sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 59 "Sekunda"

Kiedy siostry wpadły sobie w ramiona, nie potrafiły się od siebie oderwać. Obie wylały z siebie potok łez. Ich zaskoczenie i szczęście było nie do opisania. Żadna z nich nie spodziewała się tego spotkania. Obie już nawet przestały o tym marzyć. Pogodziły się ze swoim losem. Pogodziły się z przegraną. Jednak życie przygotowało dla nich również tę miłą niespodziankę… Życie, czy też pewna osoba, której obie tak bardzo nienawidziły?

Vanessa wreszcie poczuła, że ktoś przy niej jest. Nareszcie mogła cieszyć się z bliskości drugiej osoby. Osoby, którą była jej ukochana siostra. Dziewczynka niejednokrotnie żałowała tego, że zgodziła się wyjechać. Chociaż, stwierdzenie „zgodziła się” nie jest zgodne z prawdą. Dziecko nie miało wtedy wyboru. Została zamknięta w luksusowym domu, w którym miała wszystko, czego tylko zechciała. Wszystko, prócz rodziny. Tam nie miała nikogo, z kim mogłaby porozmawiać, pośmiać się… Choćby pomilczeć, bo czasem też do tego jest potrzebna druga osoba. Przez tak długi czas tęskniła za Victorią, za wszystkimi wspólnie spędzonymi chwilami, za możliwością krótkiej rozmowy ze swoją kochaną, nadopiekuńczą siostrą. Często wspominała to, jak Vic dawała jej bardzo pouczające lekcje, na temat życia, mimo tego, że sama miała zaledwie kilkanaście lat… Wolałaby ciągle słuchać tych bezsensownych kazań, niż być zamknięta w domu, jak więzień w celi.

Już dawno temu zapomniała jak to jest mieć starszą siostrę. Jakie to uczucie, kiedy ma się osobę, której można zaufać, powiedzieć wszystko, co tylko się zapragnie. Przyzwyczaiła się do kilkurazowych wizyt prywatnych nauczycieli, którzy mieli za zadanie jedynie nauczyć ją danego tematu i jak najszybciej ją opuścić. Przyzwyczaiła się do samotności.

Brunetka po raz ostatni pociągnęła nosem, po czym odsunęła się od siostry na tyle, by spojrzeć w jej piękne, niebieskie oczy. Tak bardzo się zmieniła. Zielonooka wciąż pamiętała chwilę, w której widziała siostrę po raz ostatni…

Były to jej szóste urodziny. Pamiętam jak radośnie biegała po całym domu. Tak bardzo chciała otworzyć swoje wymarzone prezenty. Rano zaprosiła mnóstwo koleżanek, a wieczorem- jak zawsze- nadszedł czas na otworzenie wszystkich paczek.  Jeszcze wtedy nie wiedziała, że lepszym rozwiązaniem byłoby w ogóle ich nie dotykać… Z resztą, co tu dużo mówić, żadna z nas nie wiedziała.

Kiedy przyszedł odpowiedni czas, wszyscy-ja, mama, tata i Vanessa- zebraliśmy się w salonie, gdzie znajdowały się wszystkie prezenty, które Van otrzymała w ciągu dnia. Tak bardzo czekałam, aż otworzy prezent od rodziców. Byłam bardzo ciekawa co takiego jej podarowali, że wszyscy musieliśmy być obecni przy otwieraniu koperty. Obie byłyśmy bardzo podekscytowane. W pewnym momencie jej mina zrzedła. Dobrze wiedziała jak wglądają bilety na samolot, bo bardzo często się przeprowadzaliśmy.  Domyśliłam się, o co chodzi. Tak bardzo nie chciałyśmy, żeby nasze przeczucia się sprawdziły. Nie chciałyśmy kolejnej przeprowadzki.

Gdy po chwili rodzice rozwiali nasze wątpliwości, okazało się, że bilety wcale nie oznaczają zmiany miejsca zamieszkania. W jednej chwili kamień spadł nam z serca, a chwilę po tym znów przygniótł je z niewiarygodną siłą.

Mówili, że to dla naszego dobra. Że muszą nas rozdzielić po to, by nikt nie zrobił nam krzywdy. Wtedy nie rozumiałam dlaczego ktoś miałby nas krzywdzić… Byłam mała, naiwna i głupia.

Godzinę później Vanessa siedziała już w taksówce. Jedynym, symbolicznym pożegnaniem był moment, w którym pomachała mi przez szybę. Bała się. Widziałam to w jej dużych, szarych oczach…

Wyglądała tak słodko, ślicznie, jak mała, niewinna laleczka. Jej włosy były wtedy złote, niczym kłosy. Nie tak jak teraz… Tak bardzo się zmieniła. Jej oczy zrobiły się bardziej niebieskie, odzwierciedlają niebo. Zaś włosy przybrały koloru karmelowego. Znacznie urosła. Na pewno za niedługo będzie ode mnie wyższa…

Tak bardzo za nią tęskniłam…

Nie wierzyła w to, że naprawdę się spotkały. Nie potrafiła zrozumieć jak do tego doszło. Westchnęła głośno, próbując choć trochę poukładać sobie w głowie wszystkie myśli, które się w niej kłębiły. Było to niemożliwe.

-Skąd się tu wzięłaś? – spytała Victoria, dokładnie przyglądając się swojej młodszej siostrze.

-Sama chciałabym wiedzieć- szepnęła, spuszczając głowę. Wszystko działo się za szybko. Tak mała dziewczynka nie była w stanie zrozumieć większości rzeczy, które działy się wokół niej.- To… To ciebie on wczoraj ciągnął za nogi przez korytarz?- zapytała niepewnie. Bała się mówić, bała się wykonać jakiś pewniejszy ruch… Victoria wolała nawet nie myśleć, co musiało stać się dziewczynce. Wiedziała, że gdyby ten psychol zrobił krzywdę jej siostrze, nie potrafiłaby się powstrzymać… Robiłaby wszystko, by móc się zemścić. By móc sprawić, żeby cierpiał tak samo, jak cierpiała ona.

-Tak, to byłam ja- stwierdziła z trudem brunetka. Zrobiła kilka kroków w tył, po czym oparła się o niewielkie biurko. W skupieniu przyglądała się zabiedzonej buzi młodszej siostry. –Vanessa… Proszę, opowiesz mi jak się tu znalazłaś?- poprosiła, lecz widząc wahanie  na twarzy dziewczynki, postanowiła dorzucić szybko jedno zdanie, które- miała nadzieję- że skłoni  Van do powiedzenia prawdy. -To bardzo ważne- powiedziała, bardzo delikatnie gładząc siostrę po bladym policzku.

Niebieskooka wzięła krótki, płytki oddech, rozglądając się po pomieszczeniu. Wiedziała, że on mógł w każdej chwili wrócić, a tego bała się najbardziej. Nie mogła znów pozwolić, żeby ją uderzył. Nie chciała czuć tego bólu po raz setny.

Nienawidziła każdej chwili, w której powiedziała coś, co nie spodobało się temu facetowi. Za wszytko, co mu nie pasowało dziewczynka dostawała lanie. Nie była mu nic winna. Zawiniła tym, że była siostrą Victorii…

-Kiedy rodzice wysłali mnie do „szkoły”, myślałam, że to będzie prawdziwa szkoła z internatem, tak jak nam to przedstawiali. Że będą tam inne dzieci, z którymi będę mogła nawiązać kontakt… -zaczęła bardzo niepewnie, dla pewności znów oglądając się za siebie.- Tak naprawdę był to normalny dom, w którym byłam zamknięta. Nie mogłam z niego wychodzić. Za każdym razem kiedy chciałam wyjść z pokoju do łazienki lub do kuchni, chodziła za mną kobieta, która była moją opiekunką.

-Dobrze, to rozumiem… Ale dlaczego tu jesteś? – zdziwiła się Vic. Nadal nie rozumiała co siostra starała się jej przekazać.

-Jakiś miesiąc temu przyszedł do mnie nowy nauczyciel tańca. Powiedział, że rodzice wykupili dla mnie lot do Londynu, na wycieczkę, a on będzie się mną tam opiekował. Kazał się spakować i jak najszybciej dać mu walizkę. Tak też zrobiłam. Emmy, czyli mojej opiekunki, nigdzie nie było, więc mu zaufałam… - westchnęła, spuszczając swoją małą główkę w dół. Brunetka zauważyła, że z jej oczu zaczęły wydostawać się pojedyncze łzy.

-Nie płacz, kochanie…- szepnęła zielonooka, przyciągając do siebie Vanessę w czułym uścisku. Dziewczynka spięła się automatycznie, jakby bała się, że Victoria mogłaby jej coś zrobić. Panna Nowińska wiedziała co to oznacza. –Vanessa, wiem, że to dla ciebie trudne, ale muszę wiedzieć jeszcze jedną rzecz… - pogładziła siostrę po głowie. Niebieskooka uniosła swoją twarz, kierując wzrok na Vic. –Co on ci zrobił?

-Nie wiem… Tego jak się tu znalazłam nie pamiętam… - wzruszyła ramionami, unikając poprawnej odpowiedzi.

W tamtym momencie z jej kościstego ramienia zsunął się rękaw cienkiego sweterka. Brunetka zauważyła, że na łopatkach Małej jest wiele siniaków i śladów po zadrapaniach. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Jak można zrobić coś takiego dziecku?! Przecież ona miała zaledwie dziesięć lat…

-Powiedz mi… Czy on zrobił ci coś więcej…?- spytała niezręcznie brunetka, ocierając łzy z policzków.

- Tylko mnie bije. Bardzo często. Mówi, że to wszystko przez ciebie… Ciągle krzyczy, że gdyby nie to, że tak bardzo go zraniłaś, to nic by się nie stało…- powiedziała, wznawiając swój gorzki szloch.

Victoria szybko wtuliła w swoje ciało płaczącą dziewczynkę. Nie mogła sobie wybaczyć tego, że przez nią cierpią wszyscy. Nawet jej młodsza, niewinna siostrzyczka. Nie obchodziło ją już nic. Mogła nawet umrzeć, tylko po to, by uratować siostrę. Chciała poświęcić swoje życie, by Vanessa nie musiała już dłużej cierpieć… Była gotowa zrobić dla niej wszystko.

-Vic… Ty… Ty naprawdę, aż tak go skrzywdziłaś…?- wyłkała dziewczynka o pięknych, karmelowych włosach.

-Ja… Sama nie wiem. Nie wiem kim jest osoba, która nas prześladuje. Nie wiem jak on wygląda, bo zawsze kiedy jest w pobliżu mnie zakłada kominiarkę…- westchnęła.

-Jak to nie wiesz? Przy mnie nigdy się nie zakrywał!- odrzekła zdziwiona.

-Widziałaś go? Wiesz jak wygląda? – spytała zaskoczona, patrząc na siostrę swoimi wielkimi, zielonymi oczyma. Vanessa jedynie pokiwała twierdząco głową. – Mogłabyś opisać jego wygląd?! Proszę…- nalegała niecierpliwie.

Nie mogła odpuścić. Była o krok od rozwiązania zagadki, która tak długo ją męczyła. Była tak blisko od odkrycia kto był jej oprawcą. Wiedziała, że ponaglanie Vanessy wcale nie polepszy jej stanu, ale nie mogła czekać. W tamtej sytuacji ważna była każda sekunda.

-Tak… M… Mogę…- jąknęła niepewnie dziewczynka. – Ma brązowe włosy, jest bardzo wysoki i dobrze zbudowany… Ma wyjątkowo szczupłe nogi- wymieniała pod nosem.- I kilka tatuaży... Cały czas się uśmiecha. Nawet wtedy, kiedy mnie bije… - z trudem przełknęła ślinę. –Ma na imię… Tak jakoś… Kurczę…- warknęła sama do siebie. Nie mogła sobie przypomnieć jak nazywał się chłopak, który był szefem całego zamieszania. O ile można to nazwać zamieszaniem…

-Spróbuj sobie przypomnieć…- mruknęła błagalnym tonem jej starsza siostra.

-Wiem!- zawyła radośnie. Lecz ze łzami na policzkach jej mina nie wyglądała na zbyt zadowoloną. –Ma na imię Harry!

Wszystko wokół zaczęło wirować. Czas stanął w miejscu. Nie liczyło się już nic, poza tym, że był to Harry…

Jej oprawcą była osoba, którą dziewczyna tak bardzo kochała. Nadal kochała. Wiedziała, że zrobiła błąd zrywając ze Styles’em, ale nie zdawała sobie sprawy z tego, że chłopak wziął to tak bardzo do siebie. Zauważyła, że osoba, którą kreują media nie jest prawdziwym Harry’m. Że on nie jest kobieciarzem, który codziennie przyprowadza inną, tylko po to, by się z nią zabawić. Czuła, że jest wrażliwy i tak naprawdę łatwo go zranić, ale nie wierzyła w to, że byłby do tego zdolny. Nie on. Nie ten Harry, którego pokochała.

-Vanessa… Przemyśl to na spokojnie… Jesteś pewna, że ten facet nazywa się Harry? – spytała, nadal nie mogąc uwierzyć w słowa młodszej siostry.

-Tak. Wielokrotnie mi to powtarzał- odrzekła spokojnie. –Mówił, że poznał cię na wakacjach. Że byłaś jego jedyną, największą miłością i złamałaś mu serce, całując jego przyjaciela… - powiedziała, wygrzebując te słowa gdzieś z dna swojej pamięci.

-Po cholerę on ci to wszystko mówił?!- warknęła, odrzucając swoje długie, brązowe włosy przez jedno ramię. Wstała z miejsca i zaczęła nerwowo chodzić po pomieszczeniu. Na szczęście w tym pokoju podłoga nie trzeszczała, bo z pewnością doprowadziłoby to ją do szaleństwa. –Jak on mógł… - szepnęła. – Skoro chciał odegrać się na mnie, to dlaczego porwał ciebie?!- analizowała wszystko pod nosem.- Przecież to się nie trzyma kupy… Kiedy pierwszy raz zostałam porwana, jeszcze byliśmy razem… -stwierdziła, patrząc zdziwiona na niebieskooką. – Chociaż… Opis do niego pasował… -złapała się za głowę, nie wiedząc już co powinna o tym wszystkim myśleć. Spojrzała za Małą. - Nie… Vanessa… Powiedz, że to tylko twój głupi żart…- westchnęła z bezradności. Widząc zmieszany wyraz twarzy swojej siostry, brunetka podeszła do niej i lekko ją przytuliła. – Przepraszam…- wyszeptała, całując delikatnie głowę niebieskookiej. –Przepraszam…- powtórzyła, by uspokoić zarówno siebie, jak i Vanessę.

Kilka minut później dziewczęta były już opanowane. Victoria siedziała na biurku, wyglądając przez okno. Bacznie obserwowała wszystko co się za nim działo. Próbowała zwrócić uwagę na wszystkie szczegóły, które mogły być charakterystyczne dla tego miejsca.  Zaś Vanessa leżała spokojnie na tapczanie, w kącie pomieszczenia. Nerwowo kopała nogą w niewielkie krzesło, stojące obok niej.

Obie zastanawiały się nad tym w jaki sposób mogłyby wydostać się z tego budynku. Żadna z nich nie wiedziała, jak mogłyby zaznać wolności. Jak mogłyby się uratować? Może powinny czekać, aż zostaną uratowane przez innych?  Nie. Nie mogły czekać.

-Próbowałaś kiedykolwiek stąd uciec?- spytała brunetka, obracając w prawej dłoni długopis. Robiła to tak bardzo wpatrzona w ten przedmiot, że można było stwierdzić, iż była zaklęta. Każdy ruch wykonywała dbale, powoli i zaskakująco płynnie. Tak, zdecydowanie, była już spokojniejsza.  

-Po pierwszej próbie ucieczki sobie odpuściłam… Wtedy tak mnie pobił, że nie mogłam się ruszać przez prawie tydzień…- westchnęła ciężko na samo wspomnienie o tej chwili. Ciągle miała przed oczami jego uśmiech. A na plecach ślady paska...

-A zdążyłaś może zorientować się gdzie jest wyjście…?- zaciekawiła się prędko, skupiając całą swoją uwagę na młodszej siostrze.

-Tak… Byłam już na tyłach, obok jakichś kontenerów- odrzekła, powodując jeszcze większe zaciekawienie Victorii.- Ale, kiedy próbowałam przeskoczyć przez siatkę, złapał mnie. Zaczęłam krzyczeć, rzucać się, ale nic mi to nie dało. Nikt nawet nie zwrócił na to uwagi, bo on szybko zatkał moje usta ręką i zaciągnął do środka. Wtedy przeniósł mnie do innego pokoju, czyli tutaj, gdzie jesteśmy teraz… Bo wcześniej byłam jakieś dwa piętra niżej.- wyjaśniła.  –Czemu pytasz?

-Byłabyś w stanie dotrzeć tam ponownie? – brunetka uniosła jedną brew, spoglądając porozumiewawczo na dziewczynkę.

-Mogę spróbować…- przyznała, wzruszając ramionami, jak gdyby była to tak błaha czynność jak spróbowanie nowego smaku płatków śniadaniowych.-  A co jeśli mnie złapie? – od razu spoważniała.

-O to się nie martw- mruknęła Victoria, zsuwając pośladki z biurka. –On jest jeden, my jesteśmy dwie. Nie uda mu się złapać i ciebie i mnie…- stwierdziła, siadając wygodnie na krześle, po czym szybkim ruchem przysunęła je do biurka.

-Wytłumacz mi o co ci chodzi…- poprosiła niebieskooka, podchodząc z zaciekawieniem do brunetki, która już pisała na niewielkiej kartce kilka liter.

- Jeśli nie uda nam się wyjść razem, proszę, postaraj się tam trafić.- poprosiła, podając siostrze karteczkę. Dziewczynka skinęła grzecznie głową. –Kiedy już dotrzesz do hotelu, to któryś z ochroniarzy na pewno zaprowadzi cię do Leny, pamiętasz ją?- spytała, lecz widząc skonsternowanie na jej twarzy zrozumiała, że jasnowłosa nie pamięta panny Prógowicz. –Lena jest naszą kuzynką. Na pewno ją poznasz. Jest blondynką, ma niebieskie końcówki włosów. Często używa mocnych kolorów szminek… Być może będzie u niej Zayn, jej chłopak. Jest wysokim mulatem…- tłumaczyła.

-Dobrze… Z tym jakoś sobie poradzę- odrzekła szybko.- A co będzie jeśli nie uda nam się wyjść?

-Obiecuję ci, że się uda. Jeśli nie zdążymy wyjść razem, to uciekniesz sama. Ja zajmę Harrego, żebyś miała łatwe pole ucieczki, rozumiesz? – wyjaśniła, na co niebieskooka mruknęła cicho. – Zatrzymam go tutaj najdłużej jak tylko będę mogła. Ale i tak… Błagam, biegnij najszybciej jak tylko potrafisz. Nie wiem jak bardzo daleko stąd jest ten hotel, a nie wiadomo jak długo Harry da się zatrzymać… - szepnęła.

-A jak mi się nie uda, to…- zaczęła niepewnie, lecz Victoria nie pozwoliła jej skończyć. Przyciągnęła ją do siebie, mocno wtulając w swoje ciało. Czule cmoknęła czubek jej głowy, po czym pogładziła po jej długich, prostych włosach.  

-Uda ci się. Jestem tego pewna- wyszeptała wprost w jej włosy. Delikatnie otarła łzę, płynącą spokojnie po policzku Vanessy. Uśmiechnęła się pokrzepiająco, po czym wskazała palcem w stronę walizki, leżącej w kącie pokoju. –Ubierz coś cieplejszego, na dworze pada śnieg…- poradziła.

W czasie, w którym Vanessa nałożyła na siebie swoją kurtkę, Victoria zapisała całą  kartkę pewnymi słowami, które razem tworzą zwięzłą, logiczną całość. Brunetka spojrzała za okno i niemal od razu gwałtownie wstała od biurka. Szybkim krokiem podeszła do siostry, pocierając jej ramię, by dodać jej otuchy. Wiedziała, że da sobie radę. Van zawsze była mądrą dziewczynką.

-Masz…- podała jej kartkę, która już dawno była złożona w równą kostkę.- Dasz to Lenie. Powiedz, żeby przeczytała to bardzo dokładnie- poleciła. – Pamiętaj, możesz zaufać tylko Lenie lub Zaynowi. Jestem pewna, że oni będą na tyle rozsądni, że zaczną mnie szukać…

-Dlaczego z góry zakładasz, że pójdę tam sama? – zdziwiła się Vanessa.

-Bo chwilę temu widziałam, jak ktoś wchodził w uliczkę obok tego budynku… -oznajmiła.- To pewne, że będziesz musiała poradzić sobie sama. Ja zrobię co w mojej mocy, żebyś mogła uciec.

-Ale Victoria… Ja… Ja nie chcę bez ciebie…- bąknęła Vanessa, próbując ukryć łzy, pchające się do oczu. –Nie chcę, żeby on ci coś zrobił…

-A ja nie chcę, żeby zrobił coś tobie, więc proszę, idź już… - powiedziała, ocierając zewnętrzną stroną dłoni policzki niebieskookiej.

-Ja nie mogę… On cię zabije… - mruknęła Mała, niedowierzając w to, że te słowa w ogóle mogły wydostać się z jej ust.

Obie nie chciały się rozstawać. Spotkały się pierwszy raz od kilu lat i od razu musiały podjąć tak ważną decyzję… Decyzję na wagę życia lub śmierci. Jedna z nich wybrała życie, a druga…

-Cii…- syknęła Victoria, by uciszyć spazmatyczne napady szlochu swojej siostry. –Już cicho… Słuchaj…- szepnęła.

 Już po kilku sekundach na korytarzu rozbrzmiało głośne stukanie męskich butów, w akompaniamencie skrzypienia podłogi. Chłopak gwizdał sobie jakąś melodię pod nosem. Brunetka poznała ją niemal od razu. Była to melodia z jej piosenki… Piosenki, którą grała na swoim ostatnim koncercie.

Panna Nowińska poczuła na sobie wyczekujący wzrok swojej siostry, przez co wyrwała się z zamyśleń w ciągu ułamka sekundy.

-Kiedy usłyszysz trzaśnięcie drzwi, uciekaj najszybciej jak potrafisz. Zanim on to usłyszy minie trochę czasu, nie będzie miał już szans, żeby cię dogonić, a wtedy ja jakoś go zatrzymam, zrozumiałaś? – wyszeptała najciszej jak tylko było to możliwe.

-Ale…- jęknęła Vanessa, trzęsąc się ze strachu.

-Nie ma żadnych „ale”… Dasz sobie radę, wierzę w ciebie!- mruknęła, całując jej blade czoło.

W tym samym momencie wszędzie rozbrzmiało głośne trzaśnięcie drzwi, oznaczające, że chłopak wszedł do pomieszczenia, w którym jakiś czas temu znajdowała się Victoria. Dziewczynka nie mogła uwierzyć, że to już. Nie mogła się ruszyć. Strach sparaliżował jej ciało, zawładnął jej umysłem.

-Biegnij!- krzyknęła Victoria, wybudzając młodszą siostrę z transu. Mała od razu zaczęła biec przed siebie ile tylko znalazła sił w nogach.

Brunetka wiedziała, że musi przygotować się na najgorsze… Głośno przełknęła ślinę, przymykając oczy…





***




Kochane, dziękuję za masę wyświetleń, dziękuję za ponad 200 like’ów na fb oraz za wszystkie komentarze! <3
Jesteście niezastąpione. :3

Co sądzicie o takim zwrocie akcji?
Co zrobi Harry?
Jak zachowa się Vic?


Jejku, czekam na komentarze. <3 

Do następnego. :) 

sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział 58 "Pobudka"

Zachęcam do przeczytania notki pod rozdziałem. :)
A teraz życzę miłego czytania...

                                                                       ~*~


Jego dłoń spokojnie spoczywała na jej brzuchu. Leżał za nią, podpierając głowę o zgiętą rękę, jednocześnie subtelnie pocierając swoim nosem o jej blady policzek. Blondynka ponownie gwałtownie zaciągnęła się powietrzem, niezdarnie ocierając mokre policzki. Miała już dość płaczu, lecz nie wiedziała co powinna zrobić w takiej sytuacji. Sytuacji bez wyjścia.

-Skarbie, proszę, uspokój się. Policja na pewno ją odnajdzie- rzekł miękko mulat, spoglądając na zmarnowaną twarz ukochanej.

-Odnajdzie?- warknęła z ironią.- Tak samo jak w Polsce?!- jej ciemne tęczówki zostały szczelnie zasłonięte przez zmęczone płaczem powieki. Prógowicz szybkim ruchem wtuliła się w tors Zayna, który niemal od razu przyciągnął ją bliżej. -A… A co… jak...- wyjąkała prosto w zagłębienie między szyją, a ramieniem chłopaka.

-Ci… No już… Uspokój się- bardzo powoli gładził ją po głowie w nadziei, że ciemnooka w końcu opanuje swoje emocje. Nie ma się jej co dziwić… Nie wiadomo jak on zachowałby się gdyby jedna z najbliższych mu osób nagle została porwana. Ponownie.

-Jak mam być spokojna, kiedy nie wiem co się z nią dzieje?!- bąknęła.- Nie wiem gdzie jest. Może właśnie ten idiota znowu się do niej dobiera… Znowu ją krzywdzi… Ona tego nie wytrzyma. Nie poradzi sobie. A co jeśli ona… Jak ona już nie żyje…- załkała gorzko, z całej siły zaciskając swoją dłoń na przedramieniu Malika.

-Nie możesz z góry zakładać najgorszej wersji… Będzie dobrze, obiecuję ci to. Victoria się odnajdzie,  będzie cała i zdrowa- zapewniał, mimo tego, że sam nie był tego pewien. Nie chciał, by jego dziewczyna dłużej była w takim stanie.  Nie mógł dłużej patrzeć na opuchniętą twarz blondynki i na to jak cierpiała.

Oboje nie mogli uwierzyć w to, że ta cała beznadziejna sytuacja się powtarza.
Nikt nie spodziewał się, że to może się powtórzyć, że ten bydlak wróci.  Wszystko wskazywało na to, że będzie już tylko lepiej. Nic, ani nikt nie wzbudził ich podejrzeń. Wystarczyła chwila nieuwagi, by ich życie znów wywróciło się do góry nogami.

-Twój płacz jej nie pomoże, przestań, błagam…- westchnął zrezygnowany mulat.

 Dziewczyna spojrzała swoimi załzawionymi oczyma prosto w czekoladowe tęczówki jej ukochanego. Po prostu patrzyła, nie mogła zrobić nic innego. Nie miała na to sił. Jej wzrok był przepełniony strachem, który walczył o zwycięstwo z rozpaczą. Byli na równi. Byli godnymi przeciwnikami. Żadne z nich nie chciało odpuścić. Wciąż toczyli nierozstrzygniętą bitwę.

Zayn niepewnie pogładził blondynkę po włosach, po czym złożył czuły pocałunek na czubku jej głowy. Jej usta na ułamek sekundy wygięły się w niemrawym uśmiechu.

-Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię mam… - szepnęła Lena, starając się o to, by wykrzesić z siebie resztkę sił na szczery uśmiech. Niestety nie podołała temu zadaniu. -Gdyby nie ty to już dawno z pewnością bym zwariowała. To wszystko co teraz się dzieje… Ja… Nie potrafiłabym znieść tego bez ciebie.   Dziękuję.

-Skarbie, jestem przy tobie, bo cię kocham. Nie masz za co dziękować. Po to jestem… Żeby zawsze cię wspierać- odrzekł krótko.

-Nawet nie wiesz jak bardzo mi na tobie zależy…

-Wyjęłaś mi to z ust…- uśmiechnął się lekko, oddając się chwili zapomnienia. Cieszył się z tego, że jego ukochana chociaż przez sekundę nie zadręczała się zniknięciem Victorii. Przyciągnął ją do siebie, by przytulić mocniej jej zmęczone ciało. -Kocham cię.

-Ja ciebie też- wyszeptała, delikatnie unosząc głowę. Ich twarze dzieliły już milimetry.  Mulat jednym, krótkim ruchem zbliżył swoje usta do spierzchniętych warg panny Prógowicz. Już po chwili złączyli się w pięknym, spragnionym pocałunku.

Po niecałej minucie w apartamencie rozbrzmiało głośne pukanie do drzwi. Ktoś najwyraźniej się niecierpliwił, gdyż nieustannie walił ręką w drewnianą powłokę. Dziewczyna westchnęła głośno, po czym niechętnie uniosła się i wstała z ukochanego. Kiedy przekręciła klucz i pociągnęła za klamkę jej szczęka dosłownie opadła w dół. Nie spodziewała się zobaczyć tam Marka, trzymającego w ręce wielką torbę. Na  widok mężczyzny blondynka z zaskoczenia rzuciła mu się na szyję, a on niemal od razu mocno zatopił ją w cieple swojego ciała.

-Jak dobrze, że jesteś…- mruknęła Lena.- Nie uwierzysz co się…

-Wiem- uciął krótko Zawadzki, wywołując tym samym zdziwienie na twarzy Leny, która niesamowicie szybko puściła go, stając z nim twarzą w twarz. -Wiem o wszystkim. Dlatego przyleciałem tutaj pierwszym samolotem, który udało mi się jeszcze złapać- wyjaśnił.

-Ale… Skąd?- zdziwiła się. Zawadzki jedynie kiwnął głową, by odwlec odpowiedź na to pytanie, co spotkało się ze zdenerwowaniem ze strony Leny.  -Wchodź…- wskazała ręką w stronę salonu, gdzie już po chwili oboje się znaleźli.

Ciemnooka od razu wyczuła napięta atmosferę, kiedy zauważyła jak Marek bacznie obserwuje zachowanie Zayna, który nie wiedział jak się zachować. Dziewczyna bardzo powoli podeszła do mulata, stając jak najbliżej niego. Tym samym dała mu sygnał, że powinien ją objąć, co już po kilku sekundach zrobił. Swoją drogą… Mina Marka, gdy to zobaczył była bezcenna.

-Marek, to jest Zayn… My…- zaczęła dziewczyna, lecz nie było jej dane to skończyć, gdyż Zawadzki od razu odchrząknął znacząco, po czym wyciągnął rękę w stronę mulata.

-Jesteście razem, wiem- uśmiechnął się krótko, ściskając dłoń Malik’a.- Miło mi cię wreszcie poznać. Mam nadzieję, że Lena nie popełniła błędu wiążąc się z tobą- mruknął, puszczając nadgarstek chłopaka.

-Marek!- bąknęła z oburzeniem ciemnooka. Mężczyzna wzruszył lekko ramionami, obdarzając milczącego chłopaka spojrzeniem mrożącym krew w żyłach.

Zawadzki traktował Lenę jak własną córkę. Martwił się o nią, troszczył, starał się zaspokajać wszystkie jej potrzeby. Oczywiście, w miarę możliwości…   Pragnął, aby było jej jak najlepiej, więc nie życzył sobie, by cierpiała przez jakiegokolwiek chłopaka, a co dopiero przez Malik’a.

Przywiązał się do niej. Wiedział, że jej matka byłaby szczęśliwa i zadowolona z jego postawy. Za wszelką cenę chciał cofnąć czas, po to, by nie dopuścić do śmierci Sylwii. Nie mógł sobie wybaczyć tego, że nie był wystarczająco uważny, że wystarczyła chwila nieuwagi, a jego życie zmieniło swój bieg o sto osiemdziesiąt stopni. Wiedział, że nie może pozwolić, by to samo stało się z  Leną, czy też Victorią… Nie mógł.

Nagle poczuł, że jego telefon zaczął wibrować, co oznaczało nadchodzącą rozmowę. Kiedy wyciągnął komórkę z kieszeni i spojrzał na ekran, odechciało mu się rozmowy z osobą pragnącą się z nim skontaktować.

Odszedł kilka kroków od stojącej obok niego pary, po czym wziął głęboki oddech, przykładając komórkę do lewego ucha.

-Tak, szefie?- spytał z niechęcią, którą chłopak wyczuł niemal od razu.

-Nie tym tonem…- warknął.- Dzwonię, żeby zapytać, czy wiesz już coś w sprawie Victorii?

-Nie, szefie. Dopiero czterdzieści minut temu wylądowałem, więc nie miałem jeszcze czasu, żeby zorientować się co i jak… - tłumaczył.

-Mnie nie obchodzi to, czy wylądowałeś wczoraj, czy dwie minuty temu! -wrzasnął, dokładnie cedząc każde słowo przez zęby.- Powinieneś już ją odnaleźć!

-Dobra, zaraz spróbuję coś zrobić…- westchnął, niezdarnie drapiąc się po karku.

-Ty nie próbuj, tylko w końcu coś zrób, bo ja już  tracę cierpliwość!- wrzasnął młodzieniec, gwałtownie naciskając czerwoną słuchawkę.

Mężczyzna wziął głęboki oddech, próbując poukładać w swojej głowie wszystkie wydarzenia z tego dnia. Chowając telefon do kieszeni, zauważył, że Lena stała obok i dokładnie obserwowała jego ruchy. Wiedział, że jeśli szybko stamtąd nie wyjdzie, to nie skończy się to dobrze.

- Z kim rozmawiałeś?- spytała, mrużąc oczy.

-Z moim szefem. Mam pewną sprawę tutaj, w Londynie, więc muszę już iść. Zadzwoń do mnie, kiedy będziesz wiedziała co z Victorią…- mężczyzna cały czas mówił, tym samym nie dając Lenie dojść do słowa. Szybkim krokiem zbliżał się do drzwi, które równie prędko otworzył. Przechodząc przez nie, wpadł na kogoś, kogo nawet nie miał ochoty oglądać.

-No proszę, kogo ja tu widzę…Marek Zawadzki…- syknął z uśmiechem Parker. Widząc to Marek jedynie przewrócił oczami.- Spieszysz się gdzieś?- spytał.- Wyglądasz na zdenerwowanego.

-A ty wyglądasz na egocentrycznego hipokrytę i ja jakoś na to nie narzekam…- bąknął pod nosem Zawadzki, próbując wyminąć stojącego przed nim Michaela.

-Znowu zaczynasz? Nie możemy chociaż w takiej, trudnej dla nas wszystkich sytuacji, zejść z tej wojennej drogi?- spytał, nadal mając na twarzy charakterystyczny dla niego uśmiech.

-Zejdę z niej dopiero wtedy, kiedy polegniesz, a teraz przepuść mnie, bo jak już zauważyłeś spieszę się.- powiedział tak szybko, że Parker nawet nie zdążył go zrozumieć, a on był już w drodze do wind.


                                                            ***


Rażące promienie słoneczne, które zdołały przedostać się do środka przez grube, okienne kraty, zaczęły drażnić smukłą, zmęczoną twarz dziewczyny. Jej dłoń automatycznie zaczęła bronić oczy przed natrętnym słońcem, lecz przy każdej próbie uniesienia ręki mięśnie odmawiały posłuszeństwa. Brunetka zorientowała się, że coś jest nie tak, skoro przy najmniejszym ruchu odczuwała tak potworny ból.

Bardzo powoli otworzyła oczy, które dopiero po chwili zaczęły funkcjonować tak jak powinny. Kiedy tylko ostrość widzenia wyostrzyła się do odpowiedniego stopnia, brunetka spostrzegła obok swojej głowy wielką, białą lampkę, której żarówka była nastawiona wprost na jej ciało. Dziewczyna zmarszczyła czoło, odwracając głowę w bok, by zobaczyć coś więcej niż tylko biały, obskurny sufit i brzydką lampę. Jej oczom ukazał się pokój, który aż raził jasnością. Wszystko w nim było białe lub beżowe. Jedynie niewielki fotel znajdujący się w rogu pomieszczenia był koloru karmelowego. Na nim znajdowały się czyste, poukładane w równą kostkę ubrania.

Dopiero wtedy dziewczyna spojrzała kontem oka na swoje ciało i zorientowała się, że była naga. Całkowicie naga.
Jej szyję zdobiły wielkie i sine malinki, a uda były całe w siniakach. Na swoich niewielkich piersiach miała liczne ślady po zębach.

Nie mogła w to uwierzyć. Nie potrafiła zrozumieć tego, dlaczego znowu to zrobił. Dlaczego ponownie się do niej dobrał? Czemu akurat ona? Miliony myśli przechodziły przez jej głowę, lecz żadna z nich nie dawała jej satysfakcjonującej odpowiedzi. Nie była w stanie nawet przypomnieć sobie osoby, którą mogłaby skrzywdzić do tego stopnia, by ta chciała dla niej tak wielkiej nauczki.

Dziewczyna postanowiła zrobić coś z sobą. Przecież w takiej sytuacji każda chwila jest ważna. Każda sekunda jest na wagę złota. Na wagę życia...

Mimo bólu przeszywającego całe jej ciało, podniosła się z miejsca z zadziwiającą prędkością i w takim samym tempie znalazła się na nim z powrotem. W nadziei, że 'gwiazdy' sprzed oczu znikną szybko zamknęła je i westchnęła cicho. Po upływie kilku sekund stała już na własnych nogach, kierując się w stronę fotela, na których leżały wcześniej wspomniane ubrania. Kiedy wzięła je do ręki zauważyła, że to jej ciuchy. Zaczęła zastanawiać się skąd one się tam wzięły. Poprzedniego dnia była ubrana w coś całkowicie  innego... Właśnie. Poprzedniego dnia...

Siedziałam na fotelu, za kulisami. Modliłam się, żeby Lena nie zrobiła nic głupiego, żeby powstrzymała się przed uderzeniem tej dziewczyny.  Wszystko zapowiadało się normalnie. Lena wyszła na scenę, Louis podał jej mikrofon, a ona zaczęła coś mówić... Nie mam zielonego pojęcia co powiedziała, bo bardziej skupiłam się na tym, że w pomieszczeniu, w którym się znajdowałam zostałam całkowicie sama. Nawet panowie odpowiadający za nagłośnienie zniknęli. Wydawało mi się to bardzo dziwne, bo przecież normalny człowiek nie opuszcza od tak stanowiska swojej pracy. No, chyba, że mu na niej nie zależy...

Po chwili uznałam, że nie ma się czym przejmować i odwróciłam się w stronę ekranu, na którym Rudowłosa właśnie zawzięcie dyskutowała z Leną. Swoją drogą... Zaczęło mnie to bawić.

Chwilę później kamera pokazała Niall'a, siedzącego jak mysz pod miotłą. Był przybity, widziałam to po nim. Co  chwilę Liam szeptał mu coś do ucha, lecz on nawet nie drgnął. Patrzył w jedno miejsce, nawet nie mrugając. Jego oczy zaszły łzami. Dlaczego? Tego nie wiem. Nie wierzę, że aż tak przejąłby się tym co powiedziała ta dziennikarka. On nie jest typem człowieka, który załamuje się słysząc krytykę...

Nagle stało się coś, czego nie spodziewał się nikt. Harry tak po prostu wstał z miejsca i wyszedł ze studia, prawdopodobnie by wyjść z budynku. Zadziwiające było to, że nie zauważył tego nikt, prócz chłopców, siedzących na kanapie. Wszyscy za bardzo zajęci byli awanturą między Leną, a Laylą.

Wtedy poczułam czyjś oddech na mojej szyi. Zmroziło mnie. Nie mogłam się ruszyć. Mocno zamknęłam oczy, w myśli błagając Boga o to, by był to tylko głupi żart. To nie mogła być prawda. To nie mogło się powtórzyć. Wiedziałam, że moja pozycja była już z góry stracona, lecz nie potrafiłam się z tym pogodzić. Walczyłam, licząc na głupi łud szczęścia. Niestety. Nie był mi on przeznaczony.

Mężczyzna szybkim ruchem objął mój brzuch ręką, próbując przerzucić mnie przez swoje plecy, lecz ja równie szybko odskoczyłam na bok, powodując mój upadek. To przeważyło nad wszystkim. Osunęłam się  na ziemię, a fotel, na którym przed chwilą siedziałam upadł obok mnie. Widziałam jak  facet zbliżał się w moim kierunku. Nie chciałam tego. Nie chciałam powtórki z wakacji. Przeklinałam wszystko na czym świat stoi, błagałam, krzyczałam. Ale... Dlaczego tak naprawdę nie wydałam z siebie żadnego dźwięku? Milczałam. Pogodziłam się z przegraną i potulnie czekałam, aż w końcu mnie zabierze? Nie wiem. To był szok. Wszystko działo się tak szybko, że zanim zdążyłam się otrząsnąć już byłam niesiona przez niego w stronę drzwi.

Walczyłam.Próbowałam zrobić wszystko to, na co było mnie stać. Rzucałam się, kopałam. Zdało się to na nic. Wystarczyło,że przyłożył do moich ust husteczkę nasączoną jakimś świństwem, a ja odleciałam w przeciągu kilku sekund.

Ostatnią rzeczą, którą pamiętam to jego śmiech. Znajomy śmiech.

Tak, to on. Wrócił.

Nie mogłam w to uwierzyć.

Prosiłam o śmierć.

Dziewczyna nie widziała już nic. Wszystko przed oczami rozmazało się, ukazując jedną, wielką palmę. Opanowanie swoich emocji w jej przypadku było równe z niemożliwością.

Obiecała sobie, że już nigdy nie pozwoli się tak poniżyć. Że już nigdy nikt nie zbliży się do niej tak bardzo.

Jednym palcem delikatnie przejechała po piersi, na której nadal znajdował się tatuaż, którego tak bardzo chciała się pozbyć. Który przypominał jej o tym, co z całych sił pragnęła zapomnieć. Nie mogła. Nie dała rady. Zrobił to ponownie, a ona nie mogła się z tym pogodzić.

Łzy. Jedna za drugą. Płynęły po jej policzkach.

Świadomość tego co tak naprawdę się stało rażąco uderzyła do jej głowy. Znów ją dotykał, uśmiechał się, sprawiało mu to tę cholerną przyjemność, a ona cierpiała. Wciąż cierpiała. Nie liczył się z jej uczuciami, wykorzystał ją do swoich pustych celów.

Nie mogła pozwolić, by stało się to ponownie, musiała jak najszybciej otrząsnąć się i wydostać z tej uwięzi. Szybko otarła łzy namiętnie moczące jej twarz, po czym prędko włożyła na siebie swoje czarne, wytarte jeansy i luźną, pudrową bokserkę. Pod fotelem znalazła szare trampki, więc ubrała je i zaczęła myśleć w jaki sposób mogłaby wydostać się z tego pomieszczenia.

Niemal od razu podbiegła do okna, by sprawdzić, czy mogłaby z niego wyskoczyć. Niestety było to niemożliwe. Pokój znajdował się tak wysoko, że gdyby spróbowała skoczyć z okna, z pewnością skończyłoby się to dla niej śmiercią. Z resztą... Nie przecisnęłaby się przez wąsko wstawione kraty.

Następną rzeczą, którą chciała spróbować, to wyjście przez drzwi, więc najprędzej jak tylko potrafiła podeszła do nich i przekręciła małą klamkę. Zdziwienie na jej twarzy było ogromne, kiedy okazało się, że drzwi są otwarte.

Ale... Czy to nie za banalne? Raczej żaden porywacz nie zostawiłby swojej ofierze otwartych drzwi, bo przecież to logiczne, że próbowałaby uciec. To musiał być podstęp. Zaplanowana intryga. Lecz brunetka już nie miała czasu, żeby stać i zastanawiać się nad tym dlaczego drzwi nie były zamknięte. Każda sekunda mogła uratować jej życie.

Próbując nie narobić hałasu wydostała się z pokoju. Od razu ujrzała stary, zniszczony korytarz. Wszędzie znajdowały się pajęczyny, podłoga trzeszczała przy każdym ruchu, a wzdłuż korytarza było mnóstwo drzwi, które prowadziły do innych pomieszczeń. Dziewczyna starała się poruszać jak najszybciej, nie wywołując przy tym zbyt głośnych trzasków.

Mijając pewne pomieszczenie zauważyła, że drzwi do niego były otwarte, a w środku zapalone było światło. Sama nie wiedziała co ją do tego podkusiło, ale po chwili po prostu bardzo powoli weszła do środka. To pomieszczenie było w trochę gorszym stanie niż to, w którym ona znajdowała się jeszcze kilka minut wcześniej. Tutaj w kącie leżał niewielki tapczan, pod oknem znajdowało się biurko, a na nim mały zeszyt i kilka kredek.

Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że w pewnym momencie ukazała się jej osoba, której brunetka kompletnie się tam nie spodziewała. Victoria stanęła jak wryta w ziemię, obserwując małą dziewczynkę, przemieszczającą się po pomieszczeniu. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, w oczach panny Nowińskiej pojawił się potok łez. Łez szczęścia, w nieszczęściu.

-Victoria?!- zdziwiła się młodsza.

-Jak dobrze Cię widzieć, siostrzyczko...- szepnęła Vic, z całej siły przytulając do siebie Vanessę.




***





Kochane!
Na początku przepraszam za co, że trwało to tak długo. Bardzo przepraszam. 

A teraz...
Bardzo dziękuję Wam, że przy mnie jesteście. Tak ostatnio zdałam sobie sprawę, że stanowicie wielki kawałek mojego życia. Bez Was nie byłoby tak samo. Cieszę się, że Was mam. Jesteście niezastąpione. <3


JEST PEWNA WAŻNA SPRAWA:
Zbieram nową listę informowanych, więc jeśli chcesz, żebym Cię informowała(lub nadal informowała), to napisz do mnie na gg(46966780), na aska, emaila, fb, cokolwiek. 
Lub po prostu zostaw na siebie jakiś namiar pod rozdziałem. :) 


Co myślicie o tym rozdziale? Jakie są wasze opinie, doznania? 
Jejku, czekam na komentarze. <3
Stęskniłam się za Wami, kochane. 


Do następnego. :) 

piątek, 13 czerwca 2014

Przepraszam.

Wiem, że zamiast postu 'Przepraszam' wolałybyście otrzymać nowy rozdział, ale niestety muszę Was znów rozczarować...
Nowy rozdział jest w trakcie tworzenia.
Mam teraz strasznie mało czasu, bo muszę poprawiać oceny, żeby mieć jak najlepszą średnią.
Poza tym... Moja wena chyba odleciała sobie już do ciepłych krajów na wakacje. Ehh.
Próbowałam dokończyć ten rozdział wiele razy i po prostu to co piszę się nie klei, nie pasuje, nie podoba mi się jeszcze bardziej niż zwykle. Po prostu jedna, wielka MASAKRA.
Wolę trochę poczekać i pomęczyć się nad rozdziałem, niż napisać go na siłę i później być z niego kompletnie niezadowolona.
Mam wielką nadzieję, że mnie zrozumiecie.
Proszę o wyrozumiałość i cierpliwość.
Jeszcze raz przepraszam i obiecuję, że za niedługo Wam to wszystko wynagrodzę!



Kocham. <3




______________________________________________________________



Kiedy już napiszę rozdział to na pewno od razu go dodam. :)