesięciu kartek formatu A4, zapisanych najmniejszym rozmiarem czcionki, jaki tylko był możliwy do przeczytania.

-Możesz mieć pewność, że ta umowa jest całkowicie legalna i zatrudnienie ciebie też. To, że jesteś niepełnoletnia nie ma nic związanego z tym, że chcesz śpiewać… W końcu za marzenia nie karzą, prawda? – na jego twarzy pojawił się medialny, wyuczony uśmiech.

Victoria postanowiła zaryzykować. Teraz, albo nigdy… powiedziała pod nosem i wzięła do ręki długopis. Kiedy odwróciła umowę na ostatnią stronę i odnalazła puste miejsce, oczekujące na jej podpis, mężczyzna przerwał jej, głębokim westchnięciem. Dziewczyna spojrzała na niego pytająco, a Parker otrząsnął się.

-Zapomniałem o najważniejszym! –zawył, na co mina dziewczyny zrobiła się jeszcze bardziej zdziwiona.- Zaśpiewaj mi! – rozkazał i rozmarzony usiadł na krześle. Był sztuczny. Za sztuczny. Każdy jego ruch był teatralny, wyuczony, lecz Victoria nie zauważyła tego. Zawsze myślała, że żeby osiągnąć sukces, trzeba się czymś wyróżniać… On widocznie wyróżniał się tym.

-Emm… -zamyśliła się na chwilę, odłożyła umowę na bok.- Co mam panu zaśpiewać?

-Nie panu, mów mi po imieniu… Dla Ciebie jestem John… - uśmiechnął się.

-Dobrze, John, co mam zaśpiewać? – ponowiła pytanie.

-Co tylko zechcesz, chcę usłyszeć Cię w czymś, w czym jesteś perfekcyjna… - zamknął oczy, czekając na pierwsze dźwięki, które już wkrótce wydobyły się z ust brunetki.

Got a one way ticket down a 2 way street
Got the wind in my hair and there's dust on my feet

I'm just trying to make it in America
Only thing to my name is an old t-shirt
Faded 1985 from a stones concert
And I'm dying to make in America
And I'm singing the words to my favorite song
With the rag top down and my glasses on
And I'm driving straight through America

I wanna taste the sun
Cause baby I'm born to run
I got a feeling that i'm not the only one
And I, I wanna show some skin
Yeah baby I need the ocean
You can't stop me now I've got my heart in motion
I wanna make it in America
Make it…


Victoria niestety nie mogła dokończyć, ponieważ przy ostatnich dwóch słowach, Parker przerwał jej biciem brawa. Były to pojedyncze, trzykrotne uderzenia w dłonie… Po tym mężczyzna wstał, uśmiechnął się i zaczął wyrażać swoje zdanie…

-Masz niesamowity głos! – zachwycił się.- I wiedz, że nawet jeśli rozmyślisz się z podpisania umowy, to ja będę walczył o to, żeby taki Skarb mieć u siebie!- powiedział z tym razem szczerym uśmiechem, lecz jego twarz była już tak przyzwyczajona do sztuczności, że nie można było określić tego, czy Parker mówi szczerze, czy też kłamie, albo czy uśmiecha się od serca, czy wręcz przeciwnie…

-To miłe…- szepnęła Victoria, biorąc głęboki oddech i pokazując szereg swoich ząbków.- Dziękuję bardzo.

-Wiesz, powiem Ci, że na pierwszy ogień, w piątek możesz wystąpić właśnie z tą piosenką, którą zaprezentowałaś mi przed chwilą… - zaproponował, unosząc jedną brew.

-Z chęcią… - odpowiedziała z uśmiechem i bez zastanowienia, złożyła swój podpis we właściwym miejscu.

Było już po wszystkim. Decyzja została podjęta. Impuls zadziałał. Plan się spełnił…
 Jak wszystko potoczy się dalej?

Dziewczyna odsunęła od siebie umowę, tym samym podając ją Parkerowi, który już zacierał ręce ze szczęścia… Swoja drogą… Victoria dziwiła się dlaczego tak szybko zgodził się na jej pracę w swoim klubie, lecz nie to w tym momencie było najważniejsze! Najważniejsze było to, że w końcu zaczęła iść w stronę spełniania marzeń…

-No to co… Widzimy się w piątek. – mężczyzna wstał, schował do szuflady plik kartek i zamknął ją na kluczyk. Poprawił swoją marynarkę, po czym wystawił swoją dużą dłoń, w stronę zielonookiej. Dziewczyna uścisnęła rękę Johna, po czym obdarzyła go uśmiechem. – Pamiętaj, że w piątek musisz przyjść pełna energii!- pożegnał ją, a kiedy Vic znalazła się już poza jego gabinetem, zamknął za nią drzwi.

Chwilowo była zamotana. Nie wiedziała, w którą stronę powinna się udać. Oparła się o ścianę i ze szczęścia miała ochotę piszczeć i skakać. Uśmiechała się i co chwile chichotała. Nie wierzyła w to co stało się chwile wcześniej… To miał być nowy początek…

-Victoria!- nagle usłyszała głośny, roześmiany krzyk dochodzący z jej prawej strony. Odwróciła się w tym kierunku i ujrzała Nick’a, stojącego na środku długiego korytarza z jednym, różowym tulipanem w dłoni. Brunetka długo nie myśląc, od razu podbiegła do chłopaka i rzuciła mu się w ramiona z wielkim uśmiechem, zamykając oczy.

-Udało mi się!- szepnęła mu do ucha, ze łzami w oczach. Oczywiście, łzami szczęścia.

-Wiedziałem, że Ci się uda…- powiedział, po czym zielonooka oderwała się od niego.- Gratuluję! To dla Ciebie…- z szerokim uśmiechem podał jej piękny kwiat. Na jej twarzy zagościły rumieńce.

-Dziękuję… - powiedziała, delikatnie przytykając roślinę do nosa i rozkoszując się jej zapachem. -Nie spodziewałam się, że tu przyjdziesz…- rzekła rozglądając się, by podkreślić znaczenie miejsca, w którym się znajdowali.

-Przyszedłem tu, żeby Ci pogratulować oraz, żeby zaprosić Cię na…- chłopak momentalnie i prawie niezauważalnie zaciął się, zastawiając się nad odpowiednim doborem słów.-… na wypad do kina? – uśmiechnął się zachęcająco.- No nie daj się prosić…

-No dobrze! Zgadzam się- odrzekła rumieniąc się jeszcze bardziej.

-To będę pod twoim blokiem koło osiemnastej, dobrze?

-Jasne… Ej, moment… Skąd wiesz gdzie mieszkam? – zdziwiła się.

- Mieszkasz z Leną, a wiem gdzie ona mieszka. Przecież wszyscy dobrze się znamy w naszej grupie…- wyjaśnił z taką łatwością, jakby było to oczywiste. Bo w gruncie rzeczy takie właśnie było.

-Ah, nie pomyślałam o tym, przepraszam… Z tego wszystkiego jestem roztargniona- uśmiechnęła się i cmoknęła chłopaka w policzek, co oznaczało pożegnanie. Brunet pożegnał ją machnięciem prawej dłoni, a Victoria od razu pobiegła w stronę wyjścia z budynku.

Cała w skowronkach wróciła do domu. Była uśmiechnięta, roześmiana, miała ochotę dosłownie na wszystko do czego potrzebna była masa pozytywnej energii, której w tym momencie dziewczynie nie brakowało.

Victoria dosłownie wbiegła do pokoju, rzuciła torebkę na łóżko, po czym położyła się na nim, z uśmiechem patrząc w sufit i oddychając głęboko. Dopiero po chwili zauważyła zadumaną Lenę, ‘wiszącą’ nad laptopem, w skupieniu słuchającą czegoś na słuchawkach. Brunetka od razu wstała ze swojego łóżka i usiadła na sofie, na której znajdowała się jej blond przyjaciółka.

-Co tam słuchasz? – spytała z uśmiechem, zdejmując słuchawki z uszu ciemnookiej, na co dziewczyna tylko wskazała na ekran laptopa i przeglądała tę stronę dalej.

-Co o tym sądzisz?- zadała pytanie, po czym położyła urządzenie na kolanach brunetki i odłączyła słuchawki.

-Te oczy wydają mi się znajome…- szepnęła.- Czekaj, czekaj… Przecież to są jakby Twoje oczy… - spojrzała na przyjaciółkę zdziwiona.

-Właśnie…- szepnęła Lena, była wyraźnie zasmucona i zdenerwowana.

-Ale, przecież to jest tatuaż, tak? Czyj? Jak to znalazłaś? – szereg pytań wylatywał z ust Victorii.- Wyjaśnij mi to wszystko…

-To jest nowy tatuaż Zayn’a…- wyjaśniła blondynka, szybko zmieniając otwartą kartę, na następną.

-Ale jakim cudem on…- zatkało ją, dosłownie. Nie potrafiła wydusić z siebie ani słowa.

-Oglądaj....- szepnęła i włączyła jeden, krótki urywek wywiadu z One Direction.

Dziennikarka wdziała na twarz sztuczny uśmiech. Tak samo postąpili chłopcy. Nie było już w nich tej samej pozytywnej energii co kiedyś. Zmienili się. Każdy z osobna nabrał ‘nową twarz’. Zachowywali się inaczej, mówili w inny sposób, używali innych słów. Wyjątkiem był Zayn… W którym widoczna była nadzieja. Jego uśmiech nie był udawany, nie. Wręcz przeciwnie, był tak szczery, że było to aż zadziwiające. Tak, chłopak domyślał się, że w końcu Lena zobaczy ten wywiad…

-Zayn! – poruszyła się rudowłosa kobieta.- Teraz czas na Ciebie i twój nowy dobytek- poruszyła brwiami.- Opowiedz nam coś o nim…

-Nie wiem od czego powinienem zacząć…- zaśmiał się głośno.

-Co tknęło Cię by zrobić akurat taki tatuaż?- naprowadziła go dziennikarka.

-Nie co tylko kto… Ale nie, w sumie początkowa forma tego pytania też była prawidłowa, bo bardziej skłoniła mnie do tego tęsknota za tą osobą…- wyjaśnił, spoglądając na ramię, na którym widniał ‘rysunek’.

-Ooo… Coraz bardziej mnie zaskakujesz! – syknęła.- Za jaką osobą?

-Cudowną, kochaną, mądrą, wyjątkową, piękną, wspaniałą i moją… - odpowiedział, wymijając odpowiedź, na którą czekała kobieta.

‘Oberwie mu się za to…’ szepnął Liam do Niall’a, w nadziei, że żadna z kamer tego nie uchwyci. Niestety. Mylił się.  Wszystko zostało dokładnie udokumentowane...

- A mógłbyś trochę jaśniej? – spytała.

-Mógłbym, ale nie powiem tego jaśniej… Już bardziej się nie da.

Po tych słowach Lena zatrzymała wywiad i nawet nie patrząc na przyjaciółkę rzuciła szybko: „Teraz będzie najciekawsze, więc słuchaj” po czym wznowiła filmik.

-To może powiesz czyje są te oczy? –zachęciła go rudowłosa Emma.

-Te oczy należą do tej samej osoby, do której należy moje serce…

Koniec. Dziewczyna spojrzała zaszklonymi oczyma na przyjaciółkę i czekała na jakikolwiek odzew z jej strony. Brunetka była zszokowana. Ponownie nie wiedziała co powinna powiedzieć. Milczała co chwile spoglądając to na ekran laptopa, to na blondynkę.

-Lena… To znaczy, że on nadal Cię kocha… - szepnęła z uśmiechem, ale to wcale nie pomogło pannie Prógowicz. Ciemnooka rozkleiła się. – Nie płacz… Powinnaś się cieszyć…

-Jak mam się cieszyć, co?- jęknęła przez płacz. – Przecież ja jestem tutaj, on jest tam… Najpierw powiedział, że nami koniec, a on teraz odstawia coś takiego…

-Nie patrz na to z tej złej strony! Wyciągnij z tego pozytywy!- odrzekła z uśmiechem, po czym delikatnie przytuliła swoją przyjaciółkę.

-Jakie pozytywy? To, że już nigdy nie będziemy razem jest pozytywem?- spytała wyraźnie zezłoszczona.- To jest niemożliwe, żebyśmy się jeszcze kiedykolwiek spotkali, a Ty mówisz o pozytywach?

-Pamiętasz jak zawsze powtarzałaś mi, żebym nigdy nie mówiła nigdy?- spytała, nadal uśmiechając się. – Więc teraz ja Ci to mówię. Wszystko jest możliwe, tylko trzeba w to uwierzyć!- rzuciła, po czym szybko spojrzała na zegarek, wiszący nad jej łóżkiem. Od razu zrobiła wielkie oczy, po czym dosłownie zerwała się z miejsca, podbiegła do szafy, wyjęła z niej pierwszą napotkana sukienkę i pędem udała się do łazienki.

-Victoria, co się stało?- spytała Lena, idąc za brunetką.

-Cholera… Nie mogę się spóźnić! – krzyknęła, przebierając się.

-Ale gdzie? Umówiłaś się? – blondynka była bardzo ciekawa. Stała pod drzwiami, opierając się o ścianę i czekając na odpowiedź.

-Owszem… Umówiłam się…- powiedziała, poprawiając delikatny makijaż.

-A mogę wiedzieć kto jest tym szczęśliwcem? – zaśmiała się lekko, przecierając oczy.

-A to tajemnica…- wyszła z łazienki i udała się do przedpokoju, gdzie szybko nałożyła buty oraz kurtkę.

-Powiedz mi chociaż... czy go znam…? – nadal dociekała.
Jedyną odpowiedzią jaką uzyskała był głośny śmiech Victorii, będącej już poza drzwiami mieszkania…




***


Moje kochane!
Dzisiaj krótko…
Przepraszam za błędy. 
Mówiłam, że nie będzie bezpośrednio chłopaków, tylko będzie ‘coś’ o nich… Ale spokojnie, powoli zbliżamy się do nich i teraz w następnych kilku rozdziałach będzie o nich mowa… I w końcu dotrzemy do nich… :)
Hmm… Proszę o komentarze. Tak jak zawsze motywują mnie do dalszej pracy! Czekam na wasze opinie. :)
Dziękuję, za to, że jeszcze ze mną jesteście.
Kocham Was! <3 

piątek, 6 grudnia 2013

Rozdział 42 "Wdzięczność"

Następnego dnia rano, dziewczyna obudziła się na kanapie. Leżała sama, nie było już obok niej Marka. W całym mieszkaniu roznosił się niesamowity zapach świeżych gofrów. Lena doskonale pamiętała tę przyjemną woń. Delikatnie uniosła się do pozycji siedzącej i skierowała swój przenikliwy wzrok w stronę kuchni, która była doskonale widoczna z salonu.

-Victoria?!- wrzasnęła kiedy zobaczyła swoją przyjaciółkę, zajmującą się przyrządzaniem śniadania.

-Tak, to ja…- Vic odwróciła się w stronę blondynki.- Co Ci jest? Masz minę jakbyś zobaczyła ducha…- stwierdziła z lekkim uśmiechem.

-Co Ty tu robisz? Nie jesteś w areszcie?- zdziwiła się, była już trochę spokojniejsza.

-Nie, jak widać stoję tu cała i zdrowa.- odrzekła i obróciła się wokół własnej osi.

-Ale… jak to?- wstała, po czym udała się do kuchni.
-Jestem niewinna, więc czemu dziwi Cię to, że mnie wypuścili?- szepnęła z lekkim zdenerwowaniem.- Lena, ja nie zabiłam Twojej mamy, są na to dowody…- zapewniała.

-Wiem, tylko jak to się stało, że tu jesteś?

-Z samego rana, na komisariat wpadł Marek… Przyniósł nagranie z monitoringu, na którym widać, że w tym samym czasie, kiedy Sylwia została zamordowana, ja byłam w salonie kosmetycznym. Szukałam jej tam… - wyjaśniała i znów zabrała się za przygotowywanie gofrów.-  Zostałam oczyszczona z zarzutów. Dzięki Markowi…

-Ale przecież… - zamotała się blondynka.- Jak on…?

-Nie wiem. I szczerze mówiąc nie chcę wiedzieć. Ważne, że już jestem w domu. – odrzekła.

-Gdzie on jest?

-Pojechał do pracy – urwała temat i położyła na stole talerz pełen gotowych gofrów.- Smacznego- uśmiechnęła się do przyjaciółki, po czym natychmiast udała się do pokoju. Po kilku minutach wyszła z niego, już przebrana w ciepłe ciuchy.- Wrócę za dwie godziny…- powiedziała wychodząc z mieszkania i nawet nie oczekiwała, na żadne pytania ze strony Leny.
                                                          ***
Ten dzień był wyjątkowo chłodny… Deszcz lał niemiłosiernie, mocząc każdą napotkaną na ulicy osobę. Jedną z tych osób była Victoria… Dziewczyna szła powolnym krokiem przed siebie, nie zważając na to, czy deszcz pada, czy też nie. Co prawda, była już cała przemoczona, lecz ignorowała to. Szła tam, gdzie już dawno powinna się znaleźć…

Przechodząc obok małej budki z kwiatami, którą obsługiwała starsza kobieta, brunetka od razu zwróciła uwagę na wielki bukiet z białych i czerwonych róż. Bez zastanowienia wyciągnęła ostatnie pieniądze, które miała w portfelu i kupiła piękny bukiet. Odchodząc, posłała do siwowłosej kobiety, szczery uśmiech.  Wtedy zauważyła, że na przystanek, znajdujący się kilka metrów od niej, podjechał autobus, więc pędem udała się w jego stronę.

Po dwudziestu minutach krążenia po mieście, autobus zatrzymał się na właściwym przystanku. Victoria natychmiast wysiadła z zatłoczonego środka transportu i skierowała się w stronę cmentarza.

Długo błądziła szukając grobu swojej ciotki…  Ku zdziwieniu nastolatki, była sama. Cmentarz był naprawdę ogromny, ale nie było na nim żadnej żywej duszy, prócz niej samej.

W końcu znalazła to czego tak długo szukała. Uśmiechnęła się sama do siebie i westchnęła głośno. Podeszła bliżej, po czym ułożyła piękny, wielki bukiet na samym środku nagrobka. Spojrzała na zdjęcie ciotki, przymocowane do płyty, naciągnęła do płuc sporą ilość powietrza, po czym wypuściła je ze świstem.

-Wiesz ciociu… Nie musiałaś mnie chronić. Dałabym sobie rady. Nie musiałaś się poświęcać– szeptała. Jej ciemnozielone oczy zaczęły lśnić, a łzy wypływać z ich kącików.- Ty wiedziałaś o wszystkim. Wiedziałaś dlaczego to się stało. Dlatego Cię zabił, prawda?- spytała. Na spierzchniętych ustach poczuła pierwsze krople słonych łez.- Oczywiście, że prawda…- odpowiedziała.- Ale ja już nie mogę Ci pomóc, ciociu. Przepraszam…

Victoria nie wytrzymała już tego napięcia. Odeszła od grobu ciotki, bo czuła, że długo nie wytrzyma. Czuła, że nie może rozczulać się nad sobą i nad tym co się stało. Wiedziała, że musi stawić czoła sytuacji, w której się znalazła. Wiedziała… Ale to wszystko było tak bardzo trudne.
Wyszła z alejki, w której jeszcze przed chwilą stała i podeszła do pierwszej ławki, którą zauważyła. Od razu usiadła na niej.  Nie zwróciła nawet uwagi na to, że ktoś już na niej siedział…

-Yyy… Cześć!- powiedział zdziwiony chłopak. Victoria nie zareagowała.- Halo! Słyszysz?- spytał machając prawą dłonią przed jej twarzą.

-Emm… Co?- oderwała się od myśli, które zakrzątały jej głowę i zwróciła swoje zaszklone oczy na przystojnego chłopaka.

-Przywitałem się tylko…- zaśmiał się delikatnie, pokazując swój idealnie prosty uśmiech.- Płakałaś?- przyjrzał się brunetce, która w tym momencie spuściła głowę, tym samym zasłaniając twarz włosami opadającymi na nią. – Nie chowaj się- szepnął, najdelikatniej jak tylko potrafił dotknął podbródka Victorii swoją zimną dłonią i zmusił dziewczynę, by na niego spojrzała.- Coś się stało? Taka ładna dziewczyna jak Ty nie powinna płakać…- stwierdził, spoglądając prosto w jej zielone oczy.

-Nic się nie stało. Po prostu nie radzę sobie z pewnymi sprawami i czasem muszę trochę popłakać…- wyjaśniła ocierając twarz.

-Niepotrzebnie. Płacz w niczym nie pomaga- uśmiechnął się.- Sprawia tylko, że my czujemy się w małym stopniu lepiej, bo pozbywamy się pewnych emocji. Ale płacz nigdy nie rozwiązuje żadnego problemu… - powiedział wpatrując się przed siebie.- Ejj… - spojrzał na dziewczynę, która znów zaczęła płakać.- Nie płacz.- szepnął zbliżając się do Victorii, po czym lekko objął ją ramieniem. – Nie możesz płakać, wiem co mówię…

-Nie wiesz- wyłkała.

-Ehh…- westchnął i wtulił dziewczynę w siebie tak mocno jak tylko potrafił.- Musisz się uspokoić- wyszeptał dotykając jej przemarzniętej dłoni. -  Jesteś strasznie zimna- stwierdził.

-I co z tego?- jęknęła podnosząc głowę. Chłopak nie odpowiedział na to nic. Zdjął z siebie swoją skórzaną kurtkę i zarzucił ją na plecy zielonookiej.- Dziękuję…

-Nie ma za co – uśmiechnął się.- Słuchaj, może chodźmy stąd? To chyba raczej nie jest najlepsze miejsce…

-Jasne, masz rację- odrzekła i wstała.

Oboje skierowali się w ciszy ku bramie cmentarnej. Chłopak co chwile z ciekawością spoglądał na Victorię, która zaczęła zastanawiać się co ona tak właściwie robi… Przecież ona go nie zna… Vic przystanęła na chwilkę i przyglądnęła się chłopakowi. Zaśmiała się pod nosem.  Jego twarz wydawała się być znajoma… A nawet bardzo znajoma…

-Skąd ja Cie kojarzę? – spytała i zmarszczyła czoło.

-Nie mam pojęcia- zaśmiał się.

- Może tylko mi się wydaje- szepnęła sama do siebie.

-Słuchaj… Znam taką fajną kawiarnię, niedaleko stąd…- zaczął.- Może wybrałabyś się tam ze mną?- spytał zachęcająco i uśmiechnął się. Dziewczyna od razu spojrzała na niewielki zegarek, założony na jej lewym nadgarstku i odwzajemniła uśmiech.

-Z chęcią- odpowiedziała.

Upłynęło dosłownie kilku minut, a Victoria i nowo poznany chłopak byli już w kafejce. Brunet zdjął z ramion dziewczyny swoją kurtkę oraz jej płaszcz, odwiesił je na wieszak, po czym odsunął krzesło, by zielonooka mogła wygodnie usiąść.

-To ja idę zamówić…- posłał dziewczynie uroczy uśmiech po czym udał się w stronę niewielkiej lady. Dziewczyna przyglądała się chłopakowi z uwagą. Kilka sekund później brunet wrócił do stolika i zaczął się śmiać, lecz dziewczyna nie zorientowała się o co mu chodzi.- A tak właściwie, to czego się napijesz?- spytał nadal śmiejąc się z własnej głupoty.

-Espresso, poproszę- Victoria również zaśmiała się i patrzyła na odchodzącego chłopaka, który w mgnieniu oka wrócił do dziewczyny niosąc dwie pyszne kawy.

-Proszę- szepnął i uważnie podał pannie Nowińskiej niewielką filiżankę.

-Dziękuję. Nie wiem jak mogę Ci się odwdzięczyć… Wiesz, pewnie nadal siedziałabym na cmentarzu i płakała- nagle zielonooka spuściła głowę i posmutniała.

-Ejj! No już, uśmiechnij się maleńka!- rozweselał ją chłopak. Uśmiech na twarzy dziewczyny pojawił się zaraz po tym jak usłyszała słowo ‘maleńka’. Wraz z uśmiechem, na policzkach brunetki zagościły rumieńce. –No i tak ma być!

-Nie wiem jak Ty to robisz…- westchnęła i spojrzała na uśmiechniętego od ucha do ucha młodzieńca.- Wiesz, nadal mam wrażenie, że skądś Cię znam – przyglądała mu się z uwagą.- Tylko skąd?

-Może w Twoich snach byłem rycerzem na białym koniu, który ratował Cię z wszelkich opresji?- zasugerował z charakterystycznym błyskiem w oku.

-Możliwe, możliwe… - powiedziała w zadumie, lecz już po chwili znów się zaśmiała.- Nie, to nie to-pokręciła głową.

-Szkoda…

-Wydaje mi się jakbym już kiedyś widziała Cię gdzieś… Twój uśmiech, oczy… - wymieniała.

-Ej! Ty czasem nie jesteś Victoria? – zdziwił się.

-Tak…

-Znasz Lenę?!

-Tak, to moja kuzynka…- zdziwiła się.

-Już wiem gdzie mogłaś mnie widzieć- zaśmiał się cicho.- Tańczę z nią w grupie, a Ty chyba kiedyś przyszłaś na nasz trening, pamiętasz?

-Tak, tak… Rzeczywiście- rzekła w zamyśleniu.- Tak, pamiętam!  Nick, tak?- spytała z uśmiechem.

-W sumie to mam na imię Nikodem, ale większość osób mówi mi właśnie Nick…- wyjaśnił.

-W takim razie, Nick, miło mi Cię poznać. – uśmiechnęła się ukazując delikatne dołeczki w policzkach.

-I wzajemnie…

Przez następną godzinę oboje bawili się w najlepsze. Mimo tego, że były to najzwyczajniejsze, może dla niektórych wydające się być nudnymi, rozmowy, oni spędzili ten czas w swoim towarzystwie czując, że to nie będzie tylko jednorazowe spotkanie…

-Wiesz… Miło było Cię poznać, ale ja raczej już muszę lecieć. Lena na mnie czeka…- tłumaczyła.

-Okej. Yyy… Może mógłbym Cie trochę odprowadzić, co Ty na to? – uśmiechnął się.

-Jasne, dziękuję.

Kiedy wyszli z kawiarni, dziewczyna niepewnie złapała Nick’a pod rękę. Brunet nie miał nic przeciwko. Uśmiechnął się, skinął głową i szedł przed siebie.

-Wiesz, Victoria słyszałem od Leny, że śpiewasz… - zaczął rozmowę.

-Tak troszeczkę. Nic wielkiego…- mieszała się.

-Chciałabyś śpiewać, tak na poważnie? – spytał bez owijania w bawełnę.

-Oczywiście, że tak- odpowiedziała z uśmiechem.

-Mój ojciec ma taki klub… Szukamy osób, które zgodziłyby się śpiewać tam regularnie. Oczywiście za dobrą zapłatą…

-Naprawdę? Jak często? – w jej oczach automatycznie pojawiły się iskierki nadziei. Prościej mówiąc, dziewczyna zrozumiała, że to może być jej jedyna szansa… Zbyt wiele już ich zmarnowała.

-W każdy piątek, o godzinie dwudziestej, albo dwudziestej drugiej- objaśnił.

- I mogłabym tam śpiewać?

-Tak, tylko musisz porozmawiać z moim ojcem. Ale on na pewno się zgodzi, jeśli coś zaśpiewasz.

-Jeju! Dziękuję Ci bardzo! – ucieszyła się dziewczyna, po czym rzuciła się Nick’owi na szyję, mocno ściskając go.- Dziękuję, dziękuję, dziękuję!

-Łoo… Nie szalej tak, Mała- roześmiał się i przytulił dziewczynę.- Nie ma za co.

-Jest! Nawet nie wiesz jaka jestem Ci wdzięczna!

-Nie potrzebnie. Proszę, to wizytówka mojego ojca, zadzwoń, umów się, zaśpiewaj mu coś i zapraszam w piątek…- zaśmiał się prawdopodobnie setny raz tego dnia i podał brunetce skrawek papieru.

-Jeszcze raz dziękuję! – wzięła wizytówkę i puściła bruneta. –Słuchaj…- powiedziała szybko kiedy zauważyła nadjeżdżający pojazd.-… to mój autobus, muszę lecieć. Do zobaczenia! – uśmiechnęła się szeroko i pobiegła w stronę przystanku.
Nikodem spoglądał tylko na odjeżdżającą, nareszcie uśmiechniętą Victorię…







***





I jak wrażenia po tym rozdziale? Podoba Wam się nowy bohater? :)
Jeśli Nick zainteresował Was, to zapraszam do zakładki ‘bohaterowie’, tam znajdziecie jego zdjęcie i krótki opis.
Victoria jest szczęśliwa, ale czy na długo?
Jejku, czekam na komentarze, bo pod ostatnim rozdziałem niestety było ich trochę mało. ;c
Jak zawsze przepraszam za wszelkie błędy i za to, że rozdział jest taki krótki.
Obiecuję, że następny będzie trochę dłuższy i pojawi się tam ‘coś’ o chłopakach. :)
Niestety nie mogę powiedzieć co, bo to niespodzianka.

No cóż, mam nadzieję, że pod tym rozdziałem będzie chociaż 20 komentarzy…
Zapraszam za tydzień, na rozdział 43. 


Kocham. <3