-Panie Styles,
zapraszam.- Nagle z zamysłu wyrwał go cienki głos jednej z pielęgniarek. Gdy
chłopak zwrócił w jej stronę swój smętny wzrok, rudowłosa
kobieta wskazała dłonią na drzwi do gabinetu, zachęcając, by Harry wszedł do
środka. Kilka sekund później siedział na niewielkim łóżku, irytując się
powolnymi ruchami doktora, skanującego wzrokiem literki widniejące na dużej
kartce. Chłopak zdawał sobie sprawę, że nie ma na to czasu i każda chwila się
liczy. Oczywiście, lekarz ignorował nerwowe zachowanie Styles'a.
-Musimy ponownie zrobić prześwietlenie twojej gło...- zaczął
spokojnie lekarz, spoglądając zza swoich wielkich okularów na chłopaka,
niecierpliwie stukającego palcami po brzegach łóżka.
-Nie obchodzi mnie mój stan i to, co ze mną będzie. Chcę wiedzieć,
co z Victorią. Nic więcej mnie nie interesuje- uciął krótko, przerywając
starszemu mężczyźnie.
-Słuchaj, młodzieńcze. To, że jesteś jakąś tam sławną
gwiazdeczką mnie nie interesuje. Jesteś w moim gabinecie, więc trzymaj się
moich zasad. Poza tym pomieszczeniem możesz sobie robić co tylko zechcesz. Póki
co, siedź grzecznie i nie podnoś mi ciśnienia- mruknął mężczyzna przez
zaciśnięte zęby, zadziwiając tym chłopaka, który z zaskoczenia aż uniósł brwi.
Nie sądził, że staruszek jest w stanie wypowiedzieć tak dużą ilość słów w tak
krótkim czasie. Brunet potrząsnął lekko głową, odciągając swoje myśli od
nieistotnych rzeczy i już nabrał powietrza, by coś powiedzieć, lecz doktor
uprzedził go.- A jeśli tak bardzo interesuje cię ten wrak, leżący kilka sal stąd,
to proszę bardzo...- warknął pod nosem, podchodząc do swojego biurka, po czym
wyjął z szuflady niewielką teczkę. Szybkim ruchem podał ją Harry'emu.
Styles początkowo nie rozumiał zachowania lekarza.
Zastanawiał się, dlaczego zareagował tak ostro i oschle, lecz nic sensownego
nie przychodziło mu do głowy. Dopiero w chwili, w której otworzył teczkę,
zrozumiał wszystko, czego tak naprawdę domyślał się wcześniej, lecz nie
dopuszczał tego do swoich myśli. Dotarła do niego druzgocąca, trudna prawda.
Bolesna rzeczywistość odbiła się echem w jego sercu, umyśle i oczach. Chłopak
uniósł swój załzawiony wzrok, kierując go na lekarza, wzruszającego ramionami.
Dla tego doświadczonego mężczyzny Victoria była tylko przypadkiem. Jednym z
wielu. Nie pierwszym i zapewne nie ostatnim. Dla Harry'ego Victoria była
wszystkim, czego tak naprawdę potrzebował. Była iskierką nadziei. Była całym
jego światem. Moment, w którym uświadomił sobie, że sens jego życia z każdą
sekundą coraz bardziej się od niego oddala, był jednym z najgorszych, jakie
kiedykolwiek przeżył.
-Czy to już...- zaczął, lecz czując jak żołądek tłumiący
jego głos podchodził mu do samego gardła, zamilkł, spuszczając głowę w dół.
-Reszta moich 'kolegów po fachu'- fuknął pod nosem- zawsze
przekazuje tę najwygodniejszą wersję bliskim chorej osoby...- oznajmił,
opierając się o parapet, po czym zeskanował zmizerniałe ciało młodzieńca,
ciągle wpatrującego się w niego z niedowierzaniem.- Prawda jest taka, że
potrzebna jest jej operacja. Bez niej... nie ma najmniejszych szans, by
przeżyła. Ale jest również pewne, że nie przeżyje tej operacji. Jest za słaba.
-Wolicie siedzieć z założonymi rękami, zamiast próbować coś
z tym zrobić?!- oburzył się Harry. Doktor westchnął głośno.
-Tu już nie da się nic zrobić- odrzekł chłodno.-Victoria
jest w tak złym stanie, że jeśli przeżyje, będzie jak warzywo. Została
postrzelona w tak niekorzystne miejsce, że kula przebijając się przez jej
brzuch zatrzymała się przy kręgosłupie... W takich przypadkach nie jesteśmy w
stanie zbyt wiele zrobić. Jej los jest już przesądzony. Trzymamy ją w śpiączce,
żeby nie odczuwała bólu, żeby nie była świadoma tego, co się z nią dzieje.
Jeśli ją wybudzimy...- westchnął.- Jej
mózg będzie kontaktował, lecz żadna z jej kończyn nie będzie posłuszna. Życie
będzie dla niej męczarnią. Z resztą... Jakie życie- bąknął pod nosem.- Nie
oszukujmy się… Nawet bez wybudzenia jej życie jest kwestią kilku dni.
Harry nie chciał w to uwierzyć. Mimo tego, że dotarła do
niego niewygodna prawda on starał się za wszelką cenę wyprzeć ją ze swojej
świadomości.
Gwałtownie złapał się za głowę, by uporządkować w myślach
wszystko to, czego się dowiedział. Chciał jeszcze chociaż raz usłyszeć jej
piękny, melodyjny głos. Pragnął po raz ostatni ujrzeć zieleń jej dużych,
cudownych oczu. Marzył, by usłyszeć z jej ust te dwa, znaczące słowa. Wyznanie,
na które czekał tak długo. Czekał cierpliwie. W ciszy, w cieniu wszystkich
wydarzeń. Czekał na nie zdecydowanie za długo. Może gdyby tyle nie zwlekał,
teraz oboje byliby w innym miejscu i innej sytuacji?
-Chciałb...- przełknął ciężko ślinę, kierując wzrok w stronę
mężczyzny.- Chciałbym jej coś powiedzieć. Ale muszę mieć pewność, że mnie
usłyszy i zrozumie... - powiedział, spoglądając na doktora niepewnie. Ten
skinął głową porozumiewawczo. Domyślił się, że ta decyzja nie była dla
Harry'ego łatwa. -Jaka jest szansa, że ona to wytrzyma?
-Marna-mruknął, wychodząc z pomieszczenia. W dłoni trzymał
niewielką strzykawkę, napełnioną jasną cieczą.- Mam nadzieję, że decydując się
na to, jesteś świadomy ryzyka...
-Jestem- uciął krótko, próbując wyrzucić ze świadomości, na
co tak naprawdę skazał Victorię.
Przechodząc przez szpital spotkał się z różnymi ludźmi,
różnymi sytuacjami, różnymi chorobami... W pewnej sali zobaczył starca,
leżącego samotnie na łóżku. Jego twarz pokryta była milionem zmarszczek. Po
jego zniszczonej buzi powoli spływały łzy. Nie były to łzy smutku, lecz
radości. Czekał na kogoś. Ale nie był to nikt z rodziny, ani nikt bliski.
Czekał na śmierć. Była jego przyjaciółką, której wyczekiwał od bardzo dawna.
Cieszył się, że w końcu ją zobaczy...
W innej z sal ujrzał małego chłopca. Na jego głowie nie
widniał nawet jeden włos. Był bardzo chory, jego życie powoli dobiegało końca,
ale on nie przejmował się tym. Cieszył się, że mógł spędzić ten czas z osobami,
które kochał. Siedział przy niewielkim stoliku wraz ze swoją młodszą siostrą,
rysując coś na niewielkich kartkach. Jego mama siedziała w kącie, chowając
swoją twarz w dłoniach. Roniła morze łez. Jej ciałem zawładnął smutek. Mały
chłopiec widząc to wstał i podszedł do załamanej mamy, po czym mocno objął ją
swoimi lichymi ramionami. Kobieta schowała go w swoich objęciach, łkając
głośno. On po chwili złapał ją za dłoń i pociągnął w stronę stolika, przy
którym chwilę wcześniej siedział z siostrą. Na twarz kobiety wdarł się uśmiech
przepełniony smutkiem. Delikatnie potarła głowę chłopca, przyglądając się mu
dokładnie, po czym usiadła obok niego.
Dopiero, gdy malec uśmiechnął się do Harry'ego, ten
otrząsnął się, odpowiedział mu lekkim uśmiechem i poszedł przed siebie. Nie
mógł zrozumieć szczęścia ludzi, którzy byli bliscy śmierci. To było dla niego
nie do pomyślenia. Przecież... Śmierć kończy życie, które pomimo wielu
trudności i przeciwności losu jest piękne. Jest darem, który otrzymaliśmy i
powinniśmy wykorzystać go jak najlepiej...
Ciągle myśląc o chłopczyku, Styles dotarł do miejsca, w
którym znajdowała się Victoria. Przed salą spotkał Zayn'a, trzymającego w
objęciach spokojnie śpiącą Lenę. Była wykończona, na co wskazywał jej stan. Jej
twarz była cała opuchnięta od płaczu. Resztki makijażu, który już dawno rozmyły
łzy, wciąż majaczyły pod jej oczami. Dziewczyna chudła w oczach. To tak jakby z
każdym dniem było jej coraz mniej. Tak jakby z każdą sekundą odchodziła wraz z
Victorią...
-Dowiedziałeś się czegoś?- spytał szeptem Zayn. Harry
pokręcił przecząco głową, wzdychając głośno.
Skłamał.
Tak, skłamał. Ale cóż miał uczynić? Miał przyznać się, że
skazał swoją ukochaną na szybką śmierć? Nie, nie mógł tego zrobić.
Szybkim krokiem skierował się do środka sali, gdzie
znajdował się lekarz. Gdy chłopak przekroczył próg pomieszczenia, mężczyzna
właśnie kończył wstrzykiwać ową cieć do kroplówki, która dostawała się do
krwiobiegu Nowińskiej. Nie zwracając już uwagi na lekarza krzątającego się po
pomieszczeniu, zielonooki usiadł przy łóżku Victorii i złapał za jej chłodną
dłoń. Ucałował jej zewnętrzną stronę, po czym potarł nią o swój policzek, po
którym spłynęła krótka strużka łez.
-Nie chciałem...- wyszeptał, dławiąc się własnymi łzami.
Jego oczy momentalnie zrobiły się czerwone, a policzki wilgotne. Po chwili chłopak
przestał przejmować się tym, że ktoś mógłby go zobaczyć. Łzy dawały mu
ukojenie. Łzy pozwalały mu wyrzucić z siebie wszystkie emocje, bez użycia słów.
Wszystko zaczęło się tak niewinnie. Kilka dni spędzonych
razem. Kilka pocałunków. Zauroczenie. Zapowiadała się zwykła, wakacyjna miłość.
Nikt nie podejrzewał, że ich relacja zabrnie tak daleko. Harry nigdy nie
pomyślał o tym, że byłby w stanie tak bardzo kogoś pokochać. Nigdy nawet nie
przeszło mu przez myśl, że mógłby się od kogoś uzależnić, że mógłby zrobić dla
tej osoby wszystko, że byłby w stanie zabić... Victoria go zmieniła. Ich miłość
go zmieniła.
Styles oparł delikatnie czoło o biodro dziewczyny,
zatapiając swoją zapłakaną twarz w pościeli, pokrywającej jej ciało. Płacz
całkowicie wyczerpał jego siły. Westchnął głośno, pociągając nosem. Jego kciuk
lekko pocierał poobijaną dłoń Victorii, tak jakby chciał ją uspokoić, lecz nie
uspokajał tym jej, tylko własne sumienie... Niedługo po tym pogrążył się we
śnie.
~*~
-Harry...
Styles usłyszał znajomy głos, szepczący jego imię. Mruknął
coś niewyraźnie pod nosem, po czym zmarszczył czoło, próbując otworzyć oczy.
Poczuł, że ktoś bardzo delikatnie ścisnął jego dłoń. Momentalnie zamarł. Jego
serce zwiększyło swoje obroty, a on bardzo powoli uniósł swoją głowę, zwracając
swój zaspany, zmęczony wzrok w stronę twarzy Victorii. Na jej zmarnowanej
twarzy widniał łagodny uśmiech. Chłopak od razu uśmiechnął się szeroko,
ukazując swoje białe zęby i szybko pocałował dłoń Vic. Nie mógł uwierzyć, że to
naprawdę się udało. Nie potrafił wyrazić swojego chwilowego szczęścia.
Właśnie, chwilowego...
W tym samym momencie uśmiech z twarzy Harry'ego znikł w równie
szybkim tempie, w jakim się tam pojawił. Dotarło do niego to, co zrobił. Igrał
ze śmiercią, przyciągając ją do Victorii. Słona ciecz zaczęła drażnić jego
powieki.
-Skoro ty... Jak?- mruknął pod nosem. Jego niedowierzający
głos rozbrzmiał w pomieszczeniu.- On powiedział, że ty... Że nie będziesz mogła
ruszać ręką, ani...- motał się w swoich własnych słowach. -Okłamał mnie...-
szepnął z wyrzutem. Miał pretensje do samego siebie. Nie był czujny. Uwierzył
lekarzowi, którego tak naprawdę nie znał... Nie mógł pogodzić się z tym, że
skazał swoją ukochaną na śmierć.
-Victoria, skarbie- zaczął, całując jej dłoń.- Musisz mi uwierzyć, ja...
Ja nie chciałem, żeby...
-Wyświadczyłeś mi przysługę...- mruknęła zachrypniętym
głosem. Dziewczyna zrozumiała, co się stało. Zrozumiała, że Harry pomógł jej to
skończyć. Skończył jej męki.
-Ja cię zabiłem...-załkał tak cicho, jakby nie chciał, żeby
dotarło to do jego serca. Ta informacja mogłaby sprawić, że pękłoby w pół,
wywołując śmierć. Emocjonalną śmierć.- Prz... Przepraszam...
-Harry...- wyszeptała.-Mój kochany Harry...- z trudem
uniosła jedną z dłoni i potarła nią zalany łzami policzek zielonookiego.-Ze
łzami ci nie do twarzy-uśmiechnęła się blado. Chłopak nadal milczał, kręcąc
głową ze skruchą.- Uratowałeś mnie... Gdyby nie ty, zginęłabym tam na
miejscu...-Potarła jego twarz, skłaniając go, by na nią spojrzał. Gdy to
zrobił, ona uniosła kąciki swoich ust. -Dziękuję.
- Zrobiłem to, bo cię kocham-powiedział, spoglądając prosto
w jej piękne, zielone oczy. -Kochałem, kocham i zawsze będę cię kochał,
Victorio.-Uśmiech na jej twarzy się poszerzył.
-Też cię kocham. Nigdy nie przestałam cię kochać. Byłam
głupia, myśląc, że...
-Nie mów tak. Jesteś wspaniałą osobą- przerwał jej,
przyciągając drewniane krzesełko do łóżka, by móc być bliżej ukochanej. -Jesteś
taka odważna, zdolna, piękna, mądra...-Łagodnym ruchem założył kosmyk włosów za
jej ucho, tak samo, jak robiła to ona, gdy ją zawstydzał. Uśmiechnął się na
samo wspomnienie tych chwil. -Mam wymieniać dalej?-Potarł kciukiem po jej
skroni.
Nagle dziewczyna posmutniała, spuściła swój wzrok, wlepiając
go w podłogę. Otworzyła usta, by coś powiedzieć, lecz nie wydostał się z nich
żaden dźwięk, poza cichym westchnieniem.
-Wszystko w porządku?- spytał chłopak, unosząc się szybko.
-Nick nie żyje, prawda?-Jej twarz nie wyrażała żadnych
emocji. Wciąż pusto wpatrywała się w jasne kafelki. Harry spokojnie usiadł z
powrotem na krześle.
-Mhm...
-Daj mi kartkę i jakiś długopis- poprosiła. Chłopak
popatrzył na nią zdziwiony, marszcząc czoło. -Po prostu daj mi to, proszę-
mruknęła, uprzedzając zbędne pytania. Styles szybko przeskanował wzrokiem całe
pomieszczenie. W kącie, na stoliku, przy którym zazwyczaj siedziała jedna z
pielęgniarek leżał plik kartek i długopis. Nie czekając długo wstał i podał
Victorii to, o co go prosiła, po czym zajął swoje poprzednie miejsce.
Dziewczyna z trudem złapała w dłoni niewielki długopis i napisała na kartce
kilka zdań bardzo niedbałym pismem. Gdy skończyła, zgięła kartkę na pół, po
czym drżącymi dłońmi włożyła ją do kieszeni koszuli, którą miał na sobie
Harry.-Nie pytaj o to. Kiedyś ci się przyda...- stwierdziła krótko.
Milczeli. Oboje zachowywali idealną ciszę. Wpatrywali się
sobie w oczy. Harry delikatnie gładził Victorię po głowie, co wywoływało
delikatny uśmiech na jej twarzy. On niestety nie uśmiechał się. Nie był
szczęśliwy z tego powodu, że przesądził o losie Nowińskiej, którą kochał nad
życie.
-Chciałabym przeżyć to wszystko od nowa...-szepnęła z uśmiechem.
Chłopak wyrwany z zamysłu jedynie zmarszczył czoło.- Nawet gdyby to wszystko
miało potoczyć się tak samo... Gdybyśmy znowu skończyli tutaj... Chciałabym
cofnąć czas o kilka miesięcy i przeżyć to wszystko ponownie. Nie żałuję żadnej
chwili spędzonej z tobą...- wyszeptała, czując, jak powoli opada z sił. Jej
dłoń przestała ściskać rękę jej ukochanego. Zielonooka ciężko przełknęła ślinę,
czując ciepło cisnące się na jej policzki. Oczy Harry'ego zwiększyły swoje
rozmiary, widząc stan dziewczyny.
-Proszę... Nie teraz. Nie rób mi tego- szepnął, próbując
powstrzymać łzy cisnące się do jego oczu. -Nie możesz teraz mnie zostawić.
Rozumiesz? Nie dam rady bez ciebie.
-Harry... Obiecaj mi, że kiedy odejdę, ty zostaniesz. I
pokażesz wszystkim jacy bylibyśmy szczęśliwi razem- uśmiechnęła się szeroko,
dając upust słonej cieczy wydostającej się zza jej przymkniętych powiek.
-Ty nie możesz odejść... Błagam, Victoria, nie rób mi
tego...
-Obiecaj...- poprosiła szeptem.
-Obiecuję. Zrobię wszystko, co tylko zechcesz...- zarzekał
się, całując nerwowo zwiotczałą dłoń dziewczyny. Ona oparła delikatnie swoją
głowę o poduszkę, czując, że nie będzie miała już dłużej sił, by ją
podtrzymywać.
-Proszę, spraw, żebym zapamiętała cię uśmiechniętego. Żeby
twój uśmiech był ostatnią rzeczą, jaką zobaczę...- pociągnęła nosem, starając
się już nie płakać. Styles lekko pocierał swoją dłonią jej mokry policzek, po
krótkiej chwili na jego twarzy pojawił się uśmiech. Victoria odwzajemniła ten
gest.- Kocham cię, Har...-Płacz stłumił jej cichy głos. Z trudem zaciągnęła się
powietrzem.
-Ja ciebie też...-odrzekł, patrząc na to, jak jego ukochana
powoli kończy swój żywot.
Była szczęśliwa. Mimo łez wciąż się uśmiechała. Cieszyła się,
że mogła spędzić ostatnie chwile swojego życia właśnie z nim. Z chłopakiem, na
punkcie którego oszalała jakiś czas wcześniej. Z chłopakiem, którego
bezgranicznie kochała.
Gdy zauważyła, że z twarzy jej ukochanego powoli zaczął
znikać jego piękny uśmiech, pozwoliła swoim powiekom zbliżyć się do siebie, tym
samym odcinając sobie widok na świat.
-Proszę... Pocałuj mnie. Ten ostatni raz... Tak samo, jak
pierwszy...- szepnęła, coraz bardziej tracąc kontakt z rzeczywistością.
Harry nie czekając długo uniósł się, przyjrzał się
zmizerniałej, lecz szczęśliwej twarzy Vic, po czym musnął swoimi wargami jej
usta. Pamiętał ich pierwszy pocałunek. Pamiętał ich każdy pocałunek. A ten na
pewno zapamięta najdłużej... Ich słone usta złączyły się w subtelnym pocałunku.
Trwał on kilka sekund, lecz nie to było istotne. Liczyli się tylko oni. To był
ich moment. Ich ostatni moment. Chłopak czuł, że usta Victorii cały czas
wykrzywione były w nikłym uśmiechu. W jej pięknym, łagodnym uśmiechu...
Po chwili w całym pomieszczeniu rozbrzmiało głośne,
denerwujące pikanie maszyny, do której podłączona była Victoria.
To koniec.
Jej życie dobiegło końca.
Szczęście Harry'ego również.
Zielonooki odsunął się od niej, bacznie skanując jej twarz.
Była szczęśliwa. Umarła szczęśliwa. Na jej twarzy wciąż gościł uśmiech.
Styles przymknął oczy, pozwalając ostatnim łzom wypłynąć.
Odwrócił się na pięcie, po czym smętnym krokiem opuścił salę. Po drodze w biegu
minął go lekarz wraz z dwiema pielęgniarkami. Harry nie zwracał uwagi na nic.
Omijał wszystkie osoby pojawiające się na jego drodze, tępo brnąc przed siebie.
Gdy poczuł na swoim ramieniu masywną dłoń mulata, idącego za nim od dobrej
chwili, zatrzymał się na moment, wciąż w zamyśleniu ślepo patrząc w dal.
-Czy ona...?- spytał porozumiewawczo Zayn, z trudem patrząc
na zmarnowaną twarz Harry'ego. On nawet
nie odezwał się. Po kilku sekundach ciszy usłyszał za sobą głośny szloch
Leny, która z niewiarygodną mocą wtuliła swoje roztrzęsione ciało w Malik'a.
Harry ociężale uniósł swój wzrok w stronę stojących pod salą
przyjaciół. Nie było tam ani jednej osoby, która nie miałaby łez w oczach.
Wszyscy przejęli się śmiercią Victorii, lecz nikt tak bardzo jak Lena. Ona
odeszła wraz z nią. Razem z Victorią umarła część tej wykończonej emocjonalnie
blondynki. Żyła nadzieją. Żyła złudzeniami, które nagle zostały przerwane przez
pasmo tragicznej rzeczywistości...
~*~
Mężczyzna zgasił światło w pokoju swojej wnuczki, po czym
spokojnie ruszył w stronę sypialni. Gdy znalazł się w środku, zauważył, że jego
wyciszona komórka informuje o nadchodzącym połączeniu. Facet nacisnął zieloną słuchawkę,
przykładając telefon do ucha. Nawet nie zdążył spojrzeć, kto jest jego
rozmówcą.
-Słucham-zaczął poważnym tonem.
-Zasłużyłeś na wynagrodzenie, czy zepsułeś robotę?- Usłyszał
w słuchawce swojego zleceniodawcę. Westchnął głośno.
-Namówiłem Styles'a, poszło szybko. Trochę podkoloryzowałem
sytuację i uwierzył we wszystko. Dziewczyna umarła jakąś godzinę temu- oznajmił
chłodno.
-Dobrze... Nie mogłem już patrzeć na to, jak moja córeczka
się męczyła...
-Nie wiedziałem, że to była twoja...-powiedział pod nosem
zaskoczony.
-Jutro prześlę ci twoje pieniądze, po tym nasze drogi się
rozejdą- rzekł krótko, rozłączając się.
Wracamy
do gry, skarbie mruknął pod nosem, unosząc prawy kącik swoich
ust ku górze.
***
Moje kochane... Pragnę Was bardzo gorąco przeprosić za
to, że tak długo nie dawałam znaku życia. Wiem, olałam Was i miałam z tego
powodu naprawdę ogromne wyrzuty sumienia. Przepraszam.
Ale najważniejsze to, że wróciłam z rozdziałem. Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze na niego czekał... :)
Ale najważniejsze to, że wróciłam z rozdziałem. Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze na niego czekał... :)
Czekam na Wasze opinie i komentarze na temat tego, co
wydarzyło się w rozdziale. Są dla mnie naprawdę bardzo ważne. Serdecznie
dziękuję wszystkim osobom, które decydują się komentować moje rozdziały. Wasze
słowa naprawdę dodają mi motywacji, by żyć i nadal robić to, co kocham.
Dziękuję, że jesteście.
Do następnego. <3