sobota, 19 października 2013

Rozdział 37 "Ostatni raz"

Wzrok Leny powędrował w stronę dużego okna, znajdującego się dwa metry od niej. Dziewczyna szybko podbiegła do okna, najciszej jak potrafiła otworzyła je i natychmiastowym ruchem ręki przywołała do siebie zdezorientowaną przyjaciółkę. Blondynka siedziała już na parapecie i spoglądała przez okno w dół. W tamtym momencie żałowała, że jako pięciolatka zażyczyła sobie pokój na samej górze domu… Wtedy chciała być księżniczką, taką jak te w bajkach, uwięzioną we wieży…  I wyobrażała sobie jak książę będzie stał pod jej oknem… Jak wejdzie przez nie i ją uratuje. No tak, skąd miała wiedzieć, że kiedyś jakiś szaleniec wpadnie do jej domu i będzie zmuszona uciekać przed nim przez okno?

-Ja nie skoczę… - szepnęła brunetka głośno przełykając ślinę.

-Victoria… Proszę Cię, nie histeryzuj teraz. – Lena spojrzała na nią błagalnym wzrokiem.

-Ty skacz. Skacz, rozumiesz?! – wrzasnęła panna Nowińska kiedy zauważyła, że ktoś stoi przed drzwiami do pokoju.

-Nie skoczę bez Ciebie… -dłoń blondynki mocno zacisnęła się na drżącym nadgarstku Victorii.

-On mnie i tak znajdzie, a po co Ty masz jeszcze być w to wciągnięta?- szepnęła wpatrując się w klamkę, która zaczęła się poruszać.- Skacz…

-Nie!

-Albo skoczysz, albo Cię stąd wypcham. – powiedziała stanowczo wyswabadzając się z uścisku Leny.

Blondynka z ciężkim sercem wstała i spojrzała w dół. Było wysoko, bardzo wysoko. Wiedziała, że będzie tego żałować.

Paraliżujący dreszcz przeszedł po ciałach obydwu dziewczyn kiedy usłyszały trzask otwieranych drzwi. Panna Prógowicz mocno zacisnęła oczy i już miała zrobić krok w przód, lecz powstrzymał ją znajomy głos.

-Lena?! Co Ty wyprawiasz? Złaź stamtąd i to już!- wrzasnął Marek podchodząc do dziewczyny i zdejmując ją z parapetu.- Co Wy tu robicie?

-Emm… No… My…. Ten…- jąkała się blondynka, która nadal była w szoku.

-Wróciłyśmy ze szpitala… - wyjaśniła Victoria jak gdyby nigdy nic i zeszła spokojnie z parapetu.

-Dobra… Ważne, że nic Wam nie jest. Lena możesz mi powiedzieć, dlaczego chciałaś skoczyć z okna? – spytał drapiąc się w tył głowy.

-Nie wiem. Sama nie wiem dlaczego chciałam zostawić tu Victorię samą… - szepnęła pod nosem.

-Co?

-Nic.- ucięła i wyszła z pokoju, ignorując mężczyznę, który zadawał jej następne pytania.

Oszołomiona dziewczyna weszła do salonu i bez słowa przytuliła się mocno do -zdziwionej widokiem swojej córki- Sylwii. Kobieta odwzajemniła uścisk, lecz od razu przeszła do sedna…

-Co Ty tu robisz? Dlaczego nie jesteś u Victorii w szpitalu?

-Bo my musiałyśmy… Przepraszam… Mamo, ja… ja… Chcę się wyprowadzić… Pamiętasz jak kłóciłam się z Tobą, bo nie chciałam się wyprowadzić na drugi koniec kraju, do domu Marka? – spytała nadal nie odrywając się od matki.

-Pamiętam…

-To ja teraz chcę tam jechać. Proszę, jedźmy tam jak najszybciej… Dzisiaj, teraz…- szepnęła.

-Ale skąd ta nagła zmiana?- Sylwia nadal była zdziwiona zachowaniem córki.

-Ciociu…- powiedziała brunetka wchodząc do salonu.- Musimy uciec.- wyjaśniła.
                                                             ***

-Nie ma jej. Zniknęła.- szeptał pod nosem z niedowierzaniem.- Jak to możliwe…- złapał się za głowę i rozglądnął dookoła. Był sam, było ciemno, usłyszał trzask. Odetchnął z ulgą kiedy zobaczył swojego szefa.

-Co masz dla mnie nowego? Jakieś informacje? Jak tam stan naszej dziewczynki? – spytał siadając na ławce.

-No widzisz… Jej nie ma.

-Jak to?! – mężczyzna wstał z miejsca tak samo szybko jak na nie usiadł.

-No, uciekła…- chłopak spuścił głowę, kiedy zobaczył, że mężczyzna zbliża się 
do niego.

-Masz zrobić wszystko, żeby ją odnaleźć.- wycedził przez zęby.- Słyszysz?!- wrzasnął tak głośno, że jego głos rozniósł się po całym parku, a chłopak podskoczył lekko.

-Słyszę. Nie jestem głuchy…

-Ale najwidoczniej jesteś głupi, skoro nie potrafiłeś dopilnować tego lekarza, żeby nie pozwolił jej opuścić szpitala!

-Ja to wszystko naprawię. Obiecuję. Znajdę ją i Twój plan się powiedzie. – zarzekał się młodzieniec.

-Nie obiecuj, po prostu to zrób. – powiedział mężczyzna patrząc prosto w oczy chłopaka, który uciekał wzrokiem. Facet zaśmiał się pod nosem i odszedł bez słowa. Jego sylwetka stawała się coraz mniej widoczna, kiedy szedł przed siebie znikając w ciemnościach…
                                                          ***

Dziewczyna weszła do swojego domu. Jej ciało ogarnęło dziwne uczucie. Czuła się jakby zaraz miała umrzeć… Odejść. Odciąć się do tego co było. Stracić wszystko, wszystkich. Szybki dreszcz przeszedł po jej plecach. Przetarła swoją drobną dłonią zmarznięte ramiona i ruszyła do swojego pokoju.

Po chwili wielka walizka leżała już na środku pomieszczenia, a z oczu brunetki wypływały łzy. Victoria pakowała tam wszystko. Od ciuchów po albumy ze zdjęciami. Chciała zabrać ze sobą jak najwięcej tego co będzie przypominało jej to miejsce. Mimo tego, że w ostatnim czasie nie spotkało jej nic dobrego dziewczyna nie chciała zapomnieć… Jeśli zapomniałaby o tym miejscu, zapomniałaby o Harry’m, o Niall’u, o osobach, na których jej zależało. Świadomość tego, że już nigdy ich nie odzyska wciąż w niej tkwiła, więc chciała zatrzymać przy sobie wszystko co z nimi związane…
Siedząc na łóżku wspominała z uśmiechem na twarzy to co kiedyś się wydarzyło…

Kiedy pierwszy raz go zobaczyłam… Nie mogę w to uwierzyć… Minęły już prawie dwa miesiące. Pamiętam jeszcze jak się czerwieniłam kiedy powiedział do Louis’a, że ten pominął pewien istotny fakt kiedy mu opowiadał o wszystkim… Tym faktem było to, że jestem ładna… Skomplementował mnie, jestem pewna, że byłam wtedy czerwona jak burak…

Dziewczyna zaśmiała się, wzruszając ramionami.

Albo kiedy pocałował mnie po raz pierwszy… Stałam wtedy pod przy ścianie, on przybliżył się… Nie miałam gdzie się odsunąć. Byłam w takiej sytuacji pierwszy raz, więc nie wiedziałam jak mam się zachować… Czułam się strasznie głupio. Próbowałam uciec wzrokiem, ale on złapał mnie delikatnie za podbródek i uniósł moją głowę do góry… Dopiero wtedy zauważyłam jego piękne, zielone tęczówki. Jego oczy są takie inne, wyjątkowe… Z jego oczu można wyczytać wszystko… Są piękne. Pamiętam jak Ksawier zaczął coś mówić, ale ja nie zwracałam na to uwagi. Patrzyłam w jego oczy i czekałam, aż mnie pocałuje. Chciałam tego… Czekałam i się doczekałam. Pocałował mnie… Nic więcej się nie liczyło. Tylko On. Dopóki do kuchni nie wparował Niall…

Westchnęła głęboko i wzięła do ręki małe zdjęcie leżące na dnie szafki nocnej. Fotografia przedstawiała ją i Harry’ego. W czasie tej pamiętnej dyskoteki. Na zdjęciu siedzieli razem, uśmiechnięci, przy barze. Harry szeptał coś dziewczynie do ucha...Victoria na samo wspomnienie tej nocy uśmiechnęła się.

Chyba nigdy tego nie zapomnę… Śpiewałam z nim, razem, na scenie. To było niesamowite. Te emocje, były nieziemskie! Wiem, że tego mi brakowało- występów… A teraz brakuje mi i występów i Harry’ego… Nie mam nic.
 Ale… Nie. Jednak mam… Wspomnienia. Chociaż tyle mi zostało. One nigdy mnie nie opuszczą. Ich nigdy nie stracę…

Nagle dziewczyna zaczęła sobie przypominać moment, w którym Harry wyznał jej miłość… Łza zakręciła się w jej oku, wypłynęła z jego kącika i przez blady policzek spłynęła muskając jej usta. Kiedy brunetka poczuła łzę na swoich ustach na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Po tym znów wpatrywała się w fotografię…

Zapytałam go wtedy czy jestem dla niego tylko przyjaciółką… Bałam się jego odpowiedzi. Bałam się, że mnie wyśmieje, że nie powie prawdy… Ale powiedział. Z jego ust wydostały się słowa, które tak bardzo pragnęłam usłyszeć… Powiedział dosłownie ‘Kiedy Cię zobaczyłem, wiedziałem, że nie jesteś jak wszystkie dziewczyny. Wiedziałem, że Ty jesteś inna. Wyjątkowa’. Chwilę później, po wypowiedzeniu jeszcze kilku słów zaczął biegać po ulicy i krzyczeć, że mnie kocha… Było mi tak strasznie wstyd za niego. Ale jednak to było słodkie. Nadal nie mogę uwierzyć, że to wszystko się stało… Że pokochał mnie właśnie On. Harry Styles. Że poznałam, cały zespół… Że tak szybko zaufałam Niall’owi… Właśnie! Niall… Opowiedziałam mu wszystko… Zaufałam mu. On mi też… Pozwoliłam na ten głupi pocałunek, nie odepchnęłam go od razu, a przecież wiedziałam, co On chciał zrobić…  A Niall tak po prostu wyszedł… Zostawił mnie samą.

Victoria znów zaczęła płakać. Po kilku sekundach jej policzki były już całe mokre od łez. Sama nie wiedziała dlaczego, ale musiała płakać… Nie mogła zrobić nic innego. Pozostał jej tylko płacz.

Nagle podskoczyła po tym jak poczuła czyjąś rękę na swoim ramieniu…

-Co Ty tu robisz?!- spytała przestraszona.

-Długo Cię nie było, więc przyszłam po Ciebie… Mówiłaś, że sama sobie poradzisz, a ja widzę, że jakoś niespecjalnie dobrze Ci to pakowanie idzie… - podsumowała Lena.

-Tak, wiem. Już schowam jeszcze kilka najistotniejszych rzeczy i możemy jechać.- powiedziała Victoria przecierając policzki rękawem cienkiego sweterka.

-Pomóc Ci?

-Nie musisz, poradzę sobie sama.- ucięła rozmowę i zaczęła szybko pakować do walizki wszystko co zdążyła już wyciągnąć z szafy.

Po piętnastu minutach panna Nowińska była już spakowana i gotowa do wyjścia. Dziewczyna uśmiechnęła się sama do siebie, odrzuciła na plecy włosy, które w nieładzie zasłaniały jej twarz i podniosła walizkę. ‘Chodź już…’ rzuciła w stronę przyjaciółki i wyszła z pokoju.

Lena głośno westchnęła i rozglądnęła się po pomieszczeniu. Jej usta przybrały kształt pięknego uśmiechu. Blondynka zaczęła powoli kierować się w stronę drzwi. Kiedy już wychodziła jej uwagę przykuła kolorowa koszulka leżąca pod łóżkiem. Panna Prógowicz od razu ją rozpoznała. Szybko pobiegła w stronę łóżka i wyciągnęła bluzkę spod niego. Z szerokim uśmiechem na twarzy skierowała się na parter, gdzie czekała już jej matka i Victoria.

-Jestem. Możemy jechać… - powiedziała chowając za plecami znaczący kawałek materiału.

Sylwia i Lena dołączyły do Marka, który siedział już w samochodzie, a tymczasem Victoria postanowiła sama zamknąć dom. Chciała się z nim pożegnać. Wiem, to dziwnie brzmi ‘pożegnać się z domem’. Ale dziewczyna tego potrzebowała. Potrzebowała chwili samotności. Nie mogła od tak, po prostu zamknąć drzwi i wyjść. Coś zatrzymywało ją w środku. Brunetka pociągnęła nosem i rozejrzała się. Zdecydowała, że nie będzie płakać. Nie tym razem… Westchnęła głośno i wyszła z domu ściskając w dłoni fotografię, w którą przedtem się wpatrywała.

Zielonooka głęboko oddychając, wsiadła do samochodu i zapięła pasy. Kiedy spoglądnęła na zdjęcie trzymane w prawej ręce, zauważyła, że Lena podsuwa w jej stronę coś kolorowego. Początkowo Victoria zmarszczyła czoło i zdziwiła się, ale kiedy przyjrzała się temu bardziej od razu się uśmiechnęła.

-Poznajesz?- szepnęła blondynka.

Panna Nowińska nie odpowiedziała, bo stwierdziła, że było to pytanie retoryczne. To było oczywiste, że ją poznała. Była to koszulka, którą miał na sobie Harry, kiedy dziewczyna widziała go po raz ostatni…

Niepewnie wzięła bluzkę do rąk i mocno ją ścisnęła. Jej oczy zaszkliły się.

Gdy spoglądnęła za okno, by ostatni raz spojrzeć na swój dom, nie wytrzymała. Nie potrafiła dłużej walczyć ze łzami… 






*** 





Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Wiem, w rozdziale prawie nic się nie dzieje... Coś mi w nim nie pasuje, ale dobra, trudno. Skoro już go napisałam to dodaję... 
Mam nadzieję, że jeśli przeczytacie rozdział to skomentujecie. <3 
Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne! To one napędzają mnie do dalszej pracy. :)

No cóż. Dziękuję za wszystkie wyświetlenia, pytania i komentarze. <3 

Jak myślicie, co wydarzy się w następnym rozdziale? Jeśli macie jakieś przeczucia to piszcie. :) 
*
Zapraszam na mojego ASKA. 


Więc zapraszam na następny rozdział! 

niedziela, 13 października 2013

Rozdział 36 "Słowo"

Dziewczyna przebudziła się z bladym uśmiechem na twarzy. Jej oczom ukazała się zmartwiona Lena. Brunetka wiedziała, że coś się stało. Mina jej przyjaciółki mówiła sama za siebie. Nie wróżyło to nic dobrego. Zielonooka zdawała sobie z tego sprawę. Z trudem wzięła głęboki oddech.

-Lena…- szepnęła przygaszonym głosem.

-Cii… Nic nie mów. Teraz ja będę mówić, dobrze?- spytała, a w odpowiedzi dostała lekkie kiwnięcie głową, oznaczające zgodę.- Posłuchaj mnie uważnie… Wiesz, że nie jestem dobra tak jak Ty w ubieraniu różnych sytuacji w delikatne, ładne słowa… Więc powiem prosto z mostu.- uprzedziła.- Twoi rodzice zaginęli. – wyjaśniła i złapała swoją przyjaciółkę za dłoń, by dodać jej otuchy.

Victorię zatkało. Dosłownie. Nie wiedziała jak ma zareagować? Co ze sobą począć?

Powinna się domyśleć tego, że coś jest nie tak, skoro nie było ich jeszcze w domu. Mieli wrócić ponad miesiąc temu… Panna Nowińska westchnęła głośno i spuściła wzrok na podłogę.

Zmieszanie. To teraz tkwiło z drobniej dziewczynie o pięknych, zaszklonych oczach. Jak ma się czuć osoba, która traci dwie, można by rzec, najważniejsze osoby? Ale… Pozory mylą.

Poczuła pustkę, która natychmiast została zapełniona masą pytań i myśli kłębiących się w jej głowie. Przez całą ich nieobecność nawet za nimi nie zatęskniła… Była przyzwyczajona do tego, że żyje bez nich, że często ją zostawiają, że jest sama. Miała do nich o to żal, ale ona nie mogła niczego zmienić… Przez ten czas wokół niej wydarzyło się tyle, że zapomniała o swoich rodzicach… Osobach, które dały jej to co ma najważniejsze… Życie. Dziewczyna nie kochała ich. ‘Jak można kochać ludzi, którzy ciągle mnie opuszczają?’ pytała samą siebie. Tak, często zadawała sobie to pytanie. Kiedy słuchała tego jak jej koleżanki opowiadają sobie o tym jaki dobry kontakt mają ze swoimi rodzicami- dziewczyna zawsze milczała. Bo nie miała z nimi kontaktu prawie w ogóle…  

To smutne. Dotarła do Niej myśl, że traci osoby, za którymi i tak nie będzie tęsknić, lecz które z pozoru powinne być najważniejszymi osobami w Jej życiu. Ale jednak nie są. Są wszystkim i nikim. Wszystkim, bo dali jej tak wiele… Nikim, bo zapomnieli o najważniejszym. Nie dali jej tego czego potrzebuje każdy z Nas. Nie dali jej miłości… Sądzili, że pieniądze i luksus zastąpią jej wszystko. Mylili się. One mogą zastąpić wiele, ale nie miłość, nie bliskość rodziny, nie czułość i bezpieczeństwo, nie uwagę. Nie zastąpią jej rodziców…

Dziewczyna wiedziała, że będzie tęsknić, ale jej podświadomość mówiła  też, że nie zrobi to dla niej dużej różnicy. Wiedziała, ale bała się, że może być inaczej…
Zielonooka uniosła wzrok.

-Jak?- to jedyne co przychodziło jej wtedy do głowy. Zebrała swoje myśli tylko na tyle, żeby wydobyć z siebie jedno, krótkie słowo.

- Wyjechali do Egiptu, pamiętasz?- spytała Lena, a jej przyjaciółka szybko skinęła głową.- Wszystko było dobrze, dojechali tam szczęśliwie, spędzili tam kilka dni, wymeldowali się z hotelu, ruszyli w drogę powrotną i na tym koniec. Nie wiadomo gdzie są i co się z nimi dzieje. Nie ma z nimi żadnego kontaktu.

Blondynka zauważyła, że zielonooka ponownie spuściła wzrok. Panna Prógowicz ścisnęła mocniej dłoń swojej przyjaciółki po czym uśmiechnęła się delikatnie.

-Wszystko będzie dobrze. Odnajdą się, zobaczysz…- powiedziała, by wesprzeć Victorię.

-A co jeśli nie?- spytała cichutko, unosząc swoje zaszklone oczy i kierując je na zmartwioną twarz Leny. Dziewczyna milczała. Westchnęła głośno i spojrzała na chorą zmieszanym wzrokiem.
                                                         ***
Była ciemna noc. Księżyc rozjaśniał swoim blaskiem granatowe niebo, a gwiazdy akompaniowały mu, tym samym dodając uroku pięknej nocy. Tak, była piękna, inna, tajemnicza i zaskakująca. Intrygująca… Dlaczego? Bo wydarzyło się coś, czego nikt się nie spodziewał. Nawet sam lekarz nie przewidział, że zdobędzie się na ten czyn…

Lena siedziała na wielkim parapecie w sali Victorii. W ciszy i skupieniu czytała książkę, podczas czego jej przyjaciółka spokojnie spała. Obie były nieświadome tego, co zaraz się stanie. Były spokojne.

Nagle drzwi do sali otworzyły się, a do środka w szybkim tempie wszedł lekarz. Rozglądnął się dookoła i rzucił spojrzeniem w stronę zdezorientowanej blondynki odkładającej lekturę na parapet. Doktor bez wahania podszedł do śpiącej Victorii, szybkimi i zdecydowanymi ruchami zaczął ją budzić. Panna Prógowicz podbiegła do niego i złapała go za ramię.

-Co pan robi?!- krzyknęła tłumiąc swój wysoki głos.

-Ratuję ją! – powiedział i bez opamiętana szarpnął brunetką, która zaczęła się budzić. – Trzymaj to!- podał Lenie do ręki dwa opakowania leków.- Victoria wstawaj! Odłączaj kroplówkę i uciekaj, zrozumiałaś?

-Ale co się stało? O co chodzi?- spytała blondynka przyglądając się tabletkom.

-To dla Waszego dobra. Dla jej dobra… Nie zrozumiecie teraz tego. Dobrze Wam radzę. Uciekajcie stąd.

-Ale przecież Victoria…

-Nic jej nie będzie. Musi brać te tabletki raz dziennie, jej stan się poprawi, ale teraz proszę Was, uciekajcie. Najlepiej wyjedźcie stąd. Jak najdalej…

-Ale dlaczego?!- wrzasnęła Panna Nowińska, która dotychczas tylko przesłuchiwała się rozmowie.

- Chcesz przeżyć?! To zabieraj swoje rzeczy i zniknij stąd w jak najszybszym czasie.

Lena nie pytała o nic więcej, stała już przy Victorii trzymając w rękach torbę z jej rzeczami i kurtkę brunetki. Zielonooka podniosła się, a dziewczyna stojąca obok pomogła jej się ubrać.

Przyjaciółki stały już przy wyjściu z sali… Ostatni raz obdarowały zdenerwowanego lekarza spojrzeniem przepełnionym dokładnie takimi samymi uczuciami. Mężczyzna podszedł do Leny i szeptem- tak, by Victoria nie usłyszała- wypowiedział jedno słowo. Panna Prógowicz zmarszczyła czoło, lecz zanim zdążyła zadać doktorowi jakiekolwiek pytanie, ten wypchał dziewczyny za drzwi pomieszczenia.

Przyjaciółki nie mając innego wyboru podążyły ku wyjściu ze szpitala.
Po piętnastu minutach siedziały już w taksówce w milczeniu, ciągle analizując to do czego doszło.

Victoria zapomniała. Zapomniała o tym co właśnie wracało… O problemach. Przeczuwała, że teraz wszystko się skomplikuje. Że znów się zacznie… Ale teraz nie będzie miała takiego wsparcia jak kiedyś. Nie będzie przy niej Harry’ego, czy reszty chłopaków. Wiedziała co straciła.  Ale najbardziej ubolewała nad tym, że nie będzie przy niej Niall’a. Nie będzie miała z kim szczerze porozmawiać. Jej zachowanie było co najmniej dziwne. Bała się cokolwiek powiedzieć swojej najlepszej przyjaciółce, Lenie, której ufała, którą znała od dziecka, z którą przeszła nie jedno… A tak łatwo zaufała chłopakowi, którego ledwo znała. Przy nim czuła się inaczej, wiedziała, że mogła mu powiedzieć wszystko, bo on był w stanie ją wysłuchać, wesprzeć… Otworzyła się przed nim i tylko przed nim. Z nikim więcej nie chciała rozmawiać. Dlatego teraz czuła, że nikt nie da jej takiego wsparcia jak on…

W myślach skarciła samą siebie za to, że znów sama do tego wróciła, za to, że ponownie zaczęła rozgrzebywać swoją pamięć. To był błąd. Dziewczyna oparła głowę o brudną szybę starego samochodu i zaczęła powoli, głęboko oddychać, w nadziei, że łzy, które usiłują się wydostać, odpuszczę zaciętą walkę… Nie miała racji. Już po chwili pierwsza łza wypłynęła z jej zielonych oczu. Po tym poszło ‘z górki’...

Każda łza symbolizowała coś innego. Każda z nich znaczyła tak wiele.  Z każdą następną łzą dziewczyna pozbywała się myśli kłębiących się w jej głowie…

Nadal kochała Harry’ego… Tęskniła za bliskością Niall’a... Nie potrafiła już ufać swojej przyjaciółce... Zraniła ją... Zniszczyła życie sobie i innym… Przeczuwała, że to co wydarzyło się kilkanaście minut wcześniej było związane z NIM…

Powodów do płaczu było wiele. Więc postanowiła dać upust swoim emocjom.
Była tak zatracona w płaczu, że nie zauważyła jak Lena nerwowo bawi się guzikami od sukienki sięgającej nad kolano… Zawsze robiła to kiedy się denerwowała. Musiała zająć czymś trzęsące się ręce.

Panna Prógowicz siedziała zapatrzona w jeden punkt męcząc biednego, czarnego guzika od obcisłej, białej sukienki. Dziewczyna dumała nad słowem, które powiedział jej lekarz. Słowem, które było zarówno zagadką jak i wyjaśnieniem pewnej rzeczy.

Ojciec’

Tak brzmiało to słowo. ‘Co to mogło znaczyć? Przecież jej ojciec zaginął, razem z jej matką…’ zastanawiała się Lena. Miała rację, ale nie znała jednego, bardzo ważnego szczegółu…
                                                              ***
Doktor był już w domu. Ciągle był roztrzęsiony, ale miał nadzieję, że wszystko się ułoży oraz, że podpowiedź, którą dał dziewczynie nie była zbyt tajemnicza. Nie mógł powiedzieć nic więcej. Tak naprawdę to nie powinien mówić nic…

Usiadł przy dużym, drewnianym biurku w swoim gabinecie i zajął się papierkową robotą. No tak… Przecież mimo swoich -poniekąd- prywatnych problemów nie mógł zaniedbywać pracy, czy spraw domowych.
Rozsiadł się wygodnie biorąc do ręki długopis po czym zaczął wypełniać małe druczki.

Po około pięciu minutach usłyszał głośny trzask drzwi frontowych. Mężczyzna przerażony zerwał się z miejsca i wybiegł na duży korytarz gdzie już stał zezłoszczony młodzieniec.

-Gdzie ona do jasnej cholery jest?!- wrzasnął szybko zbliżając się do doktora.

- O czym Ty mówisz?- spytał udając zdziwienie.

-Nie rób ze mnie idioty… Co z nią zrobiłeś?!

-Uspokój się i wyjaśnij mi o co chodzi…

-Nie ma jej… Dlaczego?!

- Skąd mam wiedzieć? Przecież już skończyłem dyżur…

-Miałeś jej pilnować… - syknął przez zaciśnięte zęby.

-Skoro jej nie ma to może uciekła? Nie pomyślałeś o tym, że jak przychodziłeś do niej w nocy, kiedy była sama to mogła się przebudzić?! I Cię poznać idioto! – krzyknął lekarz zbiegając na inny tor ich rozmowy.

-Przecież ona spała po środkach, którymi ją szpikowałeś! – bronił się chłopak i nie dopuszczał do siebie myśli, że to on mógł coś zrobić źle. Lekarz miał szczęście… Młody nie poznał, że mężczyzna kłamie.- Nie, nie, nie, nie, nie! To nie może być prawda…- szepnął pod nosem.
                                                           ***
Dziewczyny były w pokoju Leny. Victoria leżała na łóżku, a blondynka siedziała w kącie pokoju ze słuchawkami w uszach. Głośno słuchała muzyki, by odciąć się od świata, od swoich myśli. Zawsze robiła tak, kiedy miała problemy…

Żadna z nich nie odważyła się odezwać jako pierwsza. Bały się reakcji drugiej… Nie wiedziały od czego mają zacząć rozmowę. Co powiedzieć? Nadal zastanawiały się nad przyczyną i sensem zachowania doktora.

Victoria podniosła się do pozycji siedzącej. Błądzącym spojrzeniem odszukała swoją przyjaciółkę. Powoli wstała z łóżka i podeszła do Leny, która siedziała skulona z głową opartą o kolana. Miała mocno zamknięte oczy. Powstrzymywała łzy…

 Brunetka zbliżyła się do Panny Prógowicz, usiadła obok niej i niepewnie przytuliła się do niej. Gdy ciemnooka poczuła, że ktoś ją dotyka- wzdrygnęła się, szybko uniosła głowę i od razu wyjęła słuchawki z uszu. Spojrzała przestraszona na odsuwającą się Victorię. Szepnęła krótkie ‘Przepraszam’ i uśmiechnęła się blado. Przysunęła się do przyjaciółki po czym mocno ją przytuliła. Obie tego potrzebowały… Pragnęły wsparcia, bliskości, krótkiej rozmowy… Potrzebowały siebie.

Dziewczyny siedziały tak w milczeniu, przytulone do siebie, od czasu do czasu Lena cicho wzdychała, lub pociągała nosem.

Męczącą ciszę przerwało mocne, energiczne szarpnięcie za klamkę od drzwi wejściowych… Obie dziewczyny od razu zerwały się na równe nogi. Ich spojrzenia przepełnione były strachem. 





*** 






36 za Nami! :))
Spodobał się? Coś się wyjaśniło, czy znów jest tajemniczo? Zrozumiałyście coś przez ten rozdział? :)
Piszcie w komentarzach swoje reakcje, opinie, przeczucia. 

Za błędy przepraszam. Jak zawsze. 


No nic... 
Zapraszam na następny rozdział. <3 

                                                                             

środa, 2 października 2013

Rozdział 35 "Fotografia"

Trzy słowa, które złamały Lenę. Sądziła, że wymazała to z pamięci. Myliła się. To wróciło, a ona nie wiedziała jak ma zareagować. Przed oczami miała każdą sekundę związaną z tym co się wydarzyło. Poczuła lekki dreszcz na swojej skórze kiedy przypomniała sobie moment, w którym Zayn pocałował ją po raz pierwszy...

'Pamiętam... Po kilku próbach, w końcu udało mi się namówić go na chwilę tańca. Wiedziałam, że mi się uda, ale nie sądziłam, że będę musiała tak długo się o to starać. Kiedy powiedział, że mam piękne oczy od razu ciągnęłam go za język, by powiedział to ponownie. Zawsze tak robię. Sama nie wiem dlaczego. Od zawsze tak reaguję kiedy ktoś mnie komplementuje... Lubię to uczucie kiedy chciałabym się zarumienić, ale nie mogę. Po prostu jest to niemożliwe. Zdarzyło się to najwyżej dwa razy w całym moim życiu. Nie krępuje mnie to kiedy ktoś mnie chwali. On o tym wiedział, dlatego ciągnął rozmowę dalej... Rozgryzł mnie, z resztą ja jego też... Znów to powiedział. Byłam pewna, że kiedy wspomnę o moich ustach on popatrzy  na nie i nie będzie mógł się oprzeć. I miałam rację. Jak zwykle. Pocałował mnie. Delikatnie, ale równie namiętnie. Krótko i czule. Jedynie w swoim rodzaju. TAK BARDZO IDEALNIE...'

Dziewczyna wzdrygnęła kiedy przypomniała sobie jego dotyk na swojej skórze. Jego usta, włosy, oczy, uśmiech. Powoli zaczęła zatapiać się we wspomnieniach, odpływać… Uśmiechnęła się delikatnie, po czym w tempie natychmiastowym jej usta znów przybrały kształt prostej linii.

'Harry pocałował mnie całkiem inaczej... Tak mocno, długo, namiętnie i nachalnie. Zimno. Był pijany i myślał, że jestem Victorią, to rzeczywiście może dlatego... Lecz to nie zmienia faktu, że pocałunek Zayn'a był inny, wyjątkowy. Taki, jakiego zawsze pragnęłam. Wymarzony.'

Blondynka ponownie lekko się uśmiechnęła. Jej oczy były zamglone, nieruchome, a ona była zapatrzona…

'Ale on nazwał mnie zdzirą. Nie dał mi niczego wyjaśnić, czy dojść do słowa. Po prostu stwierdził, że jestem puszczalską szmatą... Że jestem niewierna. Nie zaufał mi. Idiota.'

Dziewczyna poczuła jak Victoria mocniej ściska jej dłoń. Znów usłyszała to samo pytanie : Gdzie jest Harry? Tym razem w głosie brunetki słychać było zdziwienie, tęsknotę i strach...

 -Nie jest Ciebie wart. Nie pytaj o niego. Jest kretynem tak samo jak jego przyjaciel... Wyjechał. - powiedziała zamyślona Lena. Po tym usiadła na brzegu łóżka Panny Nowińskiej i zapatrzona w kapiące krople cieczy w kroplówce, zaczęła mówić...- Wiesz, pamiętam, kiedy się żegnaliśmy pocałował mnie tak samo jak wtedy, jak pierwszym razem. Całował tak jakbyśmy już nigdy więcej mieli się nie spotkać... On wiedział, że to koniec, prawda?- westchnęła ciągle patrząc w to samo miejsce-Wiedział, ale mydlił mi oczy swoją słodką gadką o tym, że zawsze mogę do niego zadzwonić, że będzie mnie wspierać... Że mnie kocha. Wierzyłam mu.- zaśmiała się z samej siebie- Byłam naiwna, z resztą jak zawsze. Ehh. Czy ja kiedykolwiek nauczę się, żeby nie ufać żadnemu kretynowi, który zawróci mi w głowie?- spytała przenosząc swój wzrok na Victorię, która miała już łzy w oczach- Tak jest za każdym razem... Teraz słów 'kocham Cię' chyba już nikt nie bierze na poważnie. Ale... Ja nie kłamałam, mówiłam prawdę. Wiesz, kiedyś siedzieliśmy w pokoju... Powiedział, że czekał na taką dziewczynę jak ja. Że czekał właśnie na mnie... Powiedział, że się różnimy. I właśnie te różnice Nas do siebie przyciągają. Wtedy chciało mi się płakać. Ze szczęścia, że go spotkałam. Cieszyłam się, że był przy mnie… - westchnęła -Wtedy złapał mnie za dłoń i tak czule pocałował. Wiesz, ciekawe jest to ile jest w nim sprzeczności. Raz potrafi być zwykłym porywczym chamem, a innym razem jest czuły, romantyczny, opiekuńczy. Wiesz jak ja tego idiotę kocham? Bardzo. Aż za bardzo… Ale już nie mogę powiedzieć, że jest 'moim idiotą'. Niestety. Wiesz dlaczego? Bo już ma inną...

Victoria wzięła oddech tak jakby chciała coś powiedzieć, do płuc naciągnęła trochę powietrza, lecz widząc zrezygnowaną minę Leny mimowolnie wypuściła powietrze z płuc i ścisnęła dłoń przyjaciółki mocniej. Jednak po dłuższej chwili namysłu zdecydowała się odezwać.

- Ja też go nadal kocham. Ale musiałam to skończyć. Postąpiłam słusznie... Sama wmawiałam sobie, że go nie kocham i w końcu to do mnie dotarło. Wmówiłam sobie, że już nic do niego nie czuję... Okłamywałam samą siebie. Okłamałam jego.

-Dla... Dlaczego to zrobiłaś?

- Odczuwałam taką potrzebę. Myślałam, że kiedy nie będzie tu nikogo z kim będę jakoś związana, będzie mi łatwiej umrzeć, odejść... - westchnęła głęboko tak jak to zrobiła Lena chwilę wcześniej.

- Jesteś głupia... On na prawdę bardzo Cię kochał. Rozmawiałam z nim.

-Co z tego? Już jest za późno na wszystko.

Victoria poczuła jak jej policzki momentalnie robią gorące. Czuła, że znów się coś stanie.  Dziewczyna przymknęła oczy i delikatnie odchyliła głowę.

-Lena... Po... Pomóż mi. - wydukała kiedy krew puściła się rwącym strumieniem z jej nosa...
     ***
Młody, postawny mężczyzna wszedł do dobrze znanego mu pomieszczenia. Po lewej stronie cała ściana była zastawiona półkami, na których były ‘miliony’ książek. Ściany pokoju były ciemne, na podłodze leżał ciemnoczerwony dywan. Po prawej stronie stał wysoki barek z alkoholem. Na środku pomieszczenia znajdowało się wielkie biurko, za nim fotel, który z każdą sekundą obracał się bardziej w stronę pewnego siebie, młodego mężczyzny. Tak naprawdę, był jeszcze chłopakiem. Dwadzieścia lat to nie tak dużo...
Mężczyzna wstał z fotela i podszedł do chłopaka. Stanęli twarzą w twarz. Obaj byli poważni.

-Nie mogę jej tego dalej robić... Chcesz ją całkiem wykończyć? - spytał mężczyzna.

- Nie całkiem... Ale niech się jeszcze trochę pomęczy.

- Pozbyłeś się starych, teraz chcesz pozbyć się jej? - prychnął.

- Co widzisz w tym dziwnego? - spytał sarkastycznie. - Nie musisz jej zabijać... Po prostu musisz ją osłabić. Wtedy znów będzie gotowa...

- Te lekarstwa ją zabijają! Ona umiera... Była całkowicie zdrowa, a to ją zabija. Zrozum to, że jeśli jeszcze kilka razy podam jej ten lek jej serce może tego nie wytrzymać. Muszę przestać.

- Musisz dalej ją tym szpikować. Inaczej Twoja żona nie dożyje jutra. Jasne? - pogroził mu młodzieniec w czarnej kurtce.

- Nie ujdzie Ci to na sucho. Rozumiesz?

-Ha! To ma być groźba?!- parsknął śmiechem- Nic na mnie nie masz.

- Dlaczego mu pomagasz? Przecież to on chce się zemścić... Ty nie musisz tego robić.

 - Masz rację, nie muszę, ale chcę. Nie będę z Tobą więcej dyskutował. Masz... - chłopak rzucił na biurko wielką, szarą kopertę po czym skierował się w stronę wyjścia.- Pamiętaj, że jeśli przestaniesz podawać jej ten lek, Twoja żona przestanie oddychać... - rzucił w jego stronę wychodząc i już po chwili nie było po nim śladu.

Mężczyzna jak najprędzej usiał przy biurku. Przełknął głośno ślinę po czym drżącymi rękoma otworzył wielka kopertę. Przechylił ją, a na blat wysunęły się trzy fotografie. Do lewej dłoni wziął jedną z nich. W pokoju panował półmrok, więc czym prędzej zapalił małą lampkę stojącą na biurku. Przymrużył powieki kiedy ostre światło podrażniło jego oczy. Zwinnym ruchem założył na nos swoje okulary, dzięki temu już po kilku sekundach jego oczom ukazała się jego półżywa żona leżąca na podłodze. Zdjęcie w tempie natychmiastowym zostało przez niego porwane. Nawet nie miał najmniejszej ochoty patrzeć na pozostałe fotografie. Mężczyzna skulił się, złapał na głowę i zaczął cicho płakać.

- Co ja narobiłem?! - zaszlochał cicho i spojrzał na skrawki fotografii leżącej spokojnie na podłodze.

                                           * Kilka godzin później *

Lekarz szybkim krokiem przeszedł przez próg sali numer trzysta dwanaście. Rozglądnął się dookoła, zorientował się, że w rogu, przy małym stoliku siedzi jedna z pielęgniarek dyżurujących. Podszedł do niej spoglądając  w stronę śpiącej dziewczyny.

-Kiedy się obudzi proszę podać jej następną dawkę leku. – rozkazał oschłym tonem.

- Kazał pan zmienić lekarstwa, które podawaliśmy jej dotychczas… Twierdził pan, że jej szkodzą, a przecież…

- Bez sprzeciwów. Wiem co mówiłem. Ale przeanalizowałem jeszcze raz wyniki jej badań i stwierdzam, że przerwanie podawania tych leków, było moją najgorszą decyzją. – powiedział.

-  No dobrze, skoro pan tak twierdzi. – westchnęła głośno kobieta i nadal zatracała się w rozwiązywaniu krzyżówek.

Mężczyzna nawet nie miał już serca, by spojrzeć na błogo śpiącą Victorię. Nie chciał patrzeć na niewinną dziewczynę, którą zabija, więc czym prędzej odwrócił wzrok i tępo wpatrując się w drzwi poszedł w ich stronę.

Kiedy znalazł się poza salą obdarzył bladym uśmiechem dwie kobiety wchodzące do środka. Usłyszał, jak dyskretnie szeptały między sobą.  ‘Przecież nie możemy jej teraz o tym powiedzieć… Załamie się.’ Te słowa wydostały się z ust wysokiej blondynki, która szła za swoją matką...

Lekarz westchnął głęboko po czym, chcąc nie chcąc, skierował się do pomieszczenia, w którym miał się z kimś spotkać. Tam już czekał na niego młodszy ‘kolega’.

-Jednak wróciłeś? – zaśmiał się pod nosem młodzieniec- Leki podane? Dawka zwiększona?

-Nie. – urwał krótko mężczyzna.

- Jak to nie?! – wybuchnął chłopak wstając z miejsca.- Chyba nie chcesz żeby...

-Nie krzycz tak!- przerwał mu doktor- Zaraz ktoś może Cię usłyszeć i tu przyjść, a wiem, że nie będziesz zadowolony jak ktoś Cię tu zobaczy.

Młodszy mężczyzna zaczął głęboko nad czymś dumać i powrócił do poprzedniej, siedzącej pozycji.

-Możesz odpowiedzieć mi na jedno, nurtujące mnie pytanie?- spytał lekarz, tonem jakby byli starymi, dobrymi przyjaciółmi.

-Mogę, ale czy na nie odpowiem okaże się dopiero kiedy je zadasz.

- Dlaczego to robisz? Przecież nikt Ci nie każe mu pomagać…

- To prawda. Już przedtem Ci mówiłem… Nikt mi nie karze. Ale skoro mogę się na niej zemścić, to podaj mi choć jeden powód, dla którego miałbym tego nie robić?

-Bo to nielegalne… - napomknął mężczyzna.

-Legalne, czy nielegalne… Ale zemsta zawsze pozostanie zemstą. – rzucił po chwili młody.

- Za co się mścisz?- lekarz zadał kolejne pytanie z nadzieją, że uzyska odpowiedź.

- Limit Twoich pytań na dziś został wyczerpany. – chłopak szybko uniknął odpowiedzi, wstał z miejsca, narzucił na głowę ciemny kaptur i bez słowa wyszedł z gabinetu.

Lekarz z czystej ciekawości podszedł do biurka, gdzie leżała nowa, nieotwarta, szara koperta, tym razem większa. Ostrożnie otworzył ją. ‘Następne zdjęcia…’ pomyślał i rzucił na nie okiem. Po chwili jednak żałował, że zdecydował się otworzyć tę kopertę…






***







BARDZO WAS PRZEPRASZAM ZA TO, ŻE MUSIAŁYŚCIE TYLE CZEKAĆ. :c
Przy okazji przepraszam też za wszystkie błędy, za to, że rozdział jest za krótki. Ehh wiem. Przepraszam. :c Starałam się, ale chyba tym razem mi nie wyszło. 
Nie będę Wam zajmować dużo czasu. Dziękuję za komentarze, wsparcie, pytania. <3
Jeśli chcecie spytać o coś mnie, lub bohaterów to MÓJ ASK.  Zapraszam.


Następny rozdział postaram się napisać kiedy znajdę chwilę wolnego czasu, a z tym teraz u mnie krucho. : / No cóż. 
Proszę o komentarze. Jestem ciekawa jakie będą wasze reakcje. :) 
Do następnego.  <3