-Z…Zayn? - powtórzyła
dziewczyna, słysząc w słuchawce jedynie oddech drugiej osoby.
-Jak dobrze słyszeć twój głos, Skarbie.- szepnął tak
roztrzęsionym głosem, że blondynka z łatwością domyśliła się, iż w jego oczach
zaczęły zbierać się łzy. Co tylko przyspieszyło ten sam proces u niej… Już po
chwili po prawym policzku spłynęła pierwsza z nich, wyznaczając trasę dla
reszty.
-Jezu, Zayn…- zaszlochała. Uśmiechnęła się sama do siebie,
po czym dała upust swoim łzom.
-Lena, czy ty płaczesz? – spytał, na co Prógowicz uraczyła
go tylko krótką odpowiedzią w formie cichego mruknięcia.- Proszę Cię, nie
płacz. Nie po to próbowałem się z tobą skontaktować, żebyś teraz płakała…-
westchnął prawie niesłyszalnie, lecz rozniosło się to echem w słuchawce.
-Dlaczego dzwonisz dopiero teraz? Po takim czasie?- bąknęła tak
cicho, jakby mówiła to sama do siebie.
-Wcześniej niestety nie mogłem, za co teraz
bardzo cię przepraszam. Nie chciałem, żeby to wszystko tak wyszło- westchnienie
ponownie wydostało się z jego ust.- Straciłem kontrole nad swoim życiem,
rozumiesz? Wiesz jak to jest nie móc decydować nawet o najprostszych,
najnormalniejszych czynnościach? Nie mogę nic
zrobić sam, jestem kontrolowany na każdym kroku. Nie jestem już sobą... Jestem
kimś innym, nie mam już swojego życia, tylko jestem stylizowany na pokaz. Pod
publikę… -szepnął tak, jakby mówienie o tym sprawiało mu trudność. -Przepraszam
za wszystko... Nie powinienem Cię zostawiać...
-Masz
rację, nie powinieneś, ale jednak to zrobiłeś... -syknęła przez płacz.
-Skarbie,
proszę nie gniewaj się na mnie... To nie zależało ode mnie.
-Mogłeś
chociaż zadzwonić do mnie i wszystko mi wyjaśnić. Wiesz jak ja się czułam kiedy
zobaczyłam ten wywiad, w którym się mnie wypierasz?!
-Lena,
skarbie...
-Nie
skarbuj mi tutaj!- przerwała mu szybko.- Pamiętasz co mi obiecywałeś? Że zawsze
będę mogła na ciebie liczyć… Że mi pomożesz… A co się okazało?! Że nie mogłam
na ciebie liczyć kiedy najbardziej cię potrzebowałam!
-Lena,
spokojnie… Nie zostałaś bez opieki, wiem to. Kiedyś ci to wytłumaczę, bo…
-Wytłumacz
mi to teraz!- przerwała mu, siarczyście domagając się prawdy.
-Nie
mogę.
-Dlaczego?
-Bo to
wszystko jest zbyt skomplikowane… Ale możesz wiedzieć, że dopóki on jest
blisko, to jesteś bezpieczna.- oznajmił, najspokojniej jak tylko potrafił, w
nadziei, że emocje blondynki trochę opadną. I miał rację. Dziewczyna unormowała
swój oddech i po chwili, jąkając się, tak jakby biła się z własnymi myślami, niepewnie
zaczęła.
-C… co
masz na myśli? O kim ty tak właściwie mówisz?
-Za
niedługo się dowiesz. Na razie lepiej będzie, jeśli to pozostanie tajemnicą.-
oznajmił, po czym szybko zaczął następną część swojej wypowiedzi, po to, by nie
dać Lenie drążyć tematu.- Jesteś zła?
-Tak,
oczywiście, że jestem zła. Jak mogłabym nie być?- syknęła z trudem, nadal
zastanawiając się nad ‘tajemnicą’, o której wspomniał Zayn.
-Wybaczysz
mi?
-Zayn,
nie zadawaj głupich pytań. Jasne, że Ci wybaczę. To, że przed chwilą na ciebie
nawrzeszczałam, nie znaczy, że nie chce cię znać. Musiałam sobie trochę
pokrzyczeć, żeby po prostu wyrzucić to z siebie… Wiesz jak ja za Tobą tęsknię?
– z trudem przełknęła ślinę.- Próbowałam o Tobie zapomnieć, wymazać z pamięci
to co nas łączyło… Ale nie potrafię… Ja… Zayn, ja nadal cie kocham.-
wyszeptała.
-Ja
ciebie też, skarbie.- przyznał, po czym oboje zamilkli, z małymi uśmiechami na
twarzach, przypominając sobie te cudowne chwile, które spędzili razem. Oboje
tak bardzo chcieli, żeby tamten czas wrócił…
Nagle z
zamyśleń wyrwał ich znajomy głos. Należący do Louis’a. Chłopak zaczął wołać
imię ukochanego Leny, z pewnością szukał go, błądząc po mieszkaniu. W końcu
dotarł do pomieszczenia, w którym znajdował się mulat. „Zayn, tu jesteś! A ja
Cię szukam wszędzie jak idiota!” w słuchawce blondynki rozbrzmiał wesoły głos
niebieskookiego. Dziewczyna uśmiechnęła się sama do siebie, słysząc
Tomlinson’a. Lecz dopiero po chwili dotarło do niej, że głos Zayn’a również
próbuje dostać się do jej uszu.
-Lena,
muszę kończyć… Trzymaj się.-uciął Malik.
-Ale
Zayn, czekaj! Za…- nie dokończyła, ponieważ w tej samej sekundzie usłyszała
dźwięk zakończonego połączenia.
Dziewczyna
od razu oderwała komórkę od ucha i spojrzała na jej wyświetlacz, po to, by
upewnić się, czy połączenie na pewno zostało zakończone. Westchnęła ciężko pod
nosem, kiedy okazało się, że Malik naprawdę się rozłączył. Po chwili telefon
znajdował się już w kieszeni jej opiętych jeansów, a ona udała się do sypialni,
dzielonej z przyjaciółką, która aktualnie stała przy oknie i bacznie przez nie
wyglądała.
- Z kim
rozmawiałaś?- brunetka spytała tak nagle, że Lena zatrzymała się w połowie
kroku i zwróciła swój zdziwiony wzrok na zamyśloną Victorię.- Z Markiem raczej
nie rozmawiałabyś o tym, że obiecywał ci pomoc... Lub, że nie mogłaś na niego
liczyć… - mruknęła pod nosem, nadal kurczowo trzymając wzrok w jednym miejscu.
-Podsłuchiwałaś?-
oburzyła się blondynka.
-Krzyczałaś.
Nie musiałam podsłuchiwać.- odrzekła z dziwnie podejrzanym spokojem, na co Lena
tylko fuknęła coś niezrozumiale pod nosem i podeszła do brunetki, przyglądając
się jej bezuczuciowej twarzy. Dokładnie skanowała każdy milimetr bladej skóry,
okrywającej kości policzkowe. –Dlaczego tak mi się przyglądasz?- oderwała wzrok
od nieokreślonego miejsca za oknem, po czym skierowała spojrzenie na swoją
blond przyjaciółkę.- Coś nie tak?
-Nie,
nic… - odrzekła panna Prógowicz, na co Victoria wróciła do obserwowania obiektu
za oknem.- Rozmawiałam z Zayn’em…- oznajmiła, uważnie obserwując reakcję
brunetki, która niespodziewanie uśmiechnęła się pod nosem. – Nie dziwi cie to?-
zmarszczyła brwi.
-Dlaczego
miałoby mnie to dziwić?
-No…
Zadzwonił do mnie Zayn… Zayn Malik… Ten sam, który…
-Lena! Ja
wiem kim on jest i co was łączyło!- fuknęła, ponownie przenosząc wzrok na ciemnooką.-
Po prostu nie dziwi mnie to, że starał się z tobą skonstatować…
-Nadal
nie rozumiem…- stwierdziła Lena. W tej samej chwili, w całym mieszkaniu,
rozbrzmiał dźwięk dzwonka do drzwi. Obie dziewczyny spojrzały na siebie
zdziwione, po czym starsza przerwała ciszę.- Spodziewasz się kogoś?
-Chyba
sobie żartujesz…- prychnęła pod nosem.- Lepiej idź już otworzyć.- poprosiła,
kiedy piekielnie denerwujący dźwięk nie ustawał.
Tak jak
sobie zażyczyła, Lena podążyła ku drzwiom wejściowym. Niepewnie przekręciła zamek
i szarpnęła za klamkę, tym samym otwierając ciężkie, drewniane drzwi. Za nimi
stał nie kto inny jak Parker. Nie, nie Nick, tylko jego ojciec. Jak zwykle-
ubrany w idealnie dobrany, ciemny garnitur, włosy ułożone tak dbale, jakby
chwilę wcześniej wyszedł od fryzjera. Dokładnie zlustrował całe ciało
blondynki, a następnie wdział na twarz wyuczony, sztuczny uśmiech, który był
jego specjalnością.
-Ty
zapewne jesteś Lena, dobrze pamiętam?- spytał z gracją.
-Przepraszam,
znamy się? – zdziwienie nie schodziło z jej twarzy.
-My?
Nie.- odrzekł krótko, widząc niemiłą reakcję blondynki. – Przyszedłem do
Victorii. Jestem jej…
-Szefem?-
prychnęła sama do siebie. – To pan jest ojcem tego idioty?- spytała ironicznie,
próbując zatrzasnąć drzwi przed jego nosem, lecz niestety refleks Parkera
okazał się być niezawodnym. Mężczyzna przytrzymał drzwi ręką, tym samym
powstrzymując dziewczynę przed zatrzaśnięciem ich.
-Proszę,
wpuść mnie. Muszę z nią porozmawiać. To ważne.
-Nie ma
mow…- zaprotestowała blondynka, lecz kiedy poczuła na swoim ramieniu drobną
dłoń młodszej kuzynki, ucichła.
-Wpuść
go…- poprosiła niepewnie brunetka, patrząc jak na twarz Parkera, wraca ten
wkurzający uśmiech.
-Dobrze,
ale tylko chwilę, jasne? – skierowała te słowa bardziej w stronę mężczyzny, niż
zestresowanej brunetki.
Victoria
bez dłuższego namysłu skierowała się do przestronnego salonu, gdzie usiadła na
wielkiej kanapie, patrząc w podłogę. Sama nie widziała w tym celu, ale
uspokoiło ją to. Do jej głowy napłynęło milion myśli, a każda z nich była inna. Zamęt w jej umyśle
powstał dosłownie w przeciągu sekundy. Po wzięciu kilku głębokich wdechów,
dziewczyna postanowiła spokojnie przedyskutować wszystko z mężczyzną, który
właśnie siadał na jednym z foteli, ustawionych naprzeciwko kanapy. Kątem oka,
zauważyła, że Lena stoi w drzwiach do salonu i wcale nie ma zamiaru stamtąd
iść.
Po
dłuższej chwili ciszy, mężczyzna postanowił przejąć inicjatywę i sam zaczął
rozmowę.
-Przyszedłem
tutaj, żeby przeprosić cię za Nicka…
-No,
wypadałoby.- oczywiście Lena nie powstrzymała się od kąśliwej uwagi, na co Vic
zgromiła ją wzrokiem.
-Wiem, że
mój syn jest… Trochę kłopotliwy i często ciężko do niego dotrzeć. Wiem też, że
zrobił coś, czego ty sobie nie życzyłaś, Victorio. On bardzo tego żałuje…
-Liczy
pan na to, że ona mu wybaczy?!- syknęła kpiąco blondynka, nadal stojąca w
drzwiach.
-Nie, nie
to miałem na myśli i gdybyś była tak życzliwa i nie przerywała mi, może
zrozumiałabyś do czego zmierzam. – odgryzł się Parker, próbując uspokoić swoje
nerwy. Dziewczyna powoli wyprowadzała go z równowagi. A to właśnie było jej
celem…- Kontynuując…- szepnął sam do siebie, szukając w głowie odpowiednich
słów, które na obecną chwile gdzieś mu umknęły. Po chwili doznał olśnienia i
uśmiechnął się sam do siebie. –
Przyszedłem tutaj, zapytać o twój piątkowy wys…
-Proszę
pana…- przerwała mu Victoria, głową wskazując na Lenę. Mężczyzna zrozumiał o co
chodzi i zamilkł.
-Victoria,
nie krępujcie się… Nick o wszystkim mi powiedział… - wyjaśniła pewna siebie.
Była niezmiernie zła na Victorię za to, że nie dowiedziała się tego od niej,
lecz wiedziała, że to było już nieistotne. Co
się stało to się nie odstanie, więc po co to rozpamiętywać?
-Victorio,
mam nadzieję, że nie zrezygnujesz z występów, dlatego, że mój syn to idiota… -
w końcu odezwał się Parker. Jego słowa nieco rozbawiły Victorię, która
uśmiechnęła się prawie niewidocznie.
-Nie mam
zamiaru rezygnować z czegoś co chciałam robić całe życie, przez to jak zachował
się Nick. Występować będę dalej, może być pan tego pewien.
-Ale pod
jednym warunkiem…- w rozmowę ponownie wcięła się Lena. Oderwała się od drzwi i
powoli podeszła do Victorii, siadając na oparciu od kanapy. – Nick ma się
trzymać z daleka od niej. – wskazała na zdekoncentrowana dziewczynę. – Kiedy
ona będzie występować jego nie ma być nawet w pobliżu tego miejsca, jasne? –
spojrzała wymownie na Parkera.
-Oczywiście.
Zabronię mu zbliżać się do Victorii. Macie to jak w banku.- przystał na warunek
Leny.
-Mam
nadzieję, że jest pan słownym człowiekiem… - mruknęła.
-Jestem,
jestem. – zapewnił.- Więc Victorio, miałem to z tobą omówić ostatnio, ale
dlatego, iż to wszystko potoczyło się niezgodnie z planem, to poinformuję cie o
tym teraz- uprzedził szybko.- Jeżeli przez następne tygodnie występy pójdą ci
tak dobrze jak dotychczas, będę miał dla ciebie znakomitą nagrodę… Lubisz
podróżować?- spytał uśmiechając się. Victoria była zaskoczona, widząc na jego
twarzy szczery uśmiech. Jej oczy, aż powiększyły swoje rozmiary kilkukrotnie.
Dziewczyna zamyśliła się do tego stopnia, że zapomniała o tym, że mężczyzna
zadał jej ważne pytanie. Otrząsnęła się dopiero po chwili, gdy Lena szturchnęła
ją w bok.
-Auć…-
jęknęła pocierając bolące miejsce.- Tak, lubię podróżować…
-A jakie
miejsca chciałabyś zwiedzić?
-Hmm…
Kiedyś bardzo chciałam pojechać do Paryża, Nowego Jorku, Chicago, czy Londynu…
Gdy byłam mała miałam taką mapę świata, na której zaznaczałam ciekawe miejsca…
- rozmarzyła się. Do jej głowy przybył pewien bardzo istotny moment z jej
życia, którego dotychczas nie potrafiła zrozumieć.
-A co
powiesz na Paryż, myszko? Tam jest pięknie…- oznajmiła Sylwia, trzymając sześcioletnią
Victorię za malutką rączkę. –Byłam tam
kiedyś, naprawdę warto tam pojechać…- szepnęła, przypinając kolorową pinezkę do
wielkiej mapy, wiszącej na jednej ze ścian pokoju.
-Ciociu…
A gdzie są moi rodzice? – spytała mała dziewczynka, spoglądając w oczy kobiety,
która właśnie kucała przy niej, by być na tym samym poziomie, co sześciolatka.
-Mamusia
i tatuś musieli wyjechać… Do pracy. –objaśniła z bólem.
-Dlaczego
tak często mnie zostawiają? Przecież powinni być ze mną… - posmutniała.
-To dla
twojego dobra, myszko. Kiedyś to zrozumiesz.
-Ale co
zrozumiem?
-To, że
oni po prostu starają się cię chronić… - szepnęła ciotka.
-Ale
przed czym, ciociu?- malutka brunetka zmarszczyła czoło.
-Nie
przed czym, tylko przed kim, słonko…- mruknęła.- Ale pamiętaj, że oni bardzo
mocno cię kochają.- odrzekła z lekkim uśmiechem, zakładając malutki kosmyk
ciemnych włosów dziewczynki za ucho, po czym przyciągnęła ją do siebie i mocno
wtuliła w swoje ciepłe ciało.- Pamiętaj…
-Więc
teraz z przyjemnością informuję cię, że będziesz mogła wystąpić w kilku moich
klubach… A mam ich sporo.- powiedział dumnie prężąc pierś, tym samym wyrwał
brunetkę z zamyśleń. Dziewczyna potrząsnęła lekko głową.- W takim razie,
dziękuję za tę jakże owocną rozmowę. Widzimy się w piątek, Victorio.- z
uśmiechem udał się w stronę wyjścia.
Ku jego
zdziwieniu w drzwiach do mieszkania minął się z Markiem, który nie był
zadowolony z tego, że go widzi. Zawadzki obdarzył Parkera spojrzeniem mrożącym
krew w żyłach. Powietrze wokół nich stężało, a czas zdawał się zatrzymać. Oboje
uważnie obserwowali się. Napiętą sytuację przerwała Lena, stając między nimi.
-Cześć
Marek, pan Parker właśnie wychodził…- posłała do mężczyzny uśmiech tak
sztuczny, że z pewnością można stwierdzić, iż nie różnił się wiele od tego
jakim on często operował. Parker fuknął coś pod nosem po czym dumnie opuścił
mieszkanie Zawadzkiego.
-Lena,
możesz mi powiedzieć co on tu robił?!- spytał, tłumiąc wrzask, który aż pchał
się na jego usta, po czym trzasnął drzwiami.
-Przyszedł
do Victorii, żeby wyjaśnić z nią kilka spraw. Uspokój się!
-Nie
uspokoję się! – oburzył się.- Victoria, chodź tutaj!- wrzasnął, a po chwili zza
rogu wyłoniła się zdziwiona dziewczyna. –Mam do was obu wielką prośbę…- zaczął,
normując swój oddech.- Kiedy mnie nie ma w domu, macie nie wpuszczać tu nikogo,
dobrze? – westchnął bezsilnie drapiąc się po karku. Wyglądał tak, jakby mało
brakowało, żeby został przyłapany na jakimś występku. Dziewczyny po raz
pierwszy widziały go w takim stanie. Zachowywał się co najmniej dziwnie.
-Dobrze…-
odpowiedziały zgodnie, w tym samym czasie. Obie były oszołomione nagłą zmianą
zachowania Marka.
Nagle
mężczyzna po prostu bez słowa wyminął je i udał się swojej sypialni, skąd już
po chwili było słychać pojedyncze, niezrozumiałe słowa. Victoria czuła, że nie
powinna tego robić, ale ciekawość przekrzyczała jej sumienie. Szybko, na
palcach zbliżyła się do drzwi prowadzących do właściwego pomieszczenia i w
skupieniu zaczęła nasłuchiwać rozmowy odbywanej przez Marka. Najdziwniejsze było
to, że mężczyzna nie mówił po polsku…
***
Chłopak
stał przed budynkiem, wyczekując właściwej osoby. Zastanawiał się ile jeszcze
to wszystko może potrwać. Chodził w każdą stronę świata, szwędał się dosłownie
wszędzie. Mimo tego, że minęło tylko dwadzieścia minut, on odczuwał to jako
wieczność. Poczuł ulgę dopiero kiedy pod blokiem zobaczył swojego ojca. Podszedł
do niego tak nagle, że Parker sam był zaskoczony jego widokiem.
-Co z…-
zaczął, ale najwidoczniej nie było dane mu wypowiedzieć to zdanie do końca.
-Spieprzyłeś
sprawę, więc zejdź mi z oczu.- syknął przez zęby Parker, wymijając syna i
kierując się w stronę samochodu.
Chłopak
nie tracąc wiele czasu wyciągnął z kieszeni swoją komórkę i wystukał na niej
kilka odpowiednich słów. Schował ją z powrotem i czekał na jakąkolwiek
odpowiedź…
***
Blondynka
podeszła do stolika nocnego, na którym leżał zacięcie wibrujący telefon.
Oczywiście należący do Victorii. Dziewczyna nakreśliła na ekranie właściwy kod
zabezpieczający po czym przeczytała wiadomość od Nicka.
‘Maleńka, chciałbym z Tobą porozmawiać. Mogłabyś zejść na
chwilę na dół…?’
Bez
wahania pozbyła się tej wiadomości. Odrzuciła telefon na miejsce, po czym
wybiegła z mieszkania niczym poparzona. Biegła po schodach nie zważając na to,
że zaraz może z nich spaść. Kiedy już znalazła się przed blokiem, rozglądnęła
się dokładnie. Już po kilku sekundach odszukała go wzrokiem. Ani on, ani ona
nie byli zadowoleni ze swojego widoku.
-Ty
jeszcze masz czelność tu przychodzić?! I prosić ją o chwilę rozmowy?! –
wrzasnęła podchodząc do niego. Widząc jego siny nos zaśmiała się sama do siebie.
– Jesteś żałosny…
-I kto to
mówi?!- rzucił na swoja obronę.
-Jeszcze
ci mało?! Mam ci poprawić z drugiej strony nosa?!- krzyknęła, po czym uniosła
pięść do góry i zbliżyła się do niego, na bardzo niebezpieczną odległość.
-Wow,
wow, wow, wyluzuj, mała. – uniósł dłonie w górę, w geście poddania się i powoli
zaczął się cofać do tyłu.
-Jeszcze
raz powiesz do mnie mała, a nie tylko nos będziesz miał spuchnięty!- syknęła.
-Uu…
widzę, że ktoś tu jest chętny…
-Żeby ci
przywalić? Zawsze!- ucięła jego wypowiedź, bo nawet nie miała ochoty wysłuchać
jej do końca.
Nagle
Nick usłyszał jakiś cichy trzask. Tak, jakby ktoś usiłował otworzyć okno. Rozglądnął
się dookoła, jakiś cichy głos w jego głowie nakłonił go, by podniósł wzrok i
tak właśnie zrobił. Zauważył, że w jednym z okien stoi Victoria i przysłuchuje
się całej rozmowie. Stwierdził, że to może być jego ostatnia szansa… Nie mógł
się poddać, nie teraz.
-Victoria!
Maleńka, proszę, porozmawiaj ze mną! Chce Ci to wszystko wyjaśnić!- krzyczał z
głową uniesiona do góry. Lena przyglądała się mu ze zdziwieniem i odrazą. Gdy
podniosła wzrok ku górze, zorientowała się o co mu chodzi.
-Nie rób tego! Nawet nie próbuj tu zejść, słyszysz?
– ostrzegła ją blondynka.
-Proszę
tylko o kilka minut rozmowy! Czy to tak wiele? – syknął Nick przez zaciśnięte
zęby, kierując wzrok na ciemnooką.
-Tak, o
kilka minut za dużo! Ona nie chce z Tobą rozmawiać.- ucięła.- Nie potrafisz
zrozumieć tego, że to już koniec?
-Nie bądź
tego taka pewna!- warknął, znów patrząc na okno, lecz tym razem nie było już w
nim Victorii. Okno było puste, a firanka dokładnie zaciągnięta, tak jakby
nikogo wcześniej tam nie było. Chłopak prychnął cicho pod nosem i zgromił
spojrzeniem blondynkę, która bacznie mu się przyglądała.
-Nie
rozumiem dlaczego jeszcze tu stoisz… Ona do ciebie nie przy…- Lena zaczęła
swoją wypowiedź, lecz po chwili usłyszała niepewny głos swojej przyjaciółki.
-O czym
chciałeś porozmawiać?- szepnęła cieniutkim głosem i głośno przełknęła ślinę. Dwie
pary oczu zwróciły się ku jej drobnej postaci. Dziewczyna nerwowo potarła ramię
swoją niewielką dłonią i wymusiła kruchy jak szkło uśmiech, który już po chwili
rozsypał się, pozostawiając usta w linii prostej.
-Wolałbym
porozmawiać w tobą w cztery oczy… - odrzekł, wymownie patrząc na blondynkę. Victoria
skinęła głową, na znak tego, że Lena powinna zostawić ich samych. Prógowicz
zrozumiała jej niemą prośbę i oddaliła się od nich, znikając za wielkimi
drzwiami budynku. –Victoria, ja…
-Do
rzeczy. Nie mam czasu, żeby tu stać i marznąć tylko po to, żebyś mówił cały
czas o tym jak to bardzo żałujesz.- wcięła się w wypowiedź chłopaka i
automatycznie zgasiła jego zapał do tłumaczeń. – Po co tu przyszedłeś?
-Chciałem
tylko wytłuma…
-Nie! –dziewczyna
przymknęła oczy i uniosła rękę delikatnie na wysokość swojej klatki piersiowej,
kierując jej wewnętrzną stronę ku chłopakowi, przez co młody Parker
zamilkł.-Nie chcę tego słuchać! Jeśli nadal masz zamiar o tym mówić to lepiej
już stąd idź. – wskazała ręką na ulicę.
-Ale
Victoria! Proszę, wysłuchaj mnie…- błagał. Dziewczyna machnęła na niego dłonią,
odwróciła się i zaczęła zmierzać ku wejściu do bloku. Po chwili usłyszała
niepewny głos bruneta.- Wybaczysz mi?- szepnął, a ona zatrzymała się,
spoglądając na niego kątem oka. Nie chciała odwracać się do niego twarzą. Po
prostu nie mogła już na niego patrzeć. Brzydziła się go. –Czy jeszcze
kiedykolwiek mi wybaczysz? Będzie tak jak na początku? – powtórzył, tym razem
pewniej.
-Nie
wiem, Nick.
-Czemu?
- Mogę
wybaczyć, ale już nigdy tego nie zapomnę… - szepnęła, a jej oczy automatycznie
zaszkliły się. Kiedy zauważyła, że chłopak zaczyna po niej podchodzić,
najzwyczajniej w świecie wbiegła do budynku, z trzaskiem zamykając za sobą
drzwi…
***
No to tak...
Zacznę od tego, że przepraszam, że tak długo czekałyście na rozdział, ale niestety nie miałam kiedy go napisać. I od razu mówię, że wiem, że ten rozdział nie jest idealny, ale jestem chora i trochę trudno mi się pisało.;/
Dziękuję za wszystkie komentarze, wyświetlenia i za to, że jesteście. <3
Czekam na komentarze. Kocham je czytać.
No nic, nie chcę Was tu dłużej trzymać, więc po prostu zapraszam na następny! :)