piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział 47 "Wybaczysz mi?"

-Z…Zayn? -  powtórzyła dziewczyna, słysząc w słuchawce jedynie oddech drugiej osoby.

-Jak dobrze słyszeć twój głos, Skarbie.- szepnął tak roztrzęsionym głosem, że blondynka z łatwością domyśliła się, iż w jego oczach zaczęły zbierać się łzy. Co tylko przyspieszyło ten sam proces u niej… Już po chwili po prawym policzku spłynęła pierwsza z nich, wyznaczając trasę dla reszty.

-Jezu, Zayn…- zaszlochała. Uśmiechnęła się sama do siebie, po czym dała upust swoim łzom.

-Lena, czy ty płaczesz? – spytał, na co Prógowicz uraczyła go tylko krótką odpowiedzią w formie cichego mruknięcia.- Proszę Cię, nie płacz. Nie po to próbowałem się z tobą skontaktować, żebyś teraz płakała…- westchnął prawie niesłyszalnie, lecz rozniosło się to echem w słuchawce.

-Dlaczego dzwonisz dopiero teraz? Po takim czasie?- bąknęła tak cicho, jakby mówiła to sama do siebie.

-Wcześniej niestety nie mogłem, za co teraz bardzo cię przepraszam. Nie chciałem, żeby to wszystko tak wyszło- westchnienie ponownie wydostało się z jego ust.- Straciłem kontrole nad swoim życiem, rozumiesz? Wiesz jak to jest nie móc decydować nawet o najprostszych, najnormalniejszych czynnościach? Nie mogę nic zrobić sam, jestem kontrolowany na każdym kroku. Nie jestem już sobą... Jestem kimś innym, nie mam już swojego życia, tylko jestem stylizowany na pokaz. Pod publikę… -szepnął tak, jakby mówienie o tym sprawiało mu trudność. -Przepraszam za wszystko... Nie powinienem Cię zostawiać... 

-Masz rację, nie powinieneś, ale jednak to zrobiłeś... -syknęła przez płacz. 

-Skarbie, proszę nie gniewaj się na mnie... To nie zależało ode mnie. 

-Mogłeś chociaż zadzwonić do mnie i wszystko mi wyjaśnić. Wiesz jak ja się czułam kiedy zobaczyłam ten wywiad, w którym się mnie wypierasz?! 

-Lena, skarbie... 

-Nie skarbuj mi tutaj!- przerwała mu szybko.- Pamiętasz co mi obiecywałeś? Że zawsze będę mogła na ciebie liczyć… Że mi pomożesz… A co się okazało?! Że nie mogłam na ciebie liczyć kiedy najbardziej cię potrzebowałam!

-Lena, spokojnie… Nie zostałaś bez opieki, wiem to. Kiedyś ci to wytłumaczę, bo…

-Wytłumacz mi to teraz!- przerwała mu, siarczyście domagając się prawdy.

-Nie mogę.

-Dlaczego?

-Bo to wszystko jest zbyt skomplikowane… Ale możesz wiedzieć, że dopóki on jest blisko, to jesteś bezpieczna.- oznajmił, najspokojniej jak tylko potrafił, w nadziei, że emocje blondynki trochę opadną. I miał rację. Dziewczyna unormowała swój oddech i po chwili, jąkając się, tak jakby biła się z własnymi myślami, niepewnie zaczęła.

-C… co masz na myśli? O kim ty tak właściwie mówisz?

-Za niedługo się dowiesz. Na razie lepiej będzie, jeśli to pozostanie tajemnicą.- oznajmił, po czym szybko zaczął następną część swojej wypowiedzi, po to, by nie dać Lenie drążyć tematu.- Jesteś zła?

-Tak, oczywiście, że jestem zła. Jak mogłabym nie być?- syknęła z trudem, nadal zastanawiając się nad ‘tajemnicą’, o której wspomniał Zayn.

-Wybaczysz mi?

-Zayn, nie zadawaj głupich pytań. Jasne, że Ci wybaczę. To, że przed chwilą na ciebie nawrzeszczałam, nie znaczy, że nie chce cię znać. Musiałam sobie trochę pokrzyczeć, żeby po prostu wyrzucić to z siebie… Wiesz jak ja za Tobą tęsknię? – z trudem przełknęła ślinę.- Próbowałam o Tobie zapomnieć, wymazać z pamięci to co nas łączyło… Ale nie potrafię… Ja… Zayn, ja nadal cie kocham.- wyszeptała.

-Ja ciebie też, skarbie.- przyznał, po czym oboje zamilkli, z małymi uśmiechami na twarzach, przypominając sobie te cudowne chwile, które spędzili razem. Oboje tak bardzo chcieli, żeby tamten czas wrócił…

Nagle z zamyśleń wyrwał ich znajomy głos. Należący do Louis’a. Chłopak zaczął wołać imię ukochanego Leny, z pewnością szukał go, błądząc po mieszkaniu. W końcu dotarł do pomieszczenia, w którym znajdował się mulat. „Zayn, tu jesteś! A ja Cię szukam wszędzie jak idiota!” w słuchawce blondynki rozbrzmiał wesoły głos niebieskookiego. Dziewczyna uśmiechnęła się sama do siebie, słysząc Tomlinson’a. Lecz dopiero po chwili dotarło do niej, że głos Zayn’a również próbuje dostać się do jej uszu.

-Lena, muszę kończyć… Trzymaj się.-uciął Malik.

-Ale Zayn, czekaj! Za…- nie dokończyła, ponieważ w tej samej sekundzie usłyszała dźwięk zakończonego połączenia.

Dziewczyna od razu oderwała komórkę od ucha i spojrzała na jej wyświetlacz, po to, by upewnić się, czy połączenie na pewno zostało zakończone. Westchnęła ciężko pod nosem, kiedy okazało się, że Malik naprawdę się rozłączył. Po chwili telefon znajdował się już w kieszeni jej opiętych jeansów, a ona udała się do sypialni, dzielonej z przyjaciółką, która aktualnie stała przy oknie i bacznie przez nie wyglądała.

- Z kim rozmawiałaś?- brunetka spytała tak nagle, że Lena zatrzymała się w połowie kroku i zwróciła swój zdziwiony wzrok na zamyśloną Victorię.- Z Markiem raczej nie rozmawiałabyś o tym, że obiecywał ci pomoc... Lub, że nie mogłaś na niego liczyć… - mruknęła pod nosem, nadal kurczowo trzymając wzrok w jednym miejscu.

-Podsłuchiwałaś?- oburzyła się blondynka.

-Krzyczałaś. Nie musiałam podsłuchiwać.- odrzekła z dziwnie podejrzanym spokojem, na co Lena tylko fuknęła coś niezrozumiale pod nosem i podeszła do brunetki, przyglądając się jej bezuczuciowej twarzy. Dokładnie skanowała każdy milimetr bladej skóry, okrywającej kości policzkowe. –Dlaczego tak mi się przyglądasz?- oderwała wzrok od nieokreślonego miejsca za oknem, po czym skierowała spojrzenie na swoją blond przyjaciółkę.- Coś nie tak?

-Nie, nic… - odrzekła panna Prógowicz, na co Victoria wróciła do obserwowania obiektu za oknem.- Rozmawiałam z Zayn’em…- oznajmiła, uważnie obserwując reakcję brunetki, która niespodziewanie uśmiechnęła się pod nosem. – Nie dziwi cie to?- zmarszczyła brwi.

-Dlaczego miałoby mnie to dziwić?

-No… Zadzwonił do mnie Zayn… Zayn Malik… Ten sam, który…

-Lena! Ja wiem kim on jest i co was łączyło!- fuknęła, ponownie przenosząc wzrok na ciemnooką.- Po prostu nie dziwi mnie to, że starał się z tobą skonstatować…

-Nadal nie rozumiem…- stwierdziła Lena. W tej samej chwili, w całym mieszkaniu, rozbrzmiał dźwięk dzwonka do drzwi. Obie dziewczyny spojrzały na siebie zdziwione, po czym starsza przerwała ciszę.- Spodziewasz się kogoś?

-Chyba sobie żartujesz…- prychnęła pod nosem.- Lepiej idź już otworzyć.- poprosiła, kiedy piekielnie denerwujący dźwięk nie ustawał.

Tak jak sobie zażyczyła, Lena podążyła ku drzwiom wejściowym. Niepewnie przekręciła zamek i szarpnęła za klamkę, tym samym otwierając ciężkie, drewniane drzwi. Za nimi stał nie kto inny jak Parker. Nie, nie Nick, tylko jego ojciec. Jak zwykle- ubrany w idealnie dobrany, ciemny garnitur, włosy ułożone tak dbale, jakby chwilę wcześniej wyszedł od fryzjera. Dokładnie zlustrował całe ciało blondynki, a następnie wdział na twarz wyuczony, sztuczny uśmiech, który był jego specjalnością.

-Ty zapewne jesteś Lena, dobrze pamiętam?- spytał z gracją.

-Przepraszam, znamy się? – zdziwienie nie schodziło z jej twarzy.

-My? Nie.- odrzekł krótko, widząc niemiłą reakcję blondynki. – Przyszedłem do Victorii. Jestem jej…

-Szefem?- prychnęła sama do siebie. – To pan jest ojcem tego idioty?- spytała ironicznie, próbując zatrzasnąć drzwi przed jego nosem, lecz niestety refleks Parkera okazał się być niezawodnym. Mężczyzna przytrzymał drzwi ręką, tym samym powstrzymując dziewczynę przed zatrzaśnięciem ich.

-Proszę, wpuść mnie. Muszę z nią porozmawiać. To ważne.

-Nie ma mow…- zaprotestowała blondynka, lecz kiedy poczuła na swoim ramieniu drobną dłoń młodszej kuzynki, ucichła.

-Wpuść go…- poprosiła niepewnie brunetka, patrząc jak na twarz Parkera, wraca ten wkurzający uśmiech.

-Dobrze, ale tylko chwilę, jasne? – skierowała te słowa bardziej w stronę mężczyzny, niż zestresowanej brunetki.

Victoria bez dłuższego namysłu skierowała się do przestronnego salonu, gdzie usiadła na wielkiej kanapie, patrząc w podłogę. Sama nie widziała w tym celu, ale uspokoiło ją to. Do jej głowy napłynęło milion myśli, a  każda z nich była inna. Zamęt w jej umyśle powstał dosłownie w przeciągu sekundy. Po wzięciu kilku głębokich wdechów, dziewczyna postanowiła spokojnie przedyskutować wszystko z mężczyzną, który właśnie siadał na jednym z foteli, ustawionych naprzeciwko kanapy. Kątem oka, zauważyła, że Lena stoi w drzwiach do salonu i wcale nie ma zamiaru stamtąd iść.
Po dłuższej chwili ciszy, mężczyzna postanowił przejąć inicjatywę i sam zaczął rozmowę.

-Przyszedłem tutaj, żeby przeprosić cię za Nicka…

-No, wypadałoby.- oczywiście Lena nie powstrzymała się od kąśliwej uwagi, na co Vic zgromiła ją wzrokiem.

-Wiem, że mój syn jest… Trochę kłopotliwy i często ciężko do niego dotrzeć. Wiem też, że zrobił coś, czego ty sobie nie życzyłaś, Victorio. On bardzo tego żałuje…

-Liczy pan na to, że ona mu wybaczy?!- syknęła kpiąco blondynka, nadal stojąca w drzwiach.

-Nie, nie to miałem na myśli i gdybyś była tak życzliwa i nie przerywała mi, może zrozumiałabyś do czego zmierzam. – odgryzł się Parker, próbując uspokoić swoje nerwy. Dziewczyna powoli wyprowadzała go z równowagi. A to właśnie było jej celem…- Kontynuując…- szepnął sam do siebie, szukając w głowie odpowiednich słów, które na obecną chwile gdzieś mu umknęły. Po chwili doznał olśnienia i uśmiechnął się sam do siebie.  – Przyszedłem tutaj, zapytać o twój piątkowy wys…

-Proszę pana…- przerwała mu Victoria, głową wskazując na Lenę. Mężczyzna zrozumiał o co chodzi i zamilkł.

-Victoria, nie krępujcie się… Nick o wszystkim mi powiedział… - wyjaśniła pewna siebie. Była niezmiernie zła na Victorię za to, że nie dowiedziała się tego od niej, lecz wiedziała, że to było już nieistotne. Co się stało to się nie odstanie, więc po co to rozpamiętywać?

-Victorio, mam nadzieję, że nie zrezygnujesz z występów, dlatego, że mój syn to idiota… - w końcu odezwał się Parker. Jego słowa nieco rozbawiły Victorię, która uśmiechnęła się prawie niewidocznie.

-Nie mam zamiaru rezygnować z czegoś co chciałam robić całe życie, przez to jak zachował się Nick. Występować będę dalej, może być pan tego pewien.

-Ale pod jednym warunkiem…- w rozmowę ponownie wcięła się Lena. Oderwała się od drzwi i powoli podeszła do Victorii, siadając na oparciu od kanapy. – Nick ma się trzymać z daleka od niej. – wskazała na zdekoncentrowana dziewczynę. – Kiedy ona będzie występować jego nie ma być nawet w pobliżu tego miejsca, jasne? – spojrzała wymownie na Parkera.

-Oczywiście. Zabronię mu zbliżać się do Victorii. Macie to jak w banku.- przystał na warunek Leny.

-Mam nadzieję, że jest pan słownym człowiekiem… - mruknęła.

-Jestem, jestem. – zapewnił.- Więc Victorio, miałem to z tobą omówić ostatnio, ale dlatego, iż to wszystko potoczyło się niezgodnie z planem, to poinformuję cie o tym teraz- uprzedził szybko.- Jeżeli przez następne tygodnie występy pójdą ci tak dobrze jak dotychczas, będę miał dla ciebie znakomitą nagrodę… Lubisz podróżować?- spytał uśmiechając się. Victoria była zaskoczona, widząc na jego twarzy szczery uśmiech. Jej oczy, aż powiększyły swoje rozmiary kilkukrotnie. Dziewczyna zamyśliła się do tego stopnia, że zapomniała o tym, że mężczyzna zadał jej ważne pytanie. Otrząsnęła się dopiero po chwili, gdy Lena szturchnęła ją w bok.

-Auć…- jęknęła pocierając bolące miejsce.- Tak, lubię podróżować…

-A jakie miejsca chciałabyś zwiedzić?

-Hmm… Kiedyś bardzo chciałam pojechać do Paryża, Nowego Jorku, Chicago, czy Londynu… Gdy byłam mała miałam taką mapę świata, na której zaznaczałam ciekawe miejsca… - rozmarzyła się. Do jej głowy przybył pewien bardzo istotny moment z jej życia, którego dotychczas nie potrafiła zrozumieć.

-A co powiesz na Paryż, myszko? Tam jest pięknie…- oznajmiła Sylwia, trzymając sześcioletnią Victorię  za malutką rączkę. –Byłam tam kiedyś, naprawdę warto tam pojechać…- szepnęła, przypinając kolorową pinezkę do wielkiej mapy, wiszącej na jednej ze ścian pokoju.

-Ciociu… A gdzie są moi rodzice? – spytała mała dziewczynka, spoglądając w oczy kobiety, która właśnie kucała przy niej, by być na tym samym poziomie, co sześciolatka.

-Mamusia i tatuś musieli wyjechać… Do pracy. –objaśniła z bólem.

-Dlaczego tak często mnie zostawiają? Przecież powinni być ze mną… - posmutniała.

-To dla twojego dobra, myszko. Kiedyś to zrozumiesz.

-Ale co zrozumiem?

-To, że oni po prostu starają się cię chronić… - szepnęła ciotka.

-Ale przed czym, ciociu?- malutka brunetka zmarszczyła czoło.

-Nie przed czym, tylko przed kim, słonko…- mruknęła.- Ale pamiętaj, że oni bardzo mocno cię kochają.- odrzekła z lekkim uśmiechem, zakładając malutki kosmyk ciemnych włosów dziewczynki za ucho, po czym przyciągnęła ją do siebie i mocno wtuliła w swoje ciepłe ciało.- Pamiętaj…

-Więc teraz z przyjemnością informuję cię, że będziesz mogła wystąpić w kilku moich klubach… A mam ich sporo.- powiedział dumnie prężąc pierś, tym samym wyrwał brunetkę z zamyśleń. Dziewczyna potrząsnęła lekko głową.- W takim razie, dziękuję za tę jakże owocną rozmowę. Widzimy się w piątek, Victorio.- z uśmiechem udał się w stronę wyjścia.

Ku jego zdziwieniu w drzwiach do mieszkania minął się z Markiem, który nie był zadowolony z tego, że go widzi. Zawadzki obdarzył Parkera spojrzeniem mrożącym krew w żyłach. Powietrze wokół nich stężało, a czas zdawał się zatrzymać. Oboje uważnie obserwowali się. Napiętą sytuację przerwała Lena, stając między nimi.

-Cześć Marek, pan Parker właśnie wychodził…- posłała do mężczyzny uśmiech tak sztuczny, że z pewnością można stwierdzić, iż nie różnił się wiele od tego jakim on często operował. Parker fuknął coś pod nosem po czym dumnie opuścił mieszkanie Zawadzkiego.

-Lena, możesz mi powiedzieć co on tu robił?!- spytał, tłumiąc wrzask, który aż pchał się na jego usta, po czym trzasnął drzwiami.

-Przyszedł do Victorii, żeby wyjaśnić z nią kilka spraw. Uspokój się!

-Nie uspokoję się! – oburzył się.- Victoria, chodź tutaj!- wrzasnął, a po chwili zza rogu wyłoniła się zdziwiona dziewczyna. –Mam do was obu wielką prośbę…- zaczął, normując swój oddech.- Kiedy mnie nie ma w domu, macie nie wpuszczać tu nikogo, dobrze? – westchnął bezsilnie drapiąc się po karku. Wyglądał tak, jakby mało brakowało, żeby został przyłapany na jakimś występku. Dziewczyny po raz pierwszy widziały go w takim stanie. Zachowywał się co najmniej dziwnie.

-Dobrze…- odpowiedziały zgodnie, w tym samym czasie. Obie były oszołomione nagłą zmianą zachowania Marka.

Nagle mężczyzna po prostu bez słowa wyminął je i udał się swojej sypialni, skąd już po chwili było słychać pojedyncze, niezrozumiałe słowa. Victoria czuła, że nie powinna tego robić, ale ciekawość przekrzyczała jej sumienie. Szybko, na palcach zbliżyła się do drzwi prowadzących do właściwego pomieszczenia i w skupieniu zaczęła nasłuchiwać rozmowy odbywanej przez Marka. Najdziwniejsze było to, że mężczyzna nie mówił po polsku…

                                                              ***

Chłopak stał przed budynkiem, wyczekując właściwej osoby. Zastanawiał się ile jeszcze to wszystko może potrwać. Chodził w każdą stronę świata, szwędał się dosłownie wszędzie. Mimo tego, że minęło tylko dwadzieścia minut, on odczuwał to jako wieczność. Poczuł ulgę dopiero kiedy pod blokiem zobaczył swojego ojca. Podszedł do niego tak nagle, że Parker sam był zaskoczony jego widokiem.

-Co z…- zaczął, ale najwidoczniej nie było dane mu wypowiedzieć to zdanie do końca.

-Spieprzyłeś sprawę, więc zejdź mi z oczu.- syknął przez zęby Parker, wymijając syna i kierując się w stronę samochodu.

Chłopak nie tracąc wiele czasu wyciągnął z kieszeni swoją komórkę i wystukał na niej kilka odpowiednich słów. Schował ją z powrotem i czekał na jakąkolwiek odpowiedź…
                                                            ***
Blondynka podeszła do stolika nocnego, na którym leżał zacięcie wibrujący telefon. Oczywiście należący do Victorii. Dziewczyna nakreśliła na ekranie właściwy kod zabezpieczający po czym przeczytała wiadomość od Nicka.

‘Maleńka, chciałbym z Tobą porozmawiać. Mogłabyś zejść na chwilę na dół…?’

Bez wahania pozbyła się tej wiadomości. Odrzuciła telefon na miejsce, po czym wybiegła z mieszkania niczym poparzona. Biegła po schodach nie zważając na to, że zaraz może z nich spaść. Kiedy już znalazła się przed blokiem, rozglądnęła się dokładnie. Już po kilku sekundach odszukała go wzrokiem. Ani on, ani ona nie byli zadowoleni ze swojego widoku.

-Ty jeszcze masz czelność tu przychodzić?! I prosić ją o chwilę rozmowy?! – wrzasnęła podchodząc do niego. Widząc jego siny nos zaśmiała się sama do siebie. – Jesteś żałosny…

-I kto to mówi?!- rzucił na swoja obronę.

-Jeszcze ci mało?! Mam ci poprawić z drugiej strony nosa?!- krzyknęła, po czym uniosła pięść do góry i zbliżyła się do niego, na bardzo niebezpieczną odległość.

-Wow, wow, wow, wyluzuj, mała. – uniósł dłonie w górę, w geście poddania się i powoli zaczął się cofać do tyłu.

-Jeszcze raz powiesz do mnie mała, a nie tylko nos będziesz miał spuchnięty!- syknęła.

-Uu… widzę, że ktoś tu jest chętny…

-Żeby ci przywalić? Zawsze!- ucięła jego wypowiedź, bo nawet nie miała ochoty wysłuchać jej do końca.

Nagle Nick usłyszał jakiś cichy trzask. Tak, jakby ktoś usiłował otworzyć okno. Rozglądnął się dookoła, jakiś cichy głos w jego głowie nakłonił go, by podniósł wzrok i tak właśnie zrobił. Zauważył, że w jednym z okien stoi Victoria i przysłuchuje się całej rozmowie. Stwierdził, że to może być jego ostatnia szansa… Nie mógł się poddać, nie teraz.

-Victoria! Maleńka, proszę, porozmawiaj ze mną! Chce Ci to wszystko wyjaśnić!- krzyczał z głową uniesiona do góry. Lena przyglądała się mu ze zdziwieniem i odrazą. Gdy podniosła wzrok ku górze, zorientowała się o co mu chodzi.

-Nie  rób tego! Nawet nie próbuj tu zejść, słyszysz? – ostrzegła ją blondynka.

-Proszę tylko o kilka minut rozmowy! Czy to tak wiele? – syknął Nick przez zaciśnięte zęby, kierując wzrok na ciemnooką.  

-Tak, o kilka minut za dużo! Ona nie chce z Tobą rozmawiać.- ucięła.- Nie potrafisz zrozumieć tego, że to już koniec?

-Nie bądź tego taka pewna!- warknął, znów patrząc na okno, lecz tym razem nie było już w nim Victorii. Okno było puste, a firanka dokładnie zaciągnięta, tak jakby nikogo wcześniej tam nie było. Chłopak prychnął cicho pod nosem i zgromił spojrzeniem blondynkę, która bacznie mu się przyglądała.

-Nie rozumiem dlaczego jeszcze tu stoisz… Ona do ciebie nie przy…- Lena zaczęła swoją wypowiedź, lecz po chwili usłyszała niepewny głos swojej przyjaciółki.

-O czym chciałeś porozmawiać?- szepnęła cieniutkim głosem i głośno przełknęła ślinę. Dwie pary oczu zwróciły się ku jej drobnej postaci. Dziewczyna nerwowo potarła ramię swoją niewielką dłonią i wymusiła kruchy jak szkło uśmiech, który już po chwili rozsypał się, pozostawiając usta w linii prostej.

-Wolałbym porozmawiać w tobą w cztery oczy… - odrzekł, wymownie patrząc na blondynkę. Victoria skinęła głową, na znak tego, że Lena powinna zostawić ich samych. Prógowicz zrozumiała jej niemą prośbę i oddaliła się od nich, znikając za wielkimi drzwiami budynku. –Victoria, ja…

-Do rzeczy. Nie mam czasu, żeby tu stać i marznąć tylko po to, żebyś mówił cały czas o tym jak to bardzo żałujesz.- wcięła się w wypowiedź chłopaka i automatycznie zgasiła jego zapał do tłumaczeń. – Po co tu przyszedłeś?

-Chciałem tylko wytłuma…

-Nie! –dziewczyna przymknęła oczy i uniosła rękę delikatnie na wysokość swojej klatki piersiowej, kierując jej wewnętrzną stronę ku chłopakowi, przez co młody Parker zamilkł.-Nie chcę tego słuchać! Jeśli nadal masz zamiar o tym mówić to lepiej już stąd idź. – wskazała ręką na ulicę.

-Ale Victoria! Proszę, wysłuchaj mnie…- błagał. Dziewczyna machnęła na niego dłonią, odwróciła się i zaczęła zmierzać ku wejściu do bloku. Po chwili usłyszała niepewny głos bruneta.- Wybaczysz mi?- szepnął, a ona zatrzymała się, spoglądając na niego kątem oka. Nie chciała odwracać się do niego twarzą. Po prostu nie mogła już na niego patrzeć. Brzydziła się go. –Czy jeszcze kiedykolwiek mi wybaczysz? Będzie tak jak na początku? – powtórzył, tym razem pewniej.

-Nie wiem, Nick.

-Czemu?

- Mogę wybaczyć, ale już nigdy tego nie zapomnę… - szepnęła, a jej oczy automatycznie zaszkliły się. Kiedy zauważyła, że chłopak zaczyna po niej podchodzić, najzwyczajniej w świecie wbiegła do budynku, z trzaskiem zamykając za sobą drzwi… 





***


No to tak... 
Zacznę od tego, że przepraszam, że tak długo czekałyście na rozdział, ale niestety nie miałam kiedy go napisać. I od razu mówię, że wiem, że ten rozdział nie jest idealny, ale jestem chora i trochę trudno mi się pisało.;/
Dziękuję za wszystkie komentarze, wyświetlenia i za to, że jesteście. <3 
Czekam na komentarze. Kocham je czytać. 
No nic, nie chcę Was tu dłużej trzymać, więc po prostu zapraszam na następny! :) 

sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział 46 "Prawda"

Dziewczyna stała jak sparaliżowana po środku wielkiego, jasnego pokoju. Zdziwienie i strach ogarniało całe jej ciało. Czy była sama? Tak myślała. Była tego pewna, dopóki na jej ciele nie pojawiły się ciarki, spowodowane czyimś dotykiem. Gdy gwałtownie odwróciła się i przyjrzała osobie stojącej za nią, na jej twarzy pojawił się szeroki, promienny uśmiech, który zapewne jeszcze bardziej rozjaśniał pomieszczenie. Szczęście chwilowo wróciło do niej. Zawładnęło jej ciałem i umysłem, znów karmiąc ją kłamstwem.

-Harry!- szepnęła ze łzami w oczach. Niedowierzała. Czekała na jego reakcję, chciała usłyszeć jego zachrypnięty, magnetyczny głos. Głos, którego mogłaby słuchać wieczność. Głos, którego nigdy nie miała dość. No powiedz coś, Harry… Prosiła w myślach. Wręcz błagała.

Zamiast tego, zielonooki złapał ją za przedramię i niezdarnie przyciągnął do siebie. Ich ciała stykały się ze sobą. Victoria spojrzała w jego zachmurzone oczy. Tak, były gdzieś daleko, były nieobecne. Ich piękna zieleń została zasłonięta pochmurną szarością. Jego niegdyś radosne, piękne tęczówki w tym momencie były niczym. Pustką.

-Hazz… -szepnęła niepewnie, obejmując jego twarz w swoje malutkie, drobne dłonie. –Co się…- pytanie zostało przerwane przez chłopaka, który przyłożył wskazujący palec do jej ust, tym samym uciszając ją. W jej oczach widoczne było zdziwienie i rozczarowanie.

Harry nie spuszczał wzroku z jej oczu. Wpatrywał się w nie tak jakby chciał tam ujrzeć prawdę. Prawdę, której nigdy nie usłyszał z jej ust. Chciał zobaczyć w nich ból, który wtedy czuła. Rozczarowanie, które nią zawładnęło, gdy okazało się, że jest za późno na ratunek. Ulgę, którą czuła, kiedy starała się ze sobą skończyć. Uczucie, którym kiedyś go darzyła…

Nagle w pomieszczeniu zrobiło się ciemno. Dziewczyna nie widziała już nic. Nie czuła już ciepła chłopaka stojącego przy niej chwilę wcześniej. Poczuła chłód.

-Harry!- krzyknęła zrozpaczonym głosem. Łzy w jej ciemnozielonych oczach zaczęły gęstnieć, a ona złapała się za głowę.- Harry, wracaj!- rozglądnęła się dookoła, łudząc się, że Styles jest jeszcze w pobliżu.

W pewnym momencie dziewczyna usłyszała jak Harry woła jej imię. Skraca je, wymawia je czule i delikatnie, tak jak kochała. Na jej twarzy pojawił się smutny uśmiech i w tym samym momencie pokój zaczął się rozjaśniać, a obraz rozmywać. Zachrypnięty głos zielonookiego stopniowo zamieniał się w wołanie zatroskanej Leny.  

-Victoria! Kochana, no już, obudź się…- blondynka szturchnęła Victorię w ramię i lekko nią potrząsnęła. Dopiero wtedy Victoria uświadomiła sobie, że to, czego doświadczyła było tylko snem. Niestety. –Nareszcie się obudziłaś…- szepnęła z ulgą. Delikatnie pogładziła przyjaciółkę po głowie i obdarzyła ją troskliwym uśmiechem.

Początkowo Victorię zastanawiało zachowanie Leny. Czemu jest taka miła? Lecz, gdy po chwili dotarły do niej wydarzenia z poprzedniego wieczora, zrozumiała przesadną troskę blondynki. Czując na swojej dłoni uścisk Leny, a na głowie jej rękę, wciąż sunącą wzdłuż długości jej włosów, poczuła się dziwnie. Jej wyobraźnia podsunęła jej obraz Nicka, napierającego na nią swoim ciałem. Wyobrażając sobie jego dotyk na swojej skórze, nieprzyjemny dreszcz nawiedził jej ciało, co oczywiście zostało zauważone przez pannę Prógowicz. Dziewczyna automatycznie zabrała rękę z jej głowy, mocniej ściskając dłoń przyjaciółki. Tak jakby chciała po prostu dać jej poczucie bezpieczeństwa. Poczucie jej obecności.

-Lena…- imię blondynki, wydostało się z ust Victorii bez żadnej kontroli. 

Wtedy do jej zaspanych oczu, dostały się pierwsze łzy, które już po chwili spływały po jej skroni. Oddech w jej piersiach ustał, a gdy próbowała go nabrać, by coś powiedzieć, po prostu nie mogła. Zaczęła głośno łkać, wypowiadając niezrozumiałe, nieskładne słowa. Lekko uniosła się, opierając plecy o wysoko ułożone poduszki. Schowała twarz w dłonie. Było jej wstyd. Mimo tego, że to nie była jej wina, dziewczyna po prostu czuła się winna. Wiedziała, że jej przyjaciółka ostrzegała ją przed młodym Parkerem, lecz z tego względu, że Vic ‘była mądrzejsza’ najzwyczajniej ignorowała słowa kuzynki.

-Cii… Spokojnie, Victoria, ja wiem- odrzekła szybko Lena. Przysunęła się bliżej przyjaciółki i bez słowa wtuliła ją w siebie, pozwalając brunetce spokojnie się wypłakać.

Skąd Lena wiedziała co się stało? Oczywiście, Victoria poprzedniego wieczoru wróciła taka roztrzęsiona, że to po prostu było oczywiste. Ale blondynka upewniła się w swoich domysłach, kiedy panna Nowińska majaczyła przez sen. Było to już jej nawykiem.

-Lena, on…- jęknęła przez płacz brunetka, ściskając w pięściach, materiał luźnej bluzki przyjaciółki, która mocno ją obejmowała.

-Ja wiem, już jest dobrze… Już wszystko w porządku…- szeptała, przyciskając ją do siebie mocniej. Czule ucałowała czubek jej głowy i westchnęła głośno, w myślach przeklinając młodego Parkera. Ciemnooka tak bardzo chciała powiedzieć ‘A nie mówiłam?!’, ale wiedziała, że wcale nie poprawiłaby tym humoru Victorii. Chęć droczenia się z nią była silna, lecz troska silniejsza. – Kochana… Chodź, weźmiesz prysznic, zjesz coś i do razu poczujesz się lepiej- powiedziała cicho, lecz równocześnie zachęcająco.

-Nie chcę stąd wychodzić- jęknęła zapłakana dziewczyna.

-Mam zawołać Marka, żeby cię stąd wyniósł?- spytała unosząc brew, tym samym zwróciła na siebie uwagę Victorii, która spojrzała na nią karcąco i odsunęła się od niej. Na twarzy Leny pojawił się lekki uśmiech triumfu.- No, chodź- wstała i wystawiła dłoń w stronę panny Nowińskiej, aktualnie, kulącej się z głową spuszczoną w dół. – No dalej, Victoria. Proszę cię, spójrz na mnie- rozkazała, lecz nie dało to żadnych rezultatów.- Otwórz oczy i popatrz na mnie!- powiedziała pewniej i głośniej. Tym razem zadziałało. Brunetka odgarnęła kosmyk swoich włosów z czoła i uniosła wzrok, kierując go w ciemne tęczówki swojej kuzynki, górującej nad nią. Lena pochyliła się tak, że teraz stała twarzą w twarz z Vic.- Zapomnij o tym. Nic się nie stało, rozumiesz? Jesteś cała i zdrowa…- cedziła przez zęby każde słowo tak dokładnie, żeby z pewnością dotarło do umysłu Victorii. –Rozumiesz?- spytała ponownie, na co zielonooka tylko lekko pokiwała głową.- A teraz chodź…- złapała jej rękę, pewnie i mocno, po czym pociągnęła ją za sobą, w stronę łazienki.

Chwilę później Victoria brała już prysznic, a Lena nareszcie mogła złapać oddech. Stanęła w salonie, położyła obie ręce na biodrach i uważnie przeskanowała wzrokiem całe pomieszczenie. Uśmiechnęła się triumfalnie, gdy jej oczy napotkały to, czego szukała. Komórka Victorii. Szybko podbiegła do stolika, na którym leżał telefon, po czym równie prędko złapała go do ręki, wystukując na ekranie kilka słów.

‘Spotkajmy się za 15 minut, w parku.’

Tak brzmiała wiadomość, którą blondynka w tempie natychmiastowym wysłała do Nicka. Równie szybko jak ją wysłała, usunęła każdy ślad po niej. Tak, by Victoria niczego się nie domyśliła. Jej ciało ogarnął dziwny dreszcz, na myśl o tym, że będzie musiała na niego patrzeć. Czuła do niego taką odrazę… W duszy modliła się o to, żeby ta rozmowa przebiegła spokojnie.

Gdy ubierała kurtkę, w drzwiach do salonu pojawił się Marek. Dokładnie przyglądał się blondynce, która na jego widok stanęła jak wryta w ziemię.

-Gdzie się wybierasz? – spytał chłodno. Wiedział o wszystkim, więc uważał, że lepszym rozwiązaniem byłoby, gdyby Lena była teraz przy Victorii.

-Idę…- odchrząknęła, by brzmieć bardziej poważnie.- Idę porozmawiać z Nickiem- wyjaśniła, idąc w stronę drzwi wyjściowych.

-Jesteś pewna, że to dobry pomysł? – jego głos przybrał łagodniejszy ton.

- To się okaże…- szepnęła pod nosem, zawiązując sznurówki ciemnych trampek.

-Lena…

-Tak?- wstała, spoglądając wyczekująco na twarz Marka.

-Uważaj na siebie.

Ku zaskoczeniu blondynki, mężczyzna powiedział te słowa całkiem cicho, tak jakby się ich bał, lub wstydził. Zbliżył się do ciemnookiej, objął ja ramieniem i nieco zbyt nieśmiało pocałował ją w głowę. Zachowywał się tak, jakby dziewczyna była jego prawdziwą córką. Marek nareszcie zaczął się o nią troszczyć.

-Jeśli do godziny nie wrócisz, będę zmuszony pójść po ciebie- szepnął, trzymając Lenę za ramiona, po czym delikatnie puścił ją.

Dziewczyna nadal była w lekkim szoku. Patrzyła osłupiała na mężczyznę. Dopiero gdy usłyszała, że Victoria wyszła z łazienki, poruszyła się. Nie chcąc tłumaczyć się teraz przyjaciółce, po prostu, bez słowa opuściła mieszkanie, kierując się w stronę parku, który był całkiem niedaleko ich bloku.

Po pięciu minutach szybkiego marszu, dotarła na miejsce. Widok zdziwionej miny Nicka, był dla niej nieziemską rozkoszą. Chłopak stał obok ławki z jedną, piękną, czerwoną różą. Blondynka prychnęła głośno na myśl o tym, że chciał przeprosić Victorię i przekonać do siebie, za pomocą kwiatka. Przez dosyć długą chwilę po prostu stali przed sobą i patrzyli na siebie. Stali w odpowiedniej odległości, dzieliła ich długość ławki. Dziewczyna czuła się bezpiecznie.

-Czy mógłbym wiedzieć, dlaczego muszę patrzeć na ciebie, a nie na Victorię?!- stęknął niezadowolony, z głośnym wyrzutem.

-Chyba już wystarczająco się na nią napatrzyłeś… Tak wystarczająco, że samo patrzenie ci nie wystarczyło, prawda?- powiedziała spokojnie, obiecała sobie, że nie da się wyprowadzić z równowagi. A przecież Nick kochał ją denerwować.

-To nie jest twój interes. To sprawa między mną, a Victorią! – rzucił kwiatkiem o kosz na śmieci stojący obok ławki i zbliżył się o krok bliżej Leny, na co dziewczyna automatycznie zareagowała cofnięciem się o dwa kroki w tył. Ciągle trzymała ręce w kieszeni, zaciskając je w pięści.

-Ona jest dla mnie najważniejsza.

-To dziwne, że zawsze byłaś taka zadufana w sobie i widziałaś co najwyżej czubek własnego nosa, a teraz nagle zaczęło interesować cię to co dzieje się z Victorią…- syknął przez zęby. Dziewczyna zacisnęła pięści mocniej. Tak, Nick trafił w jej czuły punkt.

-Zamknij się, Parker! Wiesz, że wcale tak nie było! – wyciągnęła ręce z kieszeni, zbliżając się bardzo powoli do chłopaka.

-A jak było, co? Zawsze ją olewałaś! Ty byłaś dla niej najważniejsza, a ona dla ciebie… - jęknął, tak jakby zastanawiał się nad dokończeniem zdania.

-Przestań! Zamknij się w końcu! – krzyknęła tak głośno i donośnie, że z pewnością ludzie na końcu parku dokładnie słyszeli te słowa.

-Co, prawda cię zabolała?! – szepnął sarkastycznie ze zmrużonymi oczami.

-To.nie.jest.prawda!- starannie akcentowała każde słowo.- Wiedziałam, że jesteś idiotą, ale nie spodziewałam się, że aż takim… Od początku chodziło ci o jedno, prawda?- spytała ostro. Jednak nie dotrzymała danego samej sobie słowa. Młody Parker wyprowadził ją z równowagi.

-Leno, Leno, Leno…- zacmokał.- Widzę, że bawimy się w szybką zmianę tematu…

-Widzę, że bawisz się w dwulicowego kretyna… Ups, przepraszam. Nie musisz się w niego bawić, przecież nim jesteś.

-Próbujesz mnie zdenerwować? – parsknął śmiechem.

-Nic się nie zmieniłeś. Nie wydoroślałeś. Mózg masz nadal jak cholernie płytki i zadufany w sobie piętnastolatek.- specjalnie zacytowała słowa ‘zadufany w sobie’, by bardziej go zdenerwować. - Myślałam, że chociaż trochę zmądrzałeś, ale jak widać myliłam się- stwierdziła lustrując jego ciało od góry do dołu i z powrotem. Chłopak teatralnie przewrócił oczami, tak jakby starał się nazbierać więcej czasu, na poskładanie właściwych słów.

-To ja jestem zadufany w sobie?- zdziwił się. –Ja?!- znów zaśmiał się w charakterystyczny dla niego sposób. - To ty w ogóle nie myślisz o dobru Victorii.  Nie interesujesz się nią. Nawet nie wiesz jak ona cię potrzebowała! Wiesz chociaż o tym, co działo się z nią w ostatnim czasie? Nie! Zapewnie nie wiesz również o tym, że zatrudniła się w klubie mojego ojca, co?

-Że niby co zrobiła? – jej ręce znów zacisnęły się w pięści, a twarz poczerwieniała.

-Victoria znów zaczęła śpiewać, Leno- oznajmił z dziwnym spokojem.
Dziewczyna spuściła wzrok. Poczuła się tak jakby ktoś uderzył ją czymś ciężkim w plecy. Prawdą. Nick miał rację. Prógowicz praktycznie nie wiedziała o niczym co działo się z Victorią. Prawda uderzyła do jej głowy, a z natłoku informacji zaczęło szumieć jej w uszach. Głos Nicka odbijał się w jej głowie z echem, dudniąc niezrozumiale.

-Widzisz, miałem rację- prychnął triumfalnie.

-Dlaczego musisz być taki cholernie pewny siebie?! Naprawdę nie rusza cię to, że ona tego nie chciała? Że się sprzeciwiła, a ty robiłeś to dalej? Naprawdę nie brzydzi cię to, że chciałeś zrobić to wbrew jej woli?!

-Piękna, zdenerwowana Lena… Hmm, rzadki widok, rzadki. Muszę się nim napawać póki mogę. Więc denerwuj się dalej, proszę bardzo…

-Parker! –jej krzyk rozniósł się echem po parku.

-Złość się dalej! – chłopak zbliżył się do blondynki na niebezpieczną odległość. Ciemnooka nie poddała się. Krok po kroku, stąpała niepewnie do tyłu, unikając zbliżenia z Nickiem.

-Odsuń się! – syknęła zaciskając zęby. Poziom adrenaliny w jej żyłach automatycznie podskoczył.

-Wiesz, w sumie nie chcę, żebyś się złościła… -szepnął, kiedy zauważył, że już za chwilę Lena nie będzie miała jak uciec. –Jak wiesz… Złość piękności szkodzi, więc szkoda byłoby takiej pięknej buźki… - odrzekł całkowicie poważnie, a dziewczyna przeklęła pod nosem, czując za sowimi plecami drzewo. Chłopak uśmiechnął się sam do siebie i zwilżył swoje usta językiem.

-Nawet się nie waż!- ostrzegła go, kiwając głową.-Jeśli choć spróbujesz mnie dotknąć to tego pożałujesz… - warknęła, starając się przesunąć w bok, lecz ramię chłopaka ją uprzedziło.

-Właściwie to nie wiem dlaczego zainteresowałem się Victorią, a nie tobą…- szepnął, unosząc swoją dłoń na wysokość policzka Leny. Na szczęście dziewczyna zareagowała bardzo szybko. Zamachnęła się z całych sił, wymierzając mocny cios  z pięści w nos bruneta. Chłopak od razu złapał się za bolące miejsce, wykrzywiając twarz w grymasie bólu. Lena w duchu dziękowała za to, że jednak nie składa się z samej skóry i kości.

-Pieprz się, Parker- ponownie warknęła, z pogardą patrząc na Nikodema, wciąż kurczowo trzymającego się za zraniony nos. – Życzę ci upojnego wieczoru, spędzonego z lodem przy twarzy- rzuciła omijając go spokojnie i nawet nie odwracając się za siebie, najzwyczajniej, jak gdyby nigdy nic szła w stronę domu.

Nie ukrywając, była z siebie zadowolona. A zwłaszcza z tego, co stało się na końcu. Czerpała z tego taką satysfakcję, że uśmiech sam wdarł się na jej twarz.

Przed drzwiami do mieszkania jej uśmiech momentalnie osłabł, gdyż przypomniały się jej słowa, które wypowiedział Nikodem. Czuła, że miał rację, ale nie chciała dopuszczać tego do swojej świadomości. Zawahała się przed naciśnięciem klamki, ale już po chwili było za późno. W drzwiach stanął Marek, dziwiąc się na widok ‘zastygniętej’ panny Prógowicz.

-Dobrze, że jesteś! Właśnie po ciebie wychodziłem! – oznajmił ochoczo. Wpuścił oszołomioną blondynkę do środka, po czym oboje rozebrali się z wierzchnich ciuchów.

Lena usłyszała dźwięk swojej komórki, która znajdowała się gdzieś w mieszkaniu. Wbiegła w głąb salonu, po czym zorientowała się, że telefon jest w kuchni. Udała się tam spokojnie, lekko poirytowana nieustającym, denerwującym dźwiękiem nadchodzącej rozmowy.

Telefon znajdował się już w jej dłoni, ciemnooka przyjrzała się literkom tworzącym dwa znane jej wyrazy. ‘Numer zastrzeżony’. Serce dziewczyny zaczęły bić kilka razy szybciej. Oczy otworzyły się szerzej. Ponownie przyjrzała się w skupieniu wyrazom na małym ekranie. Nie myliła się. Głośno przełknęła ślinę i przyłożyła telefon do ucha, przyciskając zieloną słuchawkę. Odezwała się tak niepewnie, że było to do niej niepodobne.

-Zayn…? 




***



Hej! 
Tak, tak. Wiem. Rozdział nie jest perfekcyjny, ale wiem jak długo czekałyście na poprzedni, więc ten postanowiłam dodać dzisiaj. 
Co o nim myślicie? 
Czekam na opinie. :) 
Przy okazji dziękuję za to, że nadal jesteście. <3 
Zapraszam na następny. 

sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział 45 "Pozorne szczęście"

Czasem bywa tak, że bardzo staramy się o to, by nie stracić najbliższej osoby, a mimo wszelkich starań czujemy, że ona odchodzi. Dosłownie, lub w przenośni. Po prostu oddala się od nas, odrzuca lub ignoruje. Co jeśli staramy się ją ratować, lecz ona nie chce naszej pomocy? Nie pragnie złapać naszej ręki kiedy tonie, ponieważ uważa, że potrafi pływać. Ale gdy będzie na samym dnie, może być już za późno.

Jej pusty wzrok. Zamglone oczy, tak jakby była w jakimś transie, jakby nie kontaktowała. Gdy tylko słyszy jego imię, wariuje. Zachowuje się jak duże dziecko, które oszalało na punkcie nowej zabawki. Co będzie gdy okaże się, że jej fascynacja jego osobą minie? Gdy Nick jej się znudzi? Pomyłka. On jest tylko jej zabawką. W końcu, pustkę trzeba czymś wypełnić…

Ich rozmowa trwała już godzinę, równą godzinę. Lena dostawała już szału. Od początku rozmowy, próbowała przyciągnąć do siebie uwagę Victorii, lecz ta, zachowywała się jakby była ślepa. Ślepa i głucha na wołania.
Za każdym razem, kiedy blondynka stawała centralnie przed zielonooką, krzyżując ręce na wysokości swoich piersi, Vic najzwyczajniej odwracała wzrok. Uśmiech, który nie schodził z jej twarzy, zaczął już irytować pannę Prógowicz.

Złudne szczęście. Kłamstwo. Victoria oszukiwała samą siebie. Wierzyła w to, że jeśli wmówi sobie, że jest szczęśliwa, to taka będzie. Jednak… Sam uśmiech przecież nic nie znaczy. Jeśli uczucia są jedną, wielką bujdą. Złamane serce, które zostało sklejone kłamstwem. Obłudą, przez którą ucierpią wszyscy.
To uczucie jest oszustwem.

Lena już piąty raz z kolei stanęła na wprost swojej zatraconej w rozmowie przyjaciółki. Gdy ta, zamierzała odwrócić się w drugą stronę, blondynka nie pozwoliła jej na to. Złapała delikatnie za jej brodę, kierując nią tak, by Vic spojrzała na ciemnooką, co ku jej zdziwieniu, stało się szybko.

-Mogłabyś mnie nie ignorować?- wydusiła przez zęby, patrząc prosto w oczy panny Nowińskiej, która niemal od razu próbowała się wyrwać w uścisku blondynki. Wtedy było już za późno, Lena nie wytrzymała, a telefon Victorii leżał na ziemi.

-Zwariowałaś? Czemu to zrobiłaś?- wrzasnęła zaskoczona Victoria.

-Bo w ogóle nie zwracasz na mnie uwagi! Nie wiem czy wiesz, ale ja jeszcze żyję! – dziewczyna teatralnie pomachała przed oczami Vic. – I chciałabym, żebyśmy chociaż przez chwilę porozmawiały normalnie… -rzekła niepewnie, a zaraz po tym, brunetka przewróciła oczami.- Proszę?- nadzieja w jej głosie była dokładnie wyczuwalna.

-Ehh… No dobrze… -westchnęła ciężko.- O czym chcesz porozmawiać?

-Dziękuję, że łaskawie znalazłaś dla mnie trochę czasu- syknęła sarkastycznie, po czym usiadła na biurku, znajdującym się niedaleko łóżka, na którym siedziała rozzłoszczona Victoria.-Posłuchaj… Od kilku…

-No przecież słucham- jęknęła, tym samym przerywając Lenie.

-Zamknij się w końcu!- ton głosu ciemnookiej automatycznie się podniósł. –Muszę powiedzieć Ci coś ważnego, więc błagam Cię, nie przerywaj mi, dobrze?- spytała już trochę spokojniej, na co dostała odpowiedź w postaci szybkiego kiwnięcia głową. –Wczoraj w nocy, dzwonił do mnie Zayn- oznajmiła po dłuższej chwili namysłu.

-C…co? – zdziwiła się Victoria. W jej głowie od razu pojawił się przyjaciel Malika-Harry. Przed oczami miała jego zmarnowany wyraz twarzy, taki sam, jaki miał, gdy widziała go po raz ostatni. Jego wyblakłe, rozburzone loki, blada twarz, zaszklone zielone oczy. Oczy, w których można tonąć wraz ze łzami.

-Victoria… Wszystko w porządku?- szepnęła Lena, widząc zakłopotanie na twarzy przyjaciółki, mieszające się z pierwszą łzą, spływającą po nosie dziewczyny. Brunetka od razu spuściła głowę w dół, tak by nie patrzeć w oczy kuzynki. –Victoria…

-Co?- warknęła, ocierając nerwowo łzy.

-Mogę zadać Ci jedno, dosyć ważne pytanie?- spytała. Skinienie głowy, znów oznaczało zgodę. –Myślisz, że dobrze wybrałaś?

-Możesz bardziej sprecyzować to pytanie?

-Miałam na myśli rozstanie z Harry’m, a  teraz ten twój związek z Nikodemem… -objaśniła.

-Lena, to był mój wybór, nie powinno cię to obchodzić- dziewczyna chciała jak najszybciej uciąć tę rozmowę.

-Odpowiedz normalnie, proszę. Chociaż raz.

-Przecież sama wiesz jak było. Byłam, a właściwie nie byłam chora, tak? Po prostu nie chciałam, żeby Harry patrzył na to jak umieram, chciałam ułatwić nam obojgu to rozstanie. Wmówiłam sobie, z reszta jemu też, że nic już do niego nie czuję i to wszystko się skończyło… -wzruszyła ramionami tak, jakby te słowa nic dla niej nie znaczyły. A jaka była prawda? Każde słowo rozrywało ją na kawałki. Wspomnienie o tym po prostu kroiło jej serce, rujnując te pozorne szczęście, którym karmiła wszystkich po kolei.

-A co jeśli teraz jest podobnie? Jeśli ty tylko wmówiłaś sobie to, że jesteś zakochana w Nicku?- zasugerowała Lena, schodząc z biurka i siadając na łóżku, obok przyjaciółki.

-Nie, tego sobie nie wmówiłam. Jestem tego pewna.

-Victoria, czy ty słyszysz to co mówisz? Przecież przed chwilą sama powiedziałaś, że wmówiłaś sobie to, że nie kochasz Harry’ego, co jest równoznaczne z tym, że nadal go kochasz. A teraz twierdzisz, że czujesz też coś do Nicka? Nie uważasz, że po prostu chcesz zaleczyć tak rany po stracie Harry’ego?

-Co? –wzburzyła się. Słysząc to, uświadomiła sobie, że w słowach blondynki może być ziarnko prawdy. Tak, prawda ją zabolała. Zawsze jest tak, że prawda, której wprost nie dopuszczamy do swojej świadomości, boli najbardziej.- O czym ty w ogóle mówisz?! –podniosła głos. –Czy mogłabyś mi nie mieszać w głowie?!

-Mogłabym, ale jeśli teraz sobie tego nie poukładasz to później może być za późno.

-Co mam układać? To, że zerwałam z Harry’m, a teraz jestem z Nickiem? Uważam, że nie ma tu niczego do układania- burknęła na swoją obronę.

-Nie dojdę z tobą do porozumienia, prawda? – westchnęła.

-Mów lepiej o czym rozmawiałaś z Zayn’em… -poprosiła Vic. A Lena zrezygnowała z dalszego przesłuchania.

-W sumie to ja z nim nie rozmawiałam…

-Jak to?

-Zadzwonił od mnie w środku nocy, a sama wiesz, że ja po przebudzeniu potrzebuje trochę czasu, żeby dojść do siebie i zacząć kontaktować… Zaczął mówić coś po angielsku, a ja nic nie rozumiałam, więc rozłączyłam się i wyłączyłam telefon… Dopiero rano, kiedy dotarło do mnie to co się wydarzyło to włączyłam telefon. Okazało się, że dzwonił do mnie jeszcze dwa razy…

-To oddzwoń. Nie wiem w czym widzisz problem… -Vic pierwszy raz od kilku minut spojrzała na swoją kuzynkę normalnie. Nie było w niej burzliwych emocji. Po prostu oddała się chwili zapomnienia.

-Problem w tym, że jego numer nie wyświetla się… Jest tylko nadchodzące połączenie, nic więcej. 

-Może zadzwoni jeszcze raz, poczekaj.

-Z pewnością… To już nie pierwszy raz kiedy do mnie dzwonił, tylko po prostu zawsze widząc brak numeru, odrzucałam połączenie.

-Zależy Ci na nim, prawda? – Nowińska złapała dłoń swojej przyjaciółki i delikatnie ścisnęła.

-Tak.

-Więc nie możesz odpuścić- ścisnęła jej rękę mocniej, delikatnie się uśmiechając.- To, że nam nie wyszło to nie znaczy, że wam nie może wyjść…- szepnęła do jej ucha.

-Ale co ja mam zrobić?

-Pomogę Ci, tylko poczekaj trochę, dobrze?- znów wypowiedziała to szeptem, po czym  nie czekając na odpowiedź, puściła Lenę, wstała z łóżka i zbierając telefon z podłogi, wyszła z pomieszczenia.

Jak ona może mi pomóc? Tylko ta myśl widniała już w głowie Leny. Dopiero po chwili narodziło się o wiele więcej pytań…
                                                               
                                                            ***

-Mógłbyś podać mi te talerze?- Vic zwróciła się do Nicka, stojącego przy piekarniku. Chłopak niemal natychmiast podał dziewczynie naczynia, tak jak go o to poprosiła.

Stół był już nakryty. Kurczak piekł się w piekarniku. Sałatka była  na blacie. Wszystko było już dokładnie przygotowane, dopięte na ostatni guzik. Brakowało tylko ‘pana domu’.

Dziewczyna opadła na kanapę ze zmęczenia i westchnęła głośno. Oczywiście, zaraz obok niej znalazł się Nick, który objął ją w pasie i delikatnie przyciągnął do siebie. Niepewnie uwiesił się nad nią i patrząc w jej świecące, zielone tęczówki, odgarnął kosmyk włosów, niezdarnie opadający na jej twarz. Przysunął swoje usta do jej, lekko je ze sobą stykając, wtedy dziewczyna chciała się odezwać, ale brunet przywarł zachłannie do jej warg, tym samym zmuszając ją jedynie do wydania z siebie cichutkiego, stłumionego westchnięcia. Jego ręka od razu posunęła się ku górze, wzdłuż talii Victorii. Ona od razu zareagowała, zatrzymując ją w bezpiecznym miejscu. Nick nie miał zamiaru odpuścić. Odsunął się od jej ust, składając spragnione jej ciała pocałunki, kolejno na brodzie, posuwając językiem delikatnie po szczęce. Po chwili jego usta zaczęły zniżać się coraz bardziej. Dziewczyna automatycznie wsunęła palce w jego ciemne włosy i mocno za nie szarpnęła, chcąc zaprzestać jego działaniom, lecz nie ruszało go to. Mocno zacisnął swoje duże dłonie na jej wystających żebrach, tym samym utrudniając jej poruszenie się. Podczas tego Victoria syknęła z bólu.

-Nick… N… Nick, przestań…- upomniała go, z całych sił próbując go od siebie odsunąć. Niestety, na marne.

Wszystko do niej wróciło. Przed oczami miała tego faceta. Do jej głowy znów przybył każdy moment, w którym on macał ją wbrew jej woli, lub całował. Jego nachalne ręce znów ją dotykały,  a ona nie mogła nic zrobić. Łzy cisnęły się do jej oczu, na wspomnienie tego co wydarzyło się jakiś czas wcześniej, w szopie.

Chłopak nie odpuszczał, lecz słysząc ciche szlochanie brunetki, która już najwidoczniej się poddała, w jego głowie zapaliła się czerwona lampka. Nick otrząsnął się. Poluźnił uścisk dłoni i powoli zaczął odsuwać się od gorącego ciała dziewczyny, starając się nie patrzeć w jej zrozpaczone oczy. Tylko gdy Victoria poczuła, że Nikodem odsunął się, od razu zerwała się z kanapy, po drodze zabierając niewielką torebkę, pobiegła w stronę wyjścia.

Na jej nogach były już w biegu ubrane szpilki, w rękach trzymała płaszcz. Ledwo zdążyła chwycić za klamkę, a drzwi otworzyły się. Niestety, nie przez jej działanie. Drzwi do mieszkania otworzył ojciec Nicka i powitał zapłakaną Victorię z szerokim uśmiechem na twarzy.

-Już wychodzisz? Myślałem, że zjesz z nami kolację…- zdziwienie na twarzy było miłą odmianą, od jego stałego, sztucznego uśmiechu.

-Przykro mi, ale nie mam ochoty. Źle się czuję…- szepnęła niepewnie, odwracając głowę w drugą stronę, tak, by mężczyzna nie zobaczył ciągle spływających po policzkach łez.

-No co ty… Nie żartuj sobie, chodź, usiądziesz z nami, zjesz coś i zaraz poczujesz się lepiej…- nalegał Parker, kładąc rękę na jej ramieniu. Dziewczyna od razu odsunęła się w bok, tym samym zrzucając jego dłoń ze swojego ramienia.

-Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. Innym razem z chęcią zostanę, ale przepraszam, nie dzisiaj… - mruknęła dziewczyna cichutko pod nosem, po czym zwinnie wyminęła postawnego mężczyznę, stojącego w drzwiach.

Parker nie tracąc wiele czasu na namysły, niemalże od razu poszedł za roztrzęsioną brunetką. Dogonił ją kiedy  była za rogiem wielkiego bloku, skąd niedaleko było do parku. Podbiegł kawałek i złapał Victorię za rękę, Nowińska odwróciła się jak poparzona, ze strachem w oczach.

-Nick, zostaw mn…- zaczęła odwracając się, lecz zaraz po tym jak zobaczyła, że to nie młody Parker, lecz ten nieco starszy, trzyma jej rękę, spuściła głowę, niepewnie zabierając dłoń.- Przepraszam, myślałam, że to pański syn za mną poszedł… - wyjaśniła.

-Nic nie szkodzi- odrzekł szybko, dokładnie przyglądając się mokrej twarzy nastolatki stojącej przed nim.- Co się stało? – spytał, schylając się nieco, tak by spojrzeć dziewczynie w oczy.

-Nic- chciała urwać to szybko i wrócić do domu. Tylko tego pragnęła w tamtym momencie. 
Widząc, że mężczyzna patrzy na nią podejrzliwie, próbowała odwrócić wzrok, lecz coś zatrzymało ją przy jego oczach. Oczach, w których zobaczyła troskę. On wyraźnie martwił się o nią. Skąd troska w oczach mężczyzny, który prawie jej nie zna? Victoria zmieszała się, patrząc w jego tęczówki. Nie wiedziała co powinna zrobić? Jak się zachować? Dlatego po prostu odwróciła się niepewnie i zaczęła iść w kierunku bloku, w którym mieszkała.

-Victoria, zaczekaj- usłyszała za swoimi plecami głos Parkera, który nie był taki jak zawsze. Był całkowicie inny. W jego głosie słyszalne były emocje. Nie wydawał się być taki jak zawsze, czyli wyprany z uczuć. Zachowywał się całkiem normalnie, naturalnie. Brunetka zrobiła zwrot w tył, po czym pytająca mina wdarła się na jej twarz.

-Nie puszczę cię samej w takim stanie do domu, poczekajmy tu chwilę, zamówię ci taksówkę, dobrze? – spytał cicho.

Nowińska przetarła nerwowo dłonią, po zmarzniętym ramieniu, po czym prawie niezauważalnie kiwnęła głową na zgodę. Mężczyzna wyciągnął z kieszeni swój telefon i już po upływie chwili taksówka była w drodze, a Victoria i jej pracodawca siedzieli razem na niewielkiej ławce. Dziewczyna nawet nie myślała o tym, żeby się odezwać. Milczała ze spuszczoną głową.

-Dlaczego tak nagle wybiegłaś z domu? – jego pytanie kompletnie zaskoczyło Victorię. Miała nadzieję, że w ciszy poczekają na taksówkę.

-Nie chcę o tym rozmawiać…

-Coś się stało? Chodzi o Nicka? – dociekał.

-Tak, chodzi o niego, ale proszę mnie już nie męczyć- westchnęła, zapinając wyżej zamek błyskawiczny, ciemnego płaszczyka.

-Czy on coś…- zaczął mężczyzna, lecz na szczęście w tym samym momencie obok nich zatrzymała się taksówka.

Dziewczyna bez namysłu wstała, rzuciła w stronę Parkera krótkie ‘dziękuję za pomoc’ i wsiadła do taksówki. Usiadła na tylnym siedzeniu, twardo patrząc za szybę. Nie chciała już więcej widzieć na oczy Nick’a, a widok jego ojca wcale nie poprawiał jej humoru. Wszystko się skończyło. Bańka mydlana, w której do tej pory żyła dziewczyna, po prostu prysła, zostawiając po sobie jedynie zapach.

Parker podszedł do drzwi od strony kierowcy, zapłacił za przejazd, po czym powiedział szybko nazwę ulicy, na którą taksówka miała się skierować. Gdy samochód ruszył, wściekły mężczyzna wrócił do domu.

-Nikodem! – wrzasnął wchodząc do środka. Rzucił klucze na niewielka szafkę leżącą w salonie, po czym skierował się do kuchni, gdzie znajdował się chłopak.- Coś ty zrobił?!

-O co ci chodzi?- oburzył się.

-Nie rób ze mnie idioty- wysyczał przez zęby, podchodząc coraz bliżej swojego syna.- Ja mówiłem, spokojnie mówiłem, żebyś nawet jej nie dotykał, żebyś nic jej nie robił, ale pewnie, po co się mnie słuchać?! Co jej zrobiłeś?

-Nic jej nie zrobiłem i przestań na mnie wrzeszczeć!- łgał.

-Jesteś kompletnym idiotą, Nick. Wiesz, że ona jest mi potrzebna! Jeżeli jeszcze raz ją skrzywdzisz, w jakikolwiek sposób, to ja skrzywdzę ciebie. To nieuniknione. Zrozumiano?! – wykrzyczał, po czym wskazał ręką na drzwi wyjściowe z domu, które były dokładnie widoczne z kuchni.- Teraz możesz wyjść- dodał.

Chłopak rzucając na ziemię szklankę, trzymaną dotychczas w ręce, wyszedł z domu, z całych sił trzaskając drzwiami.
Złość, zmieszanie i wstyd przepełniał całą trójkę. Zarówno Victorię jak i Nicka oraz jego ojca…


Czar prysł, a czasu odwrócić się nie da. Nieważne jak bardzo chcielibyśmy to zrobić… 






***




Czekam na komentarze. Będzie 30? <3
No to tak… Przepraszam za błędy i za to, że tak długo czekałyście. Ale jak już tłumaczyłam na ask’u, po prostu nie miałam czasu, żeby napisać ten rozdział.
Dziękuję za wszystkie komentarze i serdecznie witam nowe czytelniczki. :)
Powiem tak… Jesteśmy coraz bliżej chłopców… :)
No cóż, życzę miłego dnia.
Zapraszam na 46. <3