niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział 63 "Zeznania"


Kiedy Louis dowiedział się w jakim stanie są jego przyjaciele nie mógł w to wszystko uwierzyć. Zastanawiał się jak do tego doszło. Martwił się o swojego najlepszego przyjaciela. Przyjaciela, który po same uszy wkopał się w wielkie kłopoty. Najgorsze było to, że Tomlinson wielokrotnie ostrzegał go i prosił, by Harry był ostrożny, lecz on nie posłuchał. Jak zwykle.

Lou od samego początku wielkich tajemnic Styles'a miał złe przeczucia. Wiedział, że wraz z sekretami, w życie młodszego kolegi wplącze się alkohol, który działał na niego ogłupiająco. Chłopak zmienił się. Samotność, milczenie, tęsknota... To spowodowało wielkie zmiany w zachowaniu Styles'a oraz w jego nastawieniu do życia. Tomlinson bał się, że nie były to zmiany na lepsze.

Wchodząc do sali, w której znajdował się Styles, chłopak rzucił wzrokiem na jego poobijane ciało. Wyglądał mizernie, ale to i tak nic przy komplikacjach Victorii.

-Co ci odbiło?! - fuknął, nie owijając w bawełnę, po czym oparł się o ścianę znajdującą się blisko łóżka Harrego.

-Całkiem miłe powitanie, wiesz? Nie jesteś ciekawy jak się czuję?- zakpił.

-Od lekarza wiem, że praktycznie nic Ci nie jest, więc nie rozczulaj się nad sobą, bo mogło się to dla ciebie skończyć gorzej. - Słysząc to lokaty od razu oprzytomniał i postanowił przerwać bezsensowne spory z Louisem. Przed jego oczami momentalnie pojawił się obraz bezwładnego ciała Victorii, jej ran na brzuchu, kałuży krwi, w której leżała...

-Wiesz coś o Victorii? Gdzie ona jest? - spytał. Widząc zbolałą minę Lou, domyślił się, że z Vic nie było najlepiej. - Proszę, powiedz, że ona żyje...- mruknął słabo, tak jakby na samą myśl o stracie Victorii umierał.

-Żyje, żyje... -westchnął ciężko. -Ale lekarze walczą o jej życie. Jest teraz operowana. Jej stan jest naprawdę ciężki.

-Ale... Wyjdzie z tego?- zapytał. Gdy ujrzał zmieszanie na twarzy starszego przyjaciela, spuścił wzrok.

Czuł, że to wszystko to jego wina.  Że właśnie przez niego jego ukochana walczy o życie. Palący żar wyrzutów sumienia zaczął dręczyć jego myśli i serce. Gdyby nie to, że sam, na własną rękę próbował ją uratować dziewczyna pewnie byłaby w jednym kawałku. On był tego świadomy. Nie mógł pogodzić się z tym, że prawie zabił osobę, dla której żył. Ona była jedyną osobą, na której mu zależało. Wciąż mu zależało...

-Musiałeś prawie ją zabić, żeby w końcu dotarło do Ciebie to, że nadal ją kochasz? -fuknął Louis. Harry uniósł swój zamglony wzrok, kręcąc głową z niedowierzaniem.

-To nie byłem ja! To nie ja ją postrzeliłem. Ja chciałem tylko przywieźć ją do szpitala... Uratować ją. Pomóc... Pokazać, że nadal... Że ją kocham- przyznał z trudem. -I kochałem zawsze- westchnął, opuszczając swoją głowę w dół. -Nie chciałem spowodować tego wypadku... Naprawdę, nie chciałem...

-Kto tam jeszcze był? Kto ją postrzelił? - Nawiązał z zaciekawieniem do pierwszej części wypowiedzi przyjaciela.

-Ten... Jak on... Nikodem? - Leniwie zmarszczył czoło.

-Więc to on był wszystkiemu winien...- bąknął pod nosem niebieskooki. Hazz jedynie przytaknął głową. -Gdzie on teraz jest?- spytał podejrzliwie. Gdy tylko zobaczył wzrok swojego przyjaciela, dotarła do niego powaga sytuacji.

-Ja... Zabiłem go... -przyznał z trudem. Nawet nie spojrzał już na Louisa. Nie mógł. Nie potrafił.

- A przypomnij sobie ile razy mówiłem ci, że alkohol kiedyś cię zgubi...

- Nie zaczynaj tego swojego "a nie mówiłem". Nie teraz- mruknął zmęczony całą tą sytuacją Hazz.

- Upiłeś się i zaczęło ci odbijać! - uniósł się wzburzony Tomlinson.

- To nie tak! On chciał ją zabić! Mierzył w Victorię pistoletem. Miałem stać i bezczynnie patrzeć jak ją zabija?!- wrzasnął ze złością, ocierając pojedynczą łzę, spływającą po jego policzku. -Nie mogłem mu na to pozwolić, rozumiesz? Nie mogłem!

- Nie musiałeś go od razu zabijać. Wiesz jakie będą konsekwencje tego? Pójdziesz siedzieć!

- A co ty zrobiłbyś na moim miejscu, co? Gdybyś ją kochał, pozwoliłbyś ją zastrzelić? - zapytał groźnie. Lou jedynie westchnął, kręcąc głową. -Tak myślałem- bąknął cicho.- Nie wypominaj mi tego. To była moja świadoma decyzja. Nie żałuję mojego wyboru.

-Ale...

-Gdybym mógł, zrobiłbym to ponownie- syknął, wstając z łóżka. Niebieskooki przyglądał się ze zdziwieniem koledze, odrywającemu od siebie wszystkie małe kabelki, którymi był połączony z ciągle pikającą maszyną.

-Co ty robisz? -zdziwił się, lustrując wzrokiem Harrego, który już wychodził na główny korytarz. Chłopak prędko udał się za nim.

-Idę dowiedzieć się jak czuje się Victoria- odrzekł, wchodząc do wielkiej windy. Lou pokręcił głową. Był wyraźnie zirytowany zachowaniem Styles'a.

- Możesz mi powiedzieć skąd wiedziałeś, że ona tam była? -zadał pytanie, po dosyć długiej chwili męczącej ciszy. Temat, który poruszył był dla Styles'a drażliwy, gdyż chłopak zignorował pytanie przyjaciela.

Cisza, którą obaj musieli znosić była jedną z najbardziej męczących ciszy, jakie w życiu przetrwali. Napięcie między nimi wzrastało z każdą sekundą i każdym krokiem, z którym zbliżali się do sali operacyjnej, w której lekarze walczyli o życie Vic.

Gdy po kilku minutach znaleźli się we właściwym miejscu, zastali tam wszystkich swoich przyjaciół. Liam wraz z Niallem nerwowo pili kawę z małych kubeczków, siedząc na podłodze obok drzwi. Nawet Lena była już pod salą. Siedziała na jednym z niewygodnych, plastikowych krzeseł, oczekując na jakiekolwiek nowiny. Mimo lekarstw, które przyjęła, wciąż była roztrzęsiona.   Obok niej siedział Zayn wraz z Vanessą, która w kółko próbowała zająć myśli Leny rozmową. Dziewczynka wiedziała, że to wszystko nie było dla blondynki proste, dlatego starała się pomóc jej na tyle, na ile była w stanie. Niestety, Lena odpierała wszystkie próby pomocy ze strony psychologa, Vanessy, a nawet swojego chłopaka.

Kiedy blondynka uniosła swój zapłakany wzrok i ujrzała przed sobą Harrego- wybuchła. Nie potrafiła powstrzymać łez, rozgoryczenia oraz złości. Nie widziała w nim przyjaciela, nie widziała tego, że on również cierpiał. Widziała jedynie porywacza, gwałciciela i głupca. Nie potrafiła dostrzec w nim człowieka. Nie mogła, nie po tym wszystkim. Wciąż była przekonana, że całe zło wyrządzone Victorii to jego wina.

-Ty... Jeszcze śmiesz się tu pokazywać?!- wrzasnęła najgłośniej jak tylko potrafiła, zrywając się z miejsca. Niemal od razu znalazła się przy rozkojarzonym Harrym, okładając jego tors oraz twarz pięściami. Zaskoczony chłopak zakrył się zdrową ręką, próbując odsunąć się od rozzłoszczonej blondynki. -Czemu się nie bronisz, co?! Victorię potrafiłeś pobić, zgwałcić i postrzelić, a mnie teraz nawet nie uderzysz, tak?- wykrzyczała, policzkując go z całych sił, jakie zdołała z siebie wykrzesać. W tym samym momencie Zayn złapał ją mocno w pasie, odciągając od Styles'a.

-Lena! Co ty wyprawiasz? - spytał spokojnie Malik. Jak zwykle okazał się być jedyną deską ratunku dla panny Prógowicz. - Spójrz na mnie... Uspokój się. -Przytulił ją do siebie, gładząc jej długie, blond włosy.-To nie jest czas, ani miejsce na takie zachowanie.

-Puść mnie...- szepnęła przez łzy. -On musi zapłacić za to co zrobił Victorii!- warknęła, spoglądając groźnie w stronę Harrego, ocierającego krew z nosa.

-Nigdy...- mruknął zielonooki, pociągając nosem.- Nigdy nie podniosłem i nie podniosę ręki na żadną kobietę.

-Nie zgrywaj niewiniątka!- Wyrwała się z objęć Zayna ponownie ruszając z pięściami w stronę Styles'a. Na szczęście Malik zareagował natychmiastowo. Mocno zacisnął swoją dłoń na jej nadgarstku, przyciągając ukochaną do siebie, po czym szybko zaciągnął ją z powrotem na miejsce. Kiedy rozzłoszczona blondynka siedziała na krześle, podeszła do niej Vanessa, która kompletnie nie rozumiała reakcji swojej starszej kuzynki.

-Lena... - zaczęła cicho dziewczynka, obawiając się nerwowej reakcji ze strony panny Prógowicz. Ta jedynie uniosła swój zdenerwowany wzrok, kierując go na niebieskooką. - Dlaczego tak na niego naskoczyłaś? - spytała.
-Jeszcze pytasz?- zdziwiła się. -Przecież to jest Harry! To on was porwał! -warknęła.

-Nie, Lena... To nie ten Harry...

-Jak to... nie ten? Nie rozumiem.- Zmarszczyła czoło, spoglądając to na Harrego, to na Van.

-Tamten Harry miał trochę ciemniejsze włosy, mniej tatuaży i był wyższy...

-To był Nick, nie Harry- odezwał się Louis, siadając obok Leny. Dziewczyna spojrzała na niego, przytakując z niedowierzaniem, a następnie spuściła wzrok. Dopiero wtedy wszystko zaczęło ze sobą współgrać. Przypuszczenia stały się faktami.

-Harry... -zaczęła cicho. Chłopak spojrzał na nią wyczekująco. -Ja...

-Nie przepraszaj. Przecież nie wiedziałaś, rozumiem to- westchnął, opierając się o ścianę.

Nagle wszyscy usłyszeli głośny stukot ciężkich butów. Każdy zwrócił swój wzrok w stronę skąd dochodziły te dźwięki. Już po kilku sekundach ujrzeli trzech policjantów, idących w ich kierunku. Nikt nie był tym zdziwiony. Wszyscy domyślali się o kogo im chodziło. Styles westchnął ciężko. Wiedział, że nie przyszli tu po autograf...

-Pan Styles?- spytał funkcjonariusz, mimo tego, że doskonale znał odpowiedź. Chłopak skinął głową. -Pójdzie pan z nami. Jest pan oskarżony o zabójstwo Nikodema Parkera- wyjaśnił policjant. Facet chciał zakuć jego dłonie w kajdanki, lecz kiedy zobaczył gips na jego prawej ręce, odpuścił sobie tą procedurę. Złapał zdrową rękę, wykręcając ją za plecy Harrego. Zielonooki nie stawiał żadnych oporów.

Kiedy tylko Lena usłyszała słowa, które wypowiedział ten mężczyzna, zatkało ją. Wstała z miejsca, patrząc na Harrego. Była zdziwiona i zaskoczona. Chłopak jedynie spojrzał na nią tak, jakby chciał ją przeprosić. Tylko tyle zdążył zrobić, gdyż już po chwili został wyprowadzony ze szpitala.

-Ty też pójdziesz ze mną, dobrze?- spytał mężczyzna, kierując te słowa do Vanessy, siedzącej na jednym z krzeseł. - Porozmawiasz ze mną przy pani psycholog, tak?

-Nie musi pan mówić do mnie, jakbym miała pięć lat. Wiem, że muszę powiedzieć wszystko, co wiem- westchnęła, bez słowa, wstając i kierując się w stronę wyjścia ze szpitala. Oszołomiony policjant spojrzał zdziwionym wzrokiem na Zayna, który stał obok. On jedynie wzruszył ramionami, po czym podszedł do swojej ukochanej, która wdała się w dyskusję z Louisem...

                                                        ***

Siedząc w pomieszczeniu, służącym do przesłuchań, Harry zachowywał stoicki spokój. Nie bał się.  Nie bał się zeznań, kary, czy więzienia. Nie żałował tego, że pozbył się osoby, która zniszczyła życie Victorii. Cieszył się, że mógł uratować życie swojej byłej dziewczynie, lecz nie mógł darować sobie tego, że spowodował ten tragiczny wypadek. Wypadek, który z pewnością sprawił, że stan Vic znacznie się pogorszył.

Wysoki mężczyzna wszedł do niewielkiego pomieszczenia. Spojrzał na Harrego, rzucając na stół wielką, białą teczkę. Kiwnął głową w jej stronę, po czym wskazał na nią palcem i usiadł na dużym fotelu, na przeciwko Harrego.

-Otwórz...- mruknął.

-Nie widzę takiej potrzeby- odrzekł Styles rzucając okiem na teczkę.

-To nie była prośba- bąknął oburzony. - Otwórz ją.

Chłopak westchnął, biorąc do lewej ręki teczkę. Szybko otworzył ją. W środku znajdowały się zdjęcia z miejsca wypadku oraz fotografie przedstawiające zwłoki Nikodema. Zielonooki przyglądał się im ze skruchą wymalowaną na twarzy. Nie chciał zabić tych dwóch niewinnych dziewczyn. Nie chciał spowodować wypadku. Dopiero wtedy dotarła do niego powaga sytuacji, w której się znalazł. Nabrał do płuc masę powietrza, po czym wypuścił go ze świstem, odkładając teczkę na stół.

-Co robiłeś niecałe dwie godziny temu? -spytał mężczyzna.

-Sądzę, że około dwie godziny temu strzelałem w głowę tego bydlaka...- odrzekł, wskazując palcem na zdjęcie martwego Nicka. Funkcjonariusz popatrzył na niego zdziwiony. Nie sądził, że pójdzie mu tak łatwo. Przeczuwał, że Harry zachowa się tak samo jak większość oskarżonych... Że będzie kłamał i uciekał od prawdy.

-Przyznajesz się do zabójstwa Nikodema Parkera oraz do spowodowania wypadku, w którym zginęły dwie kobiety?

-Tak. Ja to zrobiłem- powiedział krótko.

-Dlaczego zabiłeś tego chłopaka?

-Broniłem Victorii. On mierzył w nią pistoletem. Chciał ją zabić. Ona nawet nie miała możliwości do obrony, bo zaczynała tracić przytomność. Nie mogłem pozwolić, żeby ją zastrzelił.

-Skąd wiedziałeś, że zaginiona Victoria Nowińska znajdowała się akurat tam?- zapytał.

-Jakiś czas temu podpisałem umowę z Markiem Zawadzkim. Miał on za zadanie pilnować jej, opiekować się nią i nie dopuścić do tego, żeby cokolwiek jej się stało. Oczywiście, umowa była legalnie podpisana z jego firmą, dostawał za to wynagrodzenie-wyjaśnił. Widząc minę policjanta zrozumiał, że powinien kontynuować.- Kiedy dowiedziałem się, że Victoria znów zaginęła zapłaciłem mu za to, żeby ją odnalazł. Dostarczał mi wszystkie nowe informacje dotyczące śledztwa. Kiedy dowiedział się, gdzie znajdowała się Victoria, od razu do mnie zadzwonił.

-Dlaczego tak bardzo interesował cię los ofiary?- Chłopak wyraźnie zirytował się tym, w jaki sposób mężczyzna mówił o pannie Nowińskiej, ale wolał nie wdawać się w dyskusje z policjantem z powodu takiej błahostki.

-Victoria... To moja była dziewczyna. Z troski o niej wolałem wynająć Marka, bo już raz została porwana. Tylko wtedy stało się to w Polsce.

-Rozumiem... -bąknął pod nosem, głośno stukając palcami o śliski blat. - Skąd miałeś broń?

-Mam na nią pozwolenie. Do obrony własnej.

-Dlaczego nie wezwałeś pogotowia na miejsce, tylko zabrałeś dziewczynę do samochodu? Tym bardziej nie potrafię cię zrozumieć, bo byłeś pijany...

-Nie wiem... Nie wiem dlaczego to zrobiłem. To był impuls. Po prostu wziąłem ją na ręce i zaniosłem do samochodu. Później  nie było już odwrotu.

-Wiesz, że jeżeli twoje zeznania nie pokryją się z zeznaniami innych świadków, to...

-Zeznałem prawdę. Jeśli inni będą kłamać to ich problem-powiedział, przyglądając się uważnie policjantowi. -Wypuścicie mnie stąd dzisiaj, czy całą noc będziemy rozmawiać? -syknął.

-Zabiłeś człowieka... Twój stan zdrowotny jest dobry... Posiedzisz sobie do wyjaśnienia śledztwa- mruknął policjant, naciskając mały guzik na rogu stołu.- Zabierzcie go- rzekł.

Po chwili do pomieszczenia wszedł jakiś mężczyzna. Stanął za Harrym, czekając aż chłopak wstanie. Kiedy to zrobił, spokojnie wyprowadził Styles’a z tych czterech ścian, wprowadzając go do celi.

Chłopak usiadł spokojnie na długiej ławce. Zaczął rozglądać się dookoła. Myślał. Cały czas myślał. Czuł się nieswojo z tym, że kogoś zabił... Żałował tego, że wsiadł za kierownicę, gdy w jego krwi wciąż znajdowały się promile. Chyba dopiero zacząć trzeźwieć... Zdecydowanie. Wolał swoje podejście do tej sytuacji, kiedy był pijany. Wtedy przynajmniej nie dręczyły go wyrzuty sumienia...

Nagle usłyszał cichy stukot. W jego celi stał Marek, uśmiechając się pokrzepiająco. Styles jedynie kiwnął głową, by ten oszczędził sobie uśmiechu, gdyż on i tak nic by nie zmienił. Zawadzki westchnął, siadając na krześle stojącym obok ławki.

-Byłem przesłuchiwany...- szepnął Harry. -Przyznałem się do wszystkiego...

-Wiem. Ja też zeznawałem. Vanessa również. Oboje powiedzieliśmy prawdę, więc zeznania poszły na twoją korzyść.

-Ja... Nie chcę siedzieć...- westchnął z trudem. -Nie chciałem zabić tych dziewczyn, naprawdę. To był przypadek. Chciałem tylko uratować Victo...- ciągnął ze łzami w oczach.

-Wiem, że nie chciałeś. Wiem, jakie były twoje intencje. Nie musisz tłumaczyć się przede mną, zostaw to wszystko dla sądu...

- Nie chcę iść do więzienia...- szepnął tak, jakby nadal wypierał z siebie to, co się stało.

-Zabiłeś człowieka... I to nie jednego. Harry, to poważna sprawa.-Spojrzał na jego zmizerniałą twarz.- Sąd z pewnością łagodnie cię potraktuje ze względu na okoliczności sprawy, ale pamiętaj, że to nie jest byle co. Zabójstwo, to nie kradzież... Życia nie da się nikomu oddać, czy odpracować.

-Masz rację...- przyznał, spuszczając głowę. -Chciałem tylko ją uratować... -wyszeptał. -Właśnie... Co z Victorią?

-Nie wiem... Operacja nadal trwa-odrzekł.- Wiesz, że to właśnie ona mogłaby złożyć kluczowe zeznania odciążające cię? Rozmawiałem chwilę z lekarzem i... Jej stan był tragiczny. A jeśli z tego nie wyjdzie, to...

-Tu już nie chodzi o zeznania. Ona musi żyć. Musi...

W tym samym momencie pod celą pojawił się ten mężczyzna, który chwilę wcześniej wyprowadzał Harrego. Oznaczało to, że czas odwiedzin dobiegł końca. Marek pożegnał się z Harrym krótkim skinieniem głowy, po czym opuścił celę.

Harry został sam. Sam z wyrzutami sumienia…

                                                        ***

Lena była już o wiele spokojniejsza. Zaraz po tym, gdy dostała następne leki uspokajające przestała w ogóle się odzywać. Odpuściła sobie płacz i szloch... Po prostu siedziała, patrząc tępo w jedno miejsce.

Gdy tylko zobaczyła lekarza, wychodzącego z sali, wstała, pełna złudzeń i łakoma pozytywnych informacji. Miała nadzieję, na lepsze jutro, lecz niestety nie było to dane ani jej, ani jej przyjaciołom, ani Victorii...

-Doktorze, co z Victorią?- spytał od razu zaciekawiony Niall.

-Mam powiedzieć najbardziej optymistyczną wersję, czy realistyczną?- westchnął ciężko. To mówiło samo za siebie. Nie miał dobrych wieści.

-Realistyczną- poprosił Zayn.

-Dziewczyna nadal jest w ciężkim stanie. Walczyliśmy na tyle, ile mogliśmy. Reszta należy do niej. Jeśli jej organizm będzie na tyle silny, żeby się zregenerować, może jeszcze trochę pożyje. Ale jeśli jej się to uda... Nigdy nie stanie na własne nogi. W wyniku wypadku straciła całkowitą władzę w kończynach dolnych, gdyż ich kości zostały zdruzgotane. Jeśli Victoria przeżyje najbliższe dwie doby, możecie liczyć na spędzenie jeszcze kilku lat w jej towarzystwie. Ale jeśli nie będzie radziła sobie bez jednej nerki, cóż... Przykro mi. Strzały naprawdę zrobiły z jej brzucha pobojowisko. Nie wiem, jak jej organizm będzie funkcjonował. Na razie utrzymujemy ją w śpiączce farmakologicznej.

-To znaczy, że ona może...

-W każdej chwili jej serce może przestać pracować- wyjaśnił lekarz. -Naprawdę mi przykro- mruknął, odchodząc w stronę głównego holu.

Dziewczyna poczuła jak po jej policzku znowu spływała łza. A za nią druga i trzecia... Nikt nie zdołałby ich zliczyć...




***


Dziękuję za czas poświęcony na przeczytanie rozdziału. Mam nadzieję, że Wam się spodobał.
Czekam na opinie. Pamiętajcie, że są dla mnie bardzo ważne.
Dziękuję, że jesteście.
Do następnego.
Kocham.

niedziela, 3 sierpnia 2014

Rozdział 62 "Wypadek"

Chłopak bez zastanowienia wziął nieprzytomną Victorię na ręce, uważając, by jej nie uszkodzić. Bał się wykonać jakikolwiek pewniejszy ruch, gdyż obawiał się, że może jej to zaszkodzić.
Jej bezwładne ręce zwisały poza jej ciałem, a głowa niebezpiecznie opadała w tył. Brunet prędko ominął nieżywego Nicka, wybiegając z pomieszczenia, w którym chwilę wcześniej odbyła się strzelanina.

Nie mógł pogodzić się z tym, że przybył tam za późno. Znowu zaczął obwiniać siebie o to, w jakim stanie znajdowała się Victoria. Nie mógł dopuścić do jej śmierci. Nie teraz, kiedy w końcu ją odzyskał. Bardzo szybko opuścił stary budynek, biegnąc w stronę swojego samochodu. Nie minęła nawet minuta, a dziewczyna leżała już spokojnie na tylnych siedzeniach pojazdu. Chłopak zawahał się przed przekręceniem kluczyka w stacyjce. Obawiał się tego, że tym razem nie zapanuje nad kierownicą, gdy procenty znów zaczną uderzać do jego głowy. Westchnął głośno, spoglądając na umierającą brunetkę. Przeskanował wzrokiem wciąż krwawiącą ranę na jej brzuchu. Był świadomy tego, że jeśli Victoria nie trafi szybko do szpitala- te minuty mogą okazać się ostatnimi chwilami jej życia. Tym razem już bez wahania odpalił silnik, z piskiem opon ruszając przed siebie.

Kierował bardzo nerwowo, niezdarnie. Co chwilę gwałtownie hamował, by nie potrącić nikogo na drodze. Wiedział, że nie zostało już wiele czasu. Gdy zbliżał się do skrzyżowania, zauważył, że sygnalizator świetlny wskazywał światło czerwone. Zaryzykował. Wcisnął pedał gazu najmocniej jak potrafił, a samochód przyspieszył, wkraczając na niebezpieczną drogę.

To był największy błąd w jego życiu.

Brunet zauważył nadjeżdżającą z naprzeciwka ciężarówkę, która pędziła wprost na nich. Nie zdążył, nie dał rady. Gwałtownie skręcił kierownicę, by uniknąć spotkania czołowego z tym pojazdem, lecz skutki tego były tragiczne. Samochód ciężarowy uderzył w tył auta, w którym znajdowała się dziewczyna, tym samym zgniatając go.  Głowa chłopaka z impetem uderzyła w przednią szybę, a on odpłynął gdzieś, gdzie miał możliwość zapomnienia o bólu…

                                                        ***

-Na którym piętrze znajduje się jego mieszkanie?- spytał Zayn, biegnąc po wysokich schodach zaraz za swoim starszym przyjacielem. Obaj obawiali się tego, co mogliby zastać w mieszkaniu Styles’a.

Nie musiał otrzymywać słownej odpowiedzi. Już po kilku sekundach oboje znaleźli się przed drzwiami do mieszkania, które zastali otwarte. Louis spojrzał porozumiewawczo na Malik’a, który powoli wchodził do środka. Intensywny zapach alkoholu natychmiast dał o sobie znać. Zayn niemal od razu podszedł do okna i otworzył je na oścież. Nie przywykł do takiego zapachu… Odkaszlnął głośno, zasłaniając nos kołnierzem koszulki.  

Oboje skanowali swoim wzrokiem całe mieszkanie Harrego. Nie było go tam. Mieszkanie było puste… Tak, jakby opuścił je w pośpiechu. Jakby coś lub ktoś go do tego zmusił…

Nagle Tomlinson poczuł coś pod swoimi nogami. Gdy spojrzał w dół, zobaczył roztrzaskany na małe kawałki telefon Styles’a. Zaczął zastanawiać się, co tak naprawdę się tam stało… Miał cichą nadzieję, że jego przyjaciel nie zrobił żadnego głupstwa. Chłopak kopnął szczątki komórki w kąt pokoju, rozglądając się dookoła. Krzesło było przewrócone. Na stole leżał niedokończony obiad, który był jeszcze ciepły, a obok niego dwie nadpoczęte butelki wódki…

-On musiał niedawno stąd wyjść…- mruknął Louis, zakręcając butelki z  alkoholem, z których unosiła się intensywna woń.  –W coś ty się wpakował, Styles…- szepnął pod nosem, kręcąc głową z niedowierzaniem.  Nagle usłyszał brzdęk metalu, obijającego się o siebie. Spojrzał w kierunku skąd dochodził ten odgłos i w tym samym momencie usłyszał głos Malik’a.

-Możesz tu przyjść?- krzyknął Zayn z sypialni Harrego. Niebieskooki od razu udał się do wcześniej wspomnianego pokoju. Zastał tam mulata, stojącego nad łóżkiem. Kiedy skierował swój wzrok na pościel zauważył na niej dwa pistolety, obok których leżała masa naboi. –Po co mu to?- zdziwił się ciemnooki. Jego przyjaciel jedynie pokręcił głową.

-Nie mam zielonego pojęcia…- westchnął, siadając na niskim łóżku, po czym nerwowo przeczesał dłońmi swoje brązowe włosy. –Mam tylko nadzieję, że nie wkopał się w jakieś bagno…

-Co masz na myśli?- spytał Zayn, opierając się o parapet.

-A co mogę mieć na myśli?- bąknął. –To samo co wszyscy. Nie mów, że ty nie podejrzewasz go o to całe zamieszanie z porwaniem Victorii, bo w to nie uwierzę.

-Ja wolę się w to nie mieszać… Harry to nasz przyjaciel. Znam go zbyt dobrze, żeby posądzać go o takie rzeczy. Nie wierzę, że to on.

-Ja też wolałbym w to nie wierzyć…

-Rozmawiałem o tym z Leną- zaczął, spuszczając lekko głowę, by dokładniej  przyjrzeć się Tomlinson’owi, który cały czas miał zmieszaną minę. Wcześniej nigdy nie zastanawiał się nad tym, czy to rzeczywiście Harry mógłby być w to zamieszany… Teraz wszystko wskazywało na niego, wszystko było jasne. Nie było żadnego „ale”… -Ona miała różne podejrzenia… Raz mówiła coś o Harrym, raz o Nicku… Kiedyś nawet zastanawiała się nad tym stukniętym ojcem Nikodema.

-Ale… Zastanów się! –wstał z miejsca, nerwowo chodząc wokół łóżka.- Nawet Vanessa powiedziała, że to on… Myślisz, że to dziecko miałoby powód, żeby kłamać?! Sam widziałeś jak bardzo bała się o Victorię! Zależało jej na tym, żeby jak najszybciej jej pomóc, więc wątpię, żeby zawracała sobie głowę bezpodstawnym oczernianiem Harrego. Z resztą… Jestem pewien, że mówiła prawdę. Bez dwóch zdań.

-Ja już nie wiem, co mam o tym myśleć- fuknął cicho Zayn, wykazując swoje zrezygnowanie. Wziął głęboki oddech, po czym przetarł dłonią swoją zmęczoną twarz. Po chwili w jego dłoni znajdowała się komórka, na której szybko wystukiwał właściwy numer. Przykładając telefon do ucha, zlustrował spojrzeniem Louisa, chodzącego po pomieszczeniu w kółko.

-Z… Zayn…- Już po kilku sekundach usłyszał w słuchawce zapłakany głos swojej dziewczyny.

-Lena…- szepnął. Ona jedynie załkała ponownie.- Skarbie, uspokój się… Co się stało?

-Marek właśnie…- wyjąkała z trudem.- Właśnie do mnie dzwonił… - powiedziała, zasłaniając twarz, która znowu przybrała nieprzyjemny grymas płaczu. Dziewczyna poczuła na swojej nodze czyjąś dłoń. Uniosła wzrok, spoglądając na Liama, który widząc jej stan domyślił się, że nie będzie ona zdolna do rozmowy. Bardzo spokojnie skręcając kierownicą w prawo, by zaparkować na niewielkim parkingu,  zabrał od blondynki telefon.

-Dowiedział się czegoś?- spytał od razu z zaciekawieniem. Słysząc ciszę w słuchawce zaniepokoił się. –Lena…? Odezwij się.

-Dowiedział się, że Harry i Victoria mieli wypadek- oznajmił Liam, wzdychając ciężko, po czym wyłączył silnik samochodu. Oparł głowę o siedzenie.

-Jak to?! O czym ty mówisz?- Zdziwienie na twarzy Zayna ukazało się niemal od razu. Zaciekawiony Tomlinson natychmiast zbliżył się do mulata, by również móc usłyszeć rozmowę.

-Nie wiem dlaczego jechali tym samochodem i gdzie chcieli jechać… Nie wiem dlaczego jechali razem. Nic jeszcze nie wiadomo- mruknął, obserwując to, jak Lena wraz z Vanessą wychodziły z samochodu. Kiedy upewnił się, że został sam, ciągnął swoją wypowiedź.- Wydaje mi się, że chciał z nią uciec, gdzieś daleko… -przyznał z trudem.- Żeby być z nią sam na sam.  

-To w tym momencie nie jest aż tak istotne…- stwierdził Zayn, spoglądając  na Lou.-  Co z nimi?

-Samochód został zmiażdżony przez ciężarówkę… Kiedy zabierano ich z miejsca wypadku oboje byli nieprzytomni.

-W którym są szpitalu?- spytał Louis bez owijania w bawełnę, po czym przewrócił oczami.

-W tym samym, w którym byłeś, kiedy złamałeś nogę- wyjaśnił krótko.- Muszę kończyć, bo Lena poszła tam sama z Vanessą i boję się, żeby nie zrobiła czegoś głupiego- westchnął, rozłączając się.

Payne był świadomy tego, że panna Prógowicz w każdej chwili znowu może wybuchnąć płaczem. Znów może zacząć krzyczeć na wszystkich wokół, nawet na obcych ludzi, tak jak zrobiła to w drodze do szpitala... Nie chciał dopuścić do ponownej niezręczności wywołanej napadem blondynki, więc prędko udał się za nią.

Bał się. Jak każda osoba wplątana w tą tragiczną, chorą sytuację. Martwił się o Victorię. O Harrego również... Mimo tego, że podejrzewał go o porwanie Vic, nie chciał, żeby coś mu się stało. W duszy błagał, żeby wszystkie jego przeczucia i podejrzenia okazały się być złudne. Nie chciał, żeby jego przyjaciel wyszedł na takiego dupka. Nie wyobrażał sobie tego.

Gdy dotarł na główny korytarz szpitala, do którego zostali przewiezieni Vic i Harry, zaczął rozglądać się wokół w poszukiwaniu ciemnookiej. Nigdzie jej nie było. Miał złe przeczucia. Podszedł szybko do pielęgniarki stojącej w recepcji. Ona uniosła wzrok, uśmiechając się do niego lekko, a następnie spojrzała na niego wyczekująco.

-Przepraszam...- zaczął szybko.- Wie pani, w którą stronę udała się taka wysoka blondynka?- Widząc zdziwioną minę kobiety, postanowił kontynuować jej opis. - Z niebieskimi końcówkami włosów... Była tu z dziesięcioletnią dziewczynką- wyjaśnił krótko, wyczekując odpowiedzi. Kobieta zmarszczyła czoło w skupieniu, po czym uśmiechnęła się promiennie, co oznaczało, że znała odpowiedź.

-Poszły w stronę sal operacyjnych...- mruknęła. -Do końca głównego korytarza, a później w prawo. Tylko... Proszę nie wchodzić do środka. Właśnie rozpoczęła się operacja dziewczyny przywiezionej z dzisiejszego wypadku- przestrzegła kobieta w średnim wieku. Chłopak tylko grzecznie skinął głową w podziękowaniu, po czym biegiem udał się w kierunku, który wskazała mu pielęgniarka.

Dotarcie na miejsce nie zajęło mu wiele czasu. Kiedy znalazł się pod salą, zobaczył Vanessę, stojącą nad zapłakaną Leną, która siedziała na jednym z małych krzeseł. Dziewczyna była już na skraju wytrzymałości. Nie radziła sobie z bólem, który wypełniał jej serce oraz ze strachem, który ogarniał jej umysł. Miała już dość tej niepewności. Chciała cofnąć się w czasie do chwili, w której zdecydowała się zostawić Victorię samą w studiu... Cały czas obwiniała siebie o jej zniknięcie. Nadal nie mogła pogodzić się z losem, który spotkał zielonooką.

Nagle drzwi do sali operacyjnej otworzyły się, a z pomieszczenia wyszedł lekarz. Zaraz za nim dwie pielęgniarki pchały stół, na którym leżały zwłoki przykryte białym płótnem. Kiedy tylko Lena uniosła swój zapłakany wzrok, wstała i podbiegła do wielkiego "łóżka". W jej oczach był strach, szaleństwo i niedowierzanie.

-Nie... Moja Victoria... Nie, to nie może być ona!- krzyczała nad martwym ciałem. -Proszę... Nie... Victoria... Obudź się...- zawyła. Spazmatyczny szloch zawładnął całym jej ciałem. Nie mogła uwierzyć, że to koniec. Z jej oczu wypływało coraz więcej gorących łez. Nie mogła pogodzić się z tym, że najbliższa jej osoba właśnie umarła. 

W pewnym momencie dziewczyna poczuła silne, męskie ramiona, oplatające jej ciało. Zignorowała to. W tamtym momencie liczyła się tylko Victoria. Jedna z pielęgniarek podeszła do załamanej dziewczyny, starając się ją uspokoić. Zayn korzystając z jej dezorientacji szybko odciągnął dziewczynę od zwłok. Kobieta w fartuchu od razu podeszła bliżej.

-Proszę się uspokoić... To nie jest żadna Victoria- mruknęła, gładząc głowę zapłakanej dziewczyny. Blondynka spojrzała na nią swoim zapłakanym wzrokiem, w którym można było zobaczyć nutkę zaskoczenia.

-Jak to... To nie była Victoria?- zdziwiła się, patrząc porozumiewawczo na Zayna, który również był nieco zdziwiony, a następnie znów spojrzała na nią.

-Nie. To była dziewczyna, która zginęła w wypadku, w którym uczestniczyła Victoria...- westchnęła ciężko kobieta.- Bo zapewne chodzi ci o Victorię Nowińską, prawda?- spytała. Lena od razu kiwnęła głową. –Nie, to nie ona. Spokojnie. Ta nastolatka została zmiażdżona przez samochód...

-Co z Victorią? Mogę się z nią zobaczyć? Proszę...- dziewczyna kompletnie zignorowała to, co powiedziała pielęgniarka, łapiąc ją za dłoń. Sama nie wiedziała dlaczego to zrobiła. Pewne liczyła na to, że przekona to pielęgniarkę, by pozwoliła jej spotkać się z Vic.

-Niestety w tym momencie jest to niemożliwe- odparła, biorąc pod rękę zdruzgotaną dziewczynę.- Chodź ze mną, wyjaśnię ci wszystko. Podam ci leki uspokajające i poczujesz się lepiej, dobrze? -Lena spojrzała na Malik'a, który jedynie szepnął krótkie "idź, skarbie", po czym puścił ją. Dziewczyna spuściła głowę, idąc z kobietą.

W tym samym momencie Louis zobaczył lekarza, biegnącego w stronę sali operacyjnej. Nie zwlekał ani chwili. Natychmiast podszedł do mężczyzny w podeszłym wieku, zatrzymując go praktycznie przy samych drzwiach do sali.

-Nie teraz, spieszę się na operację- powiedział krótko lekarz, ignorując Louisa. Chłopak jednak nie dawał za wygraną.

-Zajmę panu tylko chwilę- szepnął błagalnym tonem, łapiąc lekarza za ramię. Mężczyzna z ciężkim sercem odwrócił się w jego stronę, patrząc na niego wyczekująco. -Chciałbym się dowiedzieć co z ofiarami wypadku, które zostały tutaj przewiezione kilka minut temu. To dla mnie naprawdę ważne.

-A jest pan kimś z rodziny?- spytał lekarz.

-Nie, ale jesteśmy bliskimi przyjaciółmi... Naprawdę bardzo zależy mi na tym, żeby dowiedzieć się co z nimi.

-Ofiar było pięć. Dwie dziewczyny, które zostały potrącone przez dachujący samochód zginęły na miejscu. Kierowca ciężarówki przeżył. Jego stan jest stabilny. A osoby które jechały w samochodzie, cóż... Z nimi jest trochę  gorzej. Przykro mi...- mruknął, otwierając drzwi do sali.

-Co chce pan przez to powiedzieć?- zdziwił się Tomlinson, zatrzymując lekarza jeszcze przez chwilę.

-Chłopak przeżył, lecz ma wstrząśnienie mózgu i złamaną rękę, ale jest kompletnie pijany... A dziewczyna jest w krytycznym stanie. Nie wiadomo, czy przeżyje. Cały czas walczymy o jej życie podczas operacji. Naprawdę, przykro mi... -szepnął mężczyzna.

-Proszę postarać się ją...

-Zrobię wszystko, co w mojej mocy- odrzekł, znikając za drzwiami do sali.




***

Cześć, kochane!
Mam nadzieję, że rozdział pomógł rozwiać Wam wątpliwości związane z tym wszystkim…
Co myślicie o zaistniałej sytuacji? Czekam na komentarze! <3

***

Niektóre osoby już o tym wiedzą, ale nie wszystkie, więc poinformuję Was również tutaj…
Wraz z moim kolegą napisałam nowe opowiadanie. Nie jest to ff, ale myślę, że również Was zaciekawi.
Wszystkich miłośników opowiadań o tematyce fantastycznej zachęcam do zaglądnięcia.
Historia opowiada o losach Hope, której życie odmienia się, gdy poznaje pewnego tajemniczego chłopaka. Dlaczego? Ciekawych serdecznie zapraszam na bloga! Pojawił się już prolog.



No cóż… Czekam na opinie na temat 62 rozdziału oraz liczę, że wplączecie się w losy Hope. :)

Kocham, do następnego. <3