Mała dziewczynka siedziała niespokojnie w hotelowej
restauracji, grzebiąc bezcelowo w prawie pustym talerzu. Nie mogła przestać
myśleć o tym, że jej starsza siostra mogła w tej samej chwili umierać. On znów
mógł zrobić jej krzywdę. Znowu mógł się nad nią znęcać. Ta niepewność
rozsadzała jej liche ciałko od środka. Vanessa bała się, że pomoc może nadejść
zbyt późno… Że ją zawiodła, nie podołała swojemu zadaniu. Nie chciała stracić
Victorii. Nie po tym, jak po tylu latach wreszcie znów się spotkały. Nawet nie
wyobrażała sobie tego, jak Vic musiała cierpieć…
Niemal od razu do jej niebieskich oczu napłynęły łzy, które jedna za drugą wypływały z ich kącików.
Dziewczynka zacisnęła swoje powieki z wielkim żalem wymalowanym na twarzy. Tak
bardzo chciała, żeby to wszystko było tylko beznadziejnym, nierealnym
koszmarem… Wolałaby nadal siedzieć zamknięta w czterech ścianach, w jakimś
dziwnym domu, oddalonym od cywilizacji. Wolałaby znosić samotność, niż tłumić w
sobie żal związany z cierpieniem Vic.
W pewnym momencie, kiedy Vanessa zdążyła już nieco stłumić
gorące łzy, zauważyła, że do restauracji wszedł jakiś młody mężczyzna.
Prześledziła go swoim wzrokiem. Był ubrany w podarte jeansy i koszulkę, spod
której można było podziwiać masę tatuaży, pokrywających jego umięśnione ciało.
Chłopak podszedł do kelnerki.
-Tak, w czym mogę pomóc?- spytała z uśmiechem ruda kobieta.
-Chciałbym zamówić trzy zestawy numer pięć na nazwisko Zayn
Malik- mruknął, wyjmując ze swojej kieszeni portfel. Kelnerka zanotowała coś w
swoim notesie, przyjmując od Zayna banknot. –Bez reszty- dodał krótko.
Gdy Vanessa usłyszała jego imię, przypomniała sobie to, co
powiedziała jej siostra. Dziewczynka zrozumiała, że to musi być właśnie ten
Zayn, o którym mówiła Victoria. Miała nadzieję, że on doprowadzi ją do Leny.
-Proszę dostarczyć zamówienie do pokoju Leny Prógowicz-
odrzekł, wysilając się na blady uśmiech, po czym zaczął wychodzić z hotelowej
restauracji.
Vanessa nie miała nic do stracenia. Od razu wstała od
stolika opuszczając pomieszczenie. Kiedy znalazła się poza restauracją,
odszukała wzrokiem Zayna, który właśnie wchodził do windy. Dziewczynka szybko
podbiegła w jego stronę, ale niestety drzwi do metalowej komory zatrzasnęły się
jej przed samym nosem. Rozzłoszczona dziesięciolatka szybko zerknęła na
wyświetlacz, by sprawdzić na które piętro wybierał się Malik. Już po chwili
stała w drugiej windzie, będąc „kilka kroków” za mulatem.
Po upływie niecałej minuty znajdowała się już na odpowiednim
piętrze, rozglądając się dookoła, w poszukiwaniu chłopaka, który niestety
zniknął z zasięgu jej wzroku. Nie miała zamiaru się poddać. Postanowiła
poczekać, aż kelnerka przyniesie zamówienie. Wtedy dowie się, w którym pokoju
znajduje się Lena.
Oparła się o ścianę, pogrążając w zadumie. Wciąż
zastanawiała się, co działo się z jej siostrą… W duszy błagała Boga o to, żeby
Victorii nic się nie stało. Nawet nie miała już siły myśleć o tym, co brunetka
musiała przejść… Tak bardzo pragnęła żeby ktoś w końcu pomógł pannie
Nowińskiej.
Nagle zauważyła młodą kobietę, pchającą niewielki stolik na
kółkach w stronę jednego z pokoi. Niezwłocznie udała się za nią. I to był jej
mały sukces… Gdy kobieta zapukała do drzwi, w nich pojawił się nie kto inny jak
Malik. Chłopak od razu wniósł do środka zamówione danie.
Na twarz dziewczynki przez chwilę wdarł
się uśmiech zadowolenia i dumy. Kiedy kelnerka odeszła w stronę wind, Vanessa
postanowiła nie czekać dłużej. Podeszła do drewnianej powłoki i delikatnie w
nią zapukała. Nie musiała długo czekać, aż drzwi otworzyły się ponownie.
-Czy Lena jest w środku?- spytała Van, nie wysilając się na
zbędne wyjaśnienia. Od razu przeszła do rzeczy. Zayn zmarszczył brwi, skanując
ciało młodej dziewczyny.
-Tak, Lena jest w środku... – odrzekł powoli, oglądając się
za siebie. –A mogłabyś mi wyjaśnić czego od niej chcesz?- zapytał. W tym samym
momencie blondynka podeszła do niego, spoglądając zdziwiona na małą
dziewczynkę.
-O co chodzi?- odezwała się.
Wyglądała okropnie. Jej włosy były spięte w luźnego
warkocza, który był całkiem potargany. Miała całą opuchniętą buzię. Jej powieki
przybrały czerwonego koloru, zapewne od ciągłego płaczu i pocierania zmęczonych
oczu.
-Van… Vanessa?- spytała zdziwiona, kiedy dotarł do niej to
kim jest dziewczynka stojąca przed nią. Vanessa jedynie kiwnęła głową,
utwierdzając Lenę w fakcie, że prawidłowo poznała swoją młodszą kuzynkę.
Blondynka od razu schyliła się do małej dziewczynki, przytulając ją mocno do
siebie. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Już dawno przestała nawet myśleć o
tym, że mogłaby znów spotkać Vanessę. –Jak ty tu trafiłaś?!- zdziwiła się,
spoglądając na nią ze łzami w oczach.
-Victoria dała mi adres tego hotelu… -mruknęła cicho
dziewczynka.
-Jak to Victoria…- oczy Leny kilkukrotnie powiększyły swoje
rozmiary. Spojrzała porozumiewawczo na Zayna, który również nie wierzył własnym
uszom. –Wejdź do środka, proszę…- zaczęła Lena, wprowadzając dziewczynkę do
apartamentu. Już po chwili wszyscy siedzieli w salonie, na wielkiej kanapie.
–Możesz mi wyjaśnić w jaki sposób Victoria dała ci ten adres? O co w tym
wszystkim chodzi?
-Przez długi czas byłam przetrzymywana w starym magazynie… I
kilka dni temu on przyniósł tam Victorię… A dzisiaj ona… Ona kazała mi stamtąd
uciekać… - wyłkała. –Została tam, żeby mnie ratować. Została, żebym mogła
uciec…- szepnęła. Na samą myśl o tym wszystkim przerwała swoją wypowiedź,
spuszczając głowę. Lena bez namysłu przysunęła się do małej, przytulając ją do
siebie. Pocałowała czubek jej głowy, gładząc ją delikatnie.
-Ja rozumiem, że to dla ciebie trudne… Ale… Kogo masz na
myśli mówiąc „on”? – szepnęła, czule wtulając w siebie roztrzęsioną
dziesięciolatkę.
-Ha… Harry… Tak miał na imię…- wyłkała, mocno ściskając
Lenę. Blondynka spojrzała z przerażeniem w oczach w stronę Zayna, po czym
zwróciła swój wzrok na Louisa, stojącego przy oknie.
–Jesteś pewna, że to
Harry?- odezwał się Tomlinson ze zdziwieniem. Ona kiwnęła głową, przytakując.
Chłopak podszedł do dziewczynki, kucając przed nią, by spojrzeć prosto w jej zapłakaną
twarz. –Pamiętasz gdzie znajdował się ten stary magazyn? – Vanessa uniosła
wzrok, patrząc swoimi smutnymi oczami na Lou. Pokręciła przecząco głową, niemo przepraszając.
Louis westchnął zrezygnowany.
-Nie wiem, gdzie on jest…
Pamiętam tylko, że biegłam przez długi park, żeby tu dotrzeć- szepnęła z
płaczem, z powrotem wtulając się w rozkojarzoną Lenę.
-Przez park…?- mruknął pod
nosem niebieskooki. –Przecież blisko mieszkania Harrego jest park…- powiedział,
po czym poczuł na sobie wzrok swojego przyjaciela. Ich spojrzenia spotkały się,
przekazując sobie nieme informacje. Oboje skinęli głowami, w szybkim tempie
kierując się w stronę wyjścia…
***
–Mów, kto cię wynajął!- wrzasnęła najgłośniej jak tylko
potrafiła, przykładając pistolet do skroni chłopaka. -Mów!- rozkazała.
-Nie wydam mojego szefa… Nie rób ze mnie idioty.
-Kiedy ja nawet nie muszę nic robić. Ty nim po prostu
jesteś. Nie rozumiem jak można być taką kompletną szumowiną bez uczuć, żeby
zrobić coś tak okropnego- mówiła, starając się ukryć łzy. Chłopak zaśmiał się
na głos.- Ciebie to bawi?!
-Jesteś słodka, kiedy się złościsz- z jego ust ponownie
wydobył się denerwujący śmiech. Brunetka warknęła coś niezrozumiale pod nosem,
po czym uniosła pewniej dłoń, ustawiając ją to strzału. -Jeżeli pociągniesz za
spust, pożałujesz tego!- odrzekł groźnym tonem.
-Kiedy będziesz martwy nie będziesz stanowił żadnego
zagrożenia- stwierdziła, przysuwając pistolet jeszcze bliżej. Chłopak poczuł na
swojej skroni zimny metal, przez co zamknął oczy.
Bał się. Bał się o swoje życie. Marne życie, którego nikt inny
nie chciałby toczyć. Życie idioty, który niszczył innych ludzi. Który był
jedynie marionetką i popychadłem kogoś, kto miał nad nim kontrolę… On również
nie był szczęśliwy. Nigdy. Nie zaznał szczęścia, przez co odbierał je innym.
Uśmiech był jego maską, która zakrywała ciągłe łzy.
-Myślisz, że tylko ja jestem w to wplątany?- zakpił szybko,
żeby ukryć swój strach. Chciał jakoś odwrócić jej uwagę. –Nawet nie wiesz ilu
dwulicowych ludzi obraca się w twoim otoczeniu…- zaśmiał się nerwowo, czując,
że ręka dziewczyny zaczęła się trząść. Wiedział, że w każdej chwili mogła
nacisnąć spust, a on skończyłby swój marny żywot, czym nikt by się nie
przejął... –Nie wiesz komu zaufałaś.
-Co masz na myśli?- spytała zaciekawiona. Zaczęła zastanawiać
się kogo Parker miał na myśli, mówiąc o tym wszystkim. Przez głowę przeszedł
jej każdy. Dosłownie każdy. Zaczęła podejrzewać o zdradę już nawet Lenę, czy
też Nialla, lecz nie pomyślała o…
-Ashley…- mruknął.- Dosyć szybko zaczęłaś się jej zwierzać,
czyż nie?- uśmiechnął się. Dziewczyna zamarła w miejscu. Nie mogła uwierzyć w
to, co powiedział Nick.
Zaufała jej. To prawda, może zbyt pochopnie, ale jednak jej
zaufała… Wierzyła, że Ashley miała co do niej szczere intencje. Niestety myliła
się. A szara, druzgocąca rzeczywistość zaczęła docierać do jej zamglonych
kłamstwami myśli o wiele za późno.
-Naprawdę bardzo mi się przydała… Informowała mnie o każdym
twoim kroku, o wszystkim co cie trapiło… Swoją drogą… Liam również bardzo lubił
opowiadać jej o wszystkim, czego dowiedział się od Horan’a. -Mówił to takim
tonem, jakby ciągle starał się sprowokować dziewczynę, która już powoli
przestawała kontaktować. Odpłynęła. Część jej odeszła, wraz ze zdmuchnięciem
świeczki, zwanej kłamstwem.
Zielonooka milczała. W bólu i żałości. Nie docierało do niej
to, że znów dała się oszukać, że ponownie dała się wykorzystać. Tak bardzo
cieszyła się z przyjaźni z Ashley… Ona potrafiła ją wysłuchać. Zawsze
znajdywała dla Victorii trochę czasu, by porozmawiać. Teraz brunetka
zrozumiała, dlaczego Clark była taka chętna do rozmów… Wykorzystywała to
wszystko przeciwko niej.
Brunetka spuściła wzrok, a z jej oka wypłynęła pojedyncza
łza. Łza, która dała jej chwilę ukojenia. Ostatnią chwilę wolną od strachu i
bólu.
Nick to zauważył. Zaśmiał się pod nosem, czym zwrócił na siebie jej uwagę. Spojrzała na niego pustym wzrokiem, chcąc się poddać. Miała już dosyć walki o nic. Bo tak naprawdę zdała sobie sprawę, że nie miała już nic. Nie miała o co walczyć. Chciała to skończyć…
Nick to zauważył. Zaśmiał się pod nosem, czym zwrócił na siebie jej uwagę. Spojrzała na niego pustym wzrokiem, chcąc się poddać. Miała już dosyć walki o nic. Bo tak naprawdę zdała sobie sprawę, że nie miała już nic. Nie miała o co walczyć. Chciała to skończyć…
-Byłaś taka naiwna… Wierzyłaś w każde jej kłamstwo, w każdą
jej zmyśloną historyjkę… - powiedział, oczekując jej reakcji. Dziewczyna
jedynie odsunęła się o krok w tył, tym samym zabierając od jego głowy pistolet.
Nie, nie chciała go zabić. Wolała zabić samą siebie… On odetchnął z ulgą,
widząc, że brunetka opuściła rękę, w której trzymała broń.
-Czemu krzywdzenie mnie sprawia ci przyjemność, co? Co ja
takiego zrobiłam… Czym zasłużyłam sobie na to, żeby to wszystko mnie spotkało?
-Ty? Niczym. Już ci to tłumaczyłem. Twoja matka kiedyś lubiła bawić się uczuciami
innych mężczyzn… Ona już za to zapłaciła. Teraz przyszedł czas na ciebie.-
Wzruszył ramionami, tak jakby była to zwykła rozmowa o pogodzie. Victoria z
skonsternowaniu zmarszczyła czoło.
-Jak to ona już zapłaciła?- szepnęła w niedowierzaniu.- O
czym ty mówisz?!
-Szef powiedział mi wczoraj, że przed śmiercią dała mu jakiś
list dla ciebie… Ale go spalił…- mruknął z zadowoleniem. Victoria nagle
upuściła pistolet, który z brzdękiem odbił się od ziemi.
-Ona… Nie żyje?- spytała szeptem . Była w szoku. Spuściła
wzrok, gwałtownie cofając się w tył. Za swoimi plecami poczuła ścianę, po
której od razu zsunęła się, siadając na podłodze. Zakryła swoją twarz dłońmi,
pogrążając się w płaczu.
Nie, to nie mogła być prawda. Jej umysł nie przyjmował tego
do świadomości. Nie mogła uwierzyć, że jej matka nie żyje. Zabił ją… On ją zabił… Powtarzała w kółko pod nosem, wciąż nie
przerywając głośnego szlochu. Mimo tego, że była przyzwyczajona do braku
bliskości matki, jej śmierć nią wstrząsnęła. Zawsze miała nadzieję, że jej mama
w końcu do niej wróci. Przyjdzie i powie jak bardzo ją kocha… Jak bardzo jej na
niej zależy… Każdy tego potrzebuje. Każdy potrzebuje miłości. A zwłaszcza
miłości, okazanej przez matkę. Czyli takiej, jakiej Victoria już nigdy nie
będzie miała szansy zaznać… Już nigdy jej nie zobaczy. Nie dotknie, nie
przytuli. Nie powie, jak bardzo za nią tęskniła przez te wszystkie lata, przez
cały ten czas, który spędzała w samotności… Już nigdy nie będzie miała szansy,
by powiedzieć jej, że w końcu zrozumiała, dlaczego trzymała ją na uboczu. Nie
powie matce, że nie ma jej tego za złe, że ją rozumie… Już nigdy nawet jej nie usłyszy…
Jej płacz, przemieszany ze spazmatycznymi szlochami nasilał
się z każdą nową myślą związaną z jej matką… Z każdym wspomnieniem, z którego
nagle powiew wiatru zdmuchnął kurz…
W końcu dziewczyna uniosła głowę, spoglądając na swojego
oprawcę. On stał przed nią, uśmiechając się. W swojej dłoni trzymał pistolet.
Na jej twarzy pojawił się blady uśmiech.
-Po prostu to zrób, nie zastanawiaj się- mruknęła
zrezygnowana. –Zastrzel mnie- poprosiła.
-Nigdy nie miałem za zadanie cię zabić… Jedynie osłabić,
zmęczyć. Psychicznie i fizycznie…- oznajmił, bardzo powoli obracając broń w
swojej dłoni. Przyglądał się jej dokładnie.
Brunetka z trudem podniosła się, podchodząc do chłopaka.
Spojrzała prosto w jego ciemne oczy z pustym wyrazem twarzy, ocierając łzę,
spływającą po jej policzku. W jej źrenicach świecił się niewielki płomień.
Płomień nadziei. Nadziei na koniec.
Delikatnie dotknęła jego dłoni. Tej samej, w której trzymał
broń. Uniosła ją, przykładając spluwę pistoletu do swojej klatki piersiowej w
miejscu, gdzie znajduje się serce.
-Zrób to…- szepnęła błagalnym tonem.- Zabij mnie, proszę.
Chłopak ciężko przełknął ślinę , łapiąc pewniej broń.
Westchnął ciężko, tak, jakby się wahał… Brunetka oddychała ciężko, czekając na
koniec. Na upragnione ukojenie.
-Na co czekasz?!- warknęła.- Zrób to! Skończ ze mną!-
krzyknęła, pozwalając łzom wypłynąć ze swoich oczu. Pozwoliła im odejść…
-Nie skończę z tobą tak od razu…- wymruczał z przyjemnością
Nick, gwałtownie osuwając pistolet niżej, po czym pociągnął za spust.
Wszędzie rozbrzmiał głośny huk strzału.
Victoria cofnęła się kilka kroków w tył, delikatnie łapiąc
się za brzuch. Na samym środku była duża
dziura po kuli, z której zaczęła wypływać krew. Dziewczyna spojrzała na swoją
dłoń, która była już cała zakrwawiona. Dopiero wtedy dotarło do niej to, co się
stało. Dopiero w tym momencie pozwoliła sobie odczuć ból, który zaczynał mieć
nad nią władzę.
Spojrzała na Nicka, stojącego przed nią. Nadal mierzył w nią
bronią. Na jego twarzy wciąż gościł uśmiech. Ciągle miał na sobie tą samą
maskę, a jego ciemne oczy nie zdradzały niczego… Były zbyt ciemne.
W pewnym momencie dziewczyna usłyszała ponowny strzał.
Poczuła mocne ukłucie w brzuchu. Znowu. Chłopak strzelił do niej ponownie, co
spowodowało jej upadek. Victoria osunęła się na ziemię, powoli zaczynając
tracić świadomość.
-Z… Zrób to…- wyjąkała z trudem. Nie mogła nawet nabrać
powietrza do płuc.-Strzel… - szepnęła, próbując zacząć znów oddychać.- Zastrzel
mnie!- powiedziała ostatkiem sił.
Już sekundę później w całym pomieszczeniu rozległ ponowny
dźwięk wystrzału, lecz tym razem zielonooka nie poczuła już nic. Dopiero po
chwili zobaczyła Nicka, opadającego bezwładnie obok niej. Na samym środku jego
głowy znajdował się ślad po kuli…
Ostatnią rzeczą, którą widziała, był chłopak pochylający się
nad nią. Po tym gęsta mgła zabrała jej widok na świat.
***
PRZEPRASZAM, ŻE TRWAŁO TO TAK DŁUGO.
Od teraz rozdziały nie będą już takie długie jak kiedyś, ale za to będę starała się dodawać je częściej. :)
Co sądzicie o rozdziale? Kto zabił Nicka? Czy Victoria przeżyje?
Czekam na Wasze opinie.
Piszcie co myślicie. <3
Kocham Was.
Do następnego. :)