Kiedy oczom
Leny ukazało się martwe ciało, blondynka rozpłakała się i wtuliła w Harry'ego,
który szybko zakrył ręką swoje usta. „Ju… już dobrze” wydusił z trudem „To nie
ona. Lena, popatrz, otwórz oczy!” Loczek próbował uspokoić dziewczynę, która
nie chciała ponownie zobaczyć trupa.
Widok martwego
ciała młodej dziewczyny nie należał do najmilszych. Tym bardziej kiedy tą
dziewczyną mogła być Victoria. Dla Leny był to szok, były to odczucia, których
nie da się opisać zwykłymi słowami. Z jednej strony dziewczynie ulżyło,
ponieważ to nie Vic leżała na stole, a z drugiej strony ciągła nie wiedza na
temat tego co się dzieje z brunetką, przytłaczała Lenę.
Ciemnooka
wyszeptała „To okropne”, odwróciła się i wyszła z pomieszczenia. Zaraz za nią
Lou, a Harry został tam jeszcze by porozmawiać z tą kobietą. Tymczasem na
zewnątrz:
- Ta
niepewność jest okropna! Ja już tego dłużej nie wytrzymam. – krzyczała przez
łzy- Czemu to ciągle nas spotyka? Czemu? – przetarła oczy.
-A Victoria,
no wiesz…- Louis nie wiedział jak ma sformułować to pytanie tak, żeby nie
brzmiało dziwnie- Ma jakichś wrogów? Jest ktoś kto mógłby jej źle życzyć?
- Nie… nie
wiem, ale raczej nie, bo ją dużo osób lubi. Jest miła, nie szuka „żadnej
zaczepki”, z nikim się nie kłóci, chociaż…
-Chociaż?-
spytał szybko.
- Ale nie…
one nie byłyby do tego zdolne…- mamrotała pod nosem.
-One, czyli
kto?- ponownie zadał pytanie.
-Nie ważne,
nikt.
- No powiedz!
To może być ważne!
-Nie mogę Ci
o tym powiedzieć! Nie mogę nikomu o tym powiedzieć… Obiecałam Victorii, że nikt
się o tym nie dowie!
-A co jeżeli
przez to Victoria umrze? Przez to, że Ty
milczałaś.
-Louis!
Błagam Cię, nie szantażuj mnie takimi rzeczami… Bo i tak Ci nic nie powiem.
-Lena mów!
–nalegał.
-Nie!
-Jak chcesz…
Albo powiesz tylko mi, tutaj, albo wszystkim w domu…
-Ale… ach to
nie były te dziewczyny! One tylko zgrywały takie twarde, ale tak naprawdę to
były zazdrosne o Victorię.
-Nie obchodzi
mnie czy były, czy nie! – Louis był już zdenerwowany- Wyjaśnij mi to wszystko!
-Nie krzycz!
Nie jestem głucha! – zmieszała się- Już mówię... No więc Victoria przez pewien
czas śpiewała w zespole z takimi trzema dziewczynami. To były jej „najlepsze
przyjaciółki”. – wyjaśniła akcentując
ostatnie dwa słowa- Victoria założyła ten zespół, wymyśliła nazwę-
kontynuowała- robiła wszystko żeby ich muzyka trafiała do wielu ludzi. Mimo
tego, że grała tam tylko na pianinie to robiła wszystko sama. One w niczym jej
nie pomagały. Victoria organizowała występy, komponowała, pisała teksty…-
Blondynka mówiła coraz szybciej. Wiedziała, że złamała obietnicę daną swojej
przyjaciółce, ale nie czuła winy. Stwierdziła, że lepiej będzie jeśli ktoś
oprócz niej się o tym dowie- Kiedy raz
wokalistka, nie pamiętam jej imienia… - mówiła pod nosem- Dominika… Daria… Nie!
Diana! Tak miała na imię. To kiedy ona rozchorowała się, Vic zaśpiewała za nią.
Wzbudziła podziw i wielkie zdziwienie, ale… No właśnie, jest to ale… Dwie
dziewczyny wolały żeby to Vic śpiewała, ale Diana się wściekła i nie pozwoliła
na to. Dlatego od tamtej pory śpiewały razem. –Louis uważnie przysłuchiwał się
słowom Leny- Ona ciągle próbowała pozbyć się Vic za wszelką cenę. Na jednym
występie, Diana rozwaliła gitarę Pauliny i zwaliła wszystko na Victorię. Paula
się wkurzyła… Wtedy wywaliły Vic z zespołu. Dwa miesiące później zespół się
rozpadł właśnie przez humory Diany.
-Nie wiedziałem,
że Victoria była w zespole…- zamyślił się na chwilę- Jednej rzeczy nie
zrozumiałem… Dlaczego Victoria wstydzi się tego? Dlaczego nie chciała żeby
ktokolwiek się o tym dowiedział?
-Te
dziewczyny później wielokrotnie ją wyśmiewały, upokarzały.
-Czemu? –
zdziwił się
-Do Victorii
przyszedł kiedyś jakiś facet. Proponował nagranie kilku piosenek w jego studiu.
Ona była już bardzo blisko tego, żeby się zgodzić. Cieszyła się z tego, że
komuś spodobało się to jak śpiewa, ale te trzy idiotki ją czymś szantażowały… i
odmówiła.
-Czekaj… znów
czegoś nie rozumiem- oparł się o ścianę i włożył ręce do kieszeni- Czym ją szantażowały?
-Nie wiem…-
przerwała, chwilę nad czymś dumała i dokończyła- Nigdy nie chciała ze mną
rozmawiać na ten temat. Zawsze urywała rozmowę.- Lena przez cały czas była
podenerwowana, bała się o swoją przyjaciółkę- Obiecaj mi, że nikomu to tym nie
powiesz!
-Wiesz, że mi
się sekretów nie zdradza?- spytał i po raz pierwszy tego dnia wywołał delikatny
uśmiech na twarzy Leny- Obiecuję. Nikomu nic nie powiem!- uśmiechnął się
pokrzepiająco.
-O czym
nikomu nie powiesz?- do Leny i Louis’a dołączył Harry
-Bo widzisz…-
zaczął żartowniś, a Lena zgromiła go wzrokiem- No co się tak spinasz? Przecież
i tak bym nie powiedział!
-Nie ważne!
Wiecie trzeba by kupić coś do jedzenia. Jakieś zakupy? Co wy na to?- spytała
blondynka.
-Wiesz, że my
nie znamy tego terenu. – zaśmiał się brunet, Lena machnęła na nich ręką, wyszła
z budynku mówiąc „To chodźcie za mną…”
***
Co zdarzyło
się kilka godzin wcześniej?
-Nie bądź
taka ciekawska, bo tego swojego kochasia stracisz!- wyszeptał przykładając do
szyi dziewczyny błyszczące, metalowe ostrze.
-Nie! Nic nie
rób Harry’emu!- słowa przechodziły przez jej usta z coraz większą trudnością-
Proszę…
-Nie proś, bo
już i tak za późno…- mężczyzna skłamał delikatnie nakłuwając jej szyję nożem.
Dziewczyna zacisnęła zęby z bólu. Bała się teraz jeszcze bardziej niż
wcześniej. „Pożałujesz tego! Rozumiesz? Pożałujesz…” wykrzyczała i z całych
sił, które zdołała zebrać, ugryzła go. Facet syknął i wypuścił z dłoni nóż,
który upadł na ziemię wydając cichy, metaliczny dźwięk. Victoria długo nie
myśląc, wzięła do ręki narzędzie i wbiła je w udo mężczyzny. Ten spojrzał na
brunetkę, która stała nieruchomo i wpatrywała się w swoje ręce. Po kilku
sekundach popatrzyła mu prosto w oczy. Wydusiła krótkie „Ostrzegałam!” i
wyciągnęła ostrze z nogi faceta.
-Ty szmato!
Czy Ty kompletnie zgłupiałaś?! Nie wiesz z kim zadarłaś!
-To może mnie
oświecisz?- spytała rzucając nożem w kąt szopy. Mężczyzna wstał, podszedł do
niej i uderzył ją z otwartej dłoni w prawy policzek. Kiedy oderwał rękę na twarzy
dziewczyny pozostał czerwony ślad ukazujący kształt jego dłoni. „Widzimy się
później kochanie” wyszeptał i pocałował ją w już sine miejsce. Wyszedł, zamknął za sobą drzwi, zostawił ją
samą- O… jakie pieszczotliwe pożegnanie…- złapała się za bolące miejsce- Ty chamie!
Nienawidzę Cię! Zgnij w piekle…- próbowała krzyczeć, ale nie miała już sił
nawet na to.
Minęło kilka
godzin. Victoria czuła, że już dłużej tak nie wytrzyma. W jej głowie co chwilę
pojawiały się nowe myśli. Miała już dość. Wiedziała, że musi zrobić coś, co
pomoże jej się wydostać. Jedynym pytaniem było „Ale jak?” W oknach były kraty,
drzwi zamknięte na kłódki. „Mam jeszcze nóż… Tylko, że on mi w niczym nie
pomoże! Chociaż…” pomyślała, wiedziała, że dzięki temu ten cały koszmar się
skończy. Wzięła do ręki ostry przedmiot. Spojrzała na krew, która zdążyła już
zaschnąć, następnie na nadgarstki, po tym znów na ostrze. Usiadła na podłodze.
Zacisnęła zęby i zrobiła pierwsze nacięcie. Drugie… trzecie było już głębsze.
Oparła się o drewnianą ścianę i wypuściła z ręki nóż w myślach przepraszając
samą siebie za to co zrobiła.
Chwilę
później do szopy wszedł kulejący mężczyzna. Zamknął drzwi i odwrócił się „Już
jestem kochanie, tęskniłaś, prawda? Rozumiem obraziłaś się na mnie… Już nie
udawaj, że śpisz!” Podszedł do leżącej na podłodze dziewczyny i dopiero wtedy
zobaczył zakrwawiony nóż. Złapał ją za nadgarstki. Jeden z nich był cały we
krwi, pocięty. Mężczyzna widząc, że dziewczyna już nie kontaktuje, zdjął z
głowy kominiarkę głośno wzdychając. „I po co to zrobiłaś? Głupia… Pokrzyżowałaś
tym moje wszystkie plany! Ale… jeszcze nie wszystko stracone kochanie.” Powiedział
i zdjął z niej zabrudzoną bokserkę „Może dzięki temu pomęczysz się na tym
świecie trochę dłużej…” zawiązał bluzkę mocno na ręce, powyżej nacięć. Wziął
jej bezwładne, zmarznięte ciało na ręce i wyniósł przed szopę. Przeszedł kilka
kroków i rzucił ją na ziemię. Otworzył tylne drzwi dużego, czarnego busa.
Ułożył Victorię na siedzeniach. Zamknął drzwi i wsiadł do pojazdu. Przekręcił
kluczyki w stacyjce i ruszył. Przez około dziesięć minut jechał lasem, mijał
wiele drzew. Przez całą drogę zastanawiał się gdzie ma wyrzucić dziewczynę
leżącą na tylnych siedzeniach. „Wiesz, kochana moja… Victorio. Ja, znam Cię już
od dawna. Ty mnie też, ale ja zawsze byłem dla ciebie niewidzialny. Nigdy nie
zwracałaś na mnie uwagi. Zawsze byłaś tą sławną, lubianą, bogatą Victorią.
Wszyscy Ci zazdrościli… A ja? Chłopak, który zawsze był na uboczu. Nie szło mi
z nauką. Ty… zawsze taka idealna.” Ciągnął swój monolog przez następne kilka
minut pomimo tego, że wiedział, że Vic go nie słyszała. Gdyby wtedy była
przytomna, dowiedziałaby się kim on jest? Dlaczego to zrobił? Jaki był jego
cel? Skąd ją znał? Lecz nie dowiedziała się.
Facet
zatrzymał samochód. Szybko wybiegł za busa i wyciągnął Victorię. Rozglądnął się
dookoła, by upewnić się, że nikt go nie widzi. Ulica była pusta. On był niedaleko
komisariatu. Położył dziewczynę na chodniku, wyszeptał „Pamiętaj, że wrócę w
najmniej przewidywalnym momencie kochanie…” i pobiegł do samochodu po czym
odjechał najszybciej jak potrafił.
Chwilę
później
„Tak, kotku,
już wychodzę z pracy i za pięć minut będę w domu…” powiedział policjant
zamykając drzwi. Zszedł ze schodów i odwrócił się w stronę prawie pustego
parkingu. „O cholera… Wiesz, to może mi zająć więcej niż pięć minut. Muszę
kończyć!” rozłączył się i podbiegł do półnagiego ciała dziewczyny.
***
Hej :* No więc dodałam rozdział :)
Proszę piszcie w komentarzach Wasze opinie. Spodobał Wam
się? Bo mi nie za bardzo, ale to pozostawiam Wam do oceny
:) Przepraszam za błędy.
Następny rozdział pojawi się za
tydzień, w weekend, wiem, że długo będziecie musiały czekać, ale muszę napisać
kilka rozdziałów do przodu :)
Obiecuję, że jeśli będę miała wolną
chwile w tygodniu to napiszę rozdział ;D
Proszę komentujcie i pytajcie, to
dla mnie bardzo ważne ;)