środa, 24 lipca 2013

Rozdział 27 "Pocałunek"



Wyjeżdżamy- jedno, małe słowo, a tyle znaczy, potrafi wiele zmienić. Zburzyć mnóstwo planów. Dlaczego wszystko sypie się zawsze w najmniej odpowiednim momencie? Dlaczego los często robi nam na złość? Może tak po prostu musi być... Jest to nam pisane i odwrotu nie ma. Nie możemy zmienić przeznaczenia? Nie! Możemy wszystko... Musimy tylko kiedyś umrzeć, jak każdy. Jaką decyzję podejmiemy, co zrobimy, jak zareagujemy- to nasz wybór, nasz czyn.
Początkowo Harry stał jak wryty w ziemię. Nie wiedział co powiedzieć. Spojrzał na Victorię, która spokojnie leżała na łóżku, obserwując małe drzewo za oknem. Dziewczyna kompletnie się wyłączyła. Odcięła od rzeczywistego świata. Ślepo wpatrywała się w jeden punkt. Była nieobecna. Styles westchnął głęboko, rzucił krótkie "Zaraz będę" i rozłączył się. Vic milczała.
Przez chwilę próbował jeszcze coś wyciągnąć od zielonookiej, lecz nie dawało to żadnych rezultatów... Wyszedł bez słowa ze łzami w oczach. Chłopak chcąc, nie chcąc musiał wracać, a przynajmniej uważał, że musiał...
Dotarł do domu w przeciągu kilkunastu minut. Na wjeździe stał ich wielki, czarny samochód. Zayn wynosił już z domu swoje walizki, Liam rozmawiał z menedżerem, Louis dyskutował o czymś z Aną, a Niall siedział sam na werandzie. Był zamyślony, wyraźnie coś go trapiło.
Harry nie przywitał się z nikim. Od razu pobiegł prosto do pokoju, w którym miał swoje rzeczy. Tam zaczął szybko, chaotycznie wyciągać ciuchy z półek i wrzucać je do dużej, szarej walizki. Po chwili chłopak usiadł na łóżku i schował twarz w swoje dłonie. Nadal nie potrafił uwierzył w to, że to koniec. Nie wierzył także, że to Victoria zakończyła ten związek jako pierwsza...
Od dłuższej chwili Lena przyglądała się rozzłoszczonemu Harry'emu. Podeszła bliżej, przyjrzała mu się, położyła rękę na jego ramieniu. On zaskoczony spojrzał na nią.
-Co się stało?- spytała bez owijania w bawełnę.
-Zerwała ze mną...- szepnął z nie dowierzaniem.
-Co? Victoria z Tobą zerwała?- zdziwiła się- Czemu?
-Też chciałbym się tego dowiedzieć...
Po tych słowach do pomieszczenia wparował Louis. Lena i Harry zdziwili się na jego widok.
-Pakuj walizki do auta, bo jeszcze jedziemy się pożegnać z Victorią- wyjaśnił Lou.
-Jedźcie sami. Ja nie jadę. Już się z nią pożegnałem...- powiedział ze łzami w oczach.
-Okej...- powiedział zdziwiony- To my po Ciebie wrócimy za jakąś godzinę.
-Dobrze.
Na tym ich rozmowa się skończyła. Lou wyszedł, z Hazz został tam, dalej rozmawiając z Leną.

                             * Kilka minut później w szpitalu*
Lou, Ana, Liam i Zayn szybko poszli do sali. Niall nie spieszył się. Od ostatniej rozmowy z Victorią był taki przygaszony. Mało jadł, mało mówił. Ciągle siedział sam.
Pożegnania nigdy nie należały, nie należą i nie będą należeć do najprzyjemniejszych sytuacji. Wszyscy zamienili z Victorią kilka słów. Mówili, że musi być silna, że wszystko się ułoży. Po piętnastu minutach bezsensownych rozmów, które i tak nie pomagały Victorii, zdecydowali się wracać. Wszyscy z wyjątkiem Niall'a wstali i wyszli pozostawiając za sobą tylko delikatnie uśmiechy. Blondyn oznajmił, że po chwili do nich dołączy...
-Dziękuję, że o niczym im nie powiedziałeś- lekko się uśmiechnęła.
-A mi jest przykro... I to bardzo...
- Dlaczego?- zdziwiła się.
-To prawda, że zerwałaś z Harry'm?- dziewczyna kiwnęła głową na potwierdzenie- Pasowaliście do siebie...
-Ale ja już nie potrafiłabym tak jak kiedyś...- tłumaczyła.
-Wiem. Rozumiem to- dotknął jej dłoni. Ona nie zareagowała na to, nie bała się blondyna.
-Powiem Ci coś, w sekrecie- szepnęła z uśmiechem, Niall przysunął się do niej, by dokładniej ją usłyszeć-  To nasze ostatnie spotkanie, ostatnie pożegnanie.
-O co Ci chodzi? Przecież jeszcze na pewno kiedyś Cię odwiedzimy, a przynajmniej na pewno ja.
-Jestem chora... Zostało mi kilka miesięcy życia- mówiła spokojnie.
-Co? - chłopak był wyraźnie zaskoczony. Złapał jej dłoń mocniej, a jego oczy zaszkliły się- Powiedz, że to tylko głupi żart!
-A czy wyglądam jakbym była skłonna do żartów?- odpowiedziała sarkastycznie.
-To nie może być prawda! Victoria, mogę Ci jakoś pomóc?- spytał z troską.
-Nie, nie możesz. Nie chcę pomocy, chcę już to skończyć.
-Wyjdziesz z tego, obiecuję Ci to...- mówił ze łzami w oczach.
-Przepraszam, zepsułam Wam cały pobyt w Polsce- dziewczyna szybko zmieniła temat.
-Przestań, nic nie zepsułaś.
Nagle Niall dostał sms-a od Liam'a. Jego treść brzmiała następująco: „Pospiesz się!” Chłopak odłożył telefon na bok, zignorował tę wiadomość.
-Cieszę się, że przynajmniej Tobie z Aną się ułoży- uśmiechnęła się.
-Ale, ja z nią nie jestem...
-To na co jeszcze czekasz? Idź do niej i powiedz jej to co czujesz!- powiedziała poważnie.
-Nie potrafię- urwał.
-Dlaczego?- spytała.
Niall spuścił wzrok i przetarł oczy. Westchnął, spojrzał na dziewczynę i delikatnie przysunął się do niej. Zbliżył swoją twarz do jej twarzy. Dzieliły ich już tylko milimetry. „Niall…” szepnęła. On uciszył ją krótkim, czułym pocałunkiem. Victoria delikatnie odepchnęła go od siebie i popatrzyła w jego oczy pytającym wzrokiem. 
-Przepraszam…- rzucił i wyszedł z sali zostawiając ją samą.
Victoria miała milion myśli na minutę. Nie wiedziała dlaczego Niall to zrobił. Nie przeszkadzał jej ten pocałunek. Nie była zła na chłopaka, lecz chciała wiedzieć czemu to zrobił? Była pewna, że już nigdy się tego nie dowie…
Przebiegnięcie długiego korytarza i wyjście przed szpital zajęło blondynowi nieco ponad minutę. Widząc zdenerwowanie na twarzy Liam’a chłopak wsiadł do samochodu bez słowa. Usiadł obok Any, która także nie była skora do rozmowy. Wszyscy mieli żal do siebie, że to wszystko tak się skończyło, że ich losy właśnie tak się potoczyły.
Zawsze rozgadany, roześmiany Louis, teraz siedział cicho wpatrując się w telefon, który trzymał w ręce, Liam był skupiony na prowadzeniu samochodu, ale mimo to na jego twarzy wyraźnie wymalowany był smutek.
Pożegnania, dlaczego zawsze są kojarzone ze smutkiem? Są kojarzone z wielką stratą, najczęściej kogoś bliskiego. Pożegnania, choćby przed jakimkolwiek wyjazdem, są bardzo trudne. Często boimy się, że stracimy osobę, która wiele dla Nas znaczy. Obawiamy się najgorszego. Strach przed tym, że coś może stać się komuś bliskiemu często nas „paraliżuje”. A co jeśli wiemy, że to ostatnie pożegnanie? Nic nie możemy zrobić… Jesteśmy bezradni. Niektórzy godzą się ze stratą bliskiej osoby, inni nie. Świadomość, że już nigdy jej nie przytulimy, nie zobaczymy, nie usłyszymy jest okropna, bolesna. Na tę myśl łzy same napływają Nam do oczu. Czujemy pustkę. Wielką wewnętrzną pustkę… Mamy wrażenie, że wraz z odejściem tej osoby tracimy cząstkę siebie. Nic nie jest w stanie wypełnić tej pustki. Nawet druga osoba…
Zanim samochód się zatrzymał Niall miał oczy pełne łez… Wszyscy zdążyli już wysiąść z pojazdu, blondyn nadal tam siedział i wpatrywał się  w brudną szybę. Victoria znaczyła dla niego wiele. Żałował tylko, że uświadomił to sobie zbyt późno. Wiedział, że była kimś więcej niż tylko przyjaciółką.  Było mu przykro z tego powodu, że Vic musi umrzeć.
Taka piękna, młoda, utalentowana, kiedyś pełna energii, optymizmu, dziewczyna ma odejść? Od tak, zostawić wszystko co do tej pory osiągnęła?- Chłopak zamyślił się do tego stopnia, że nie słyszał jak od kilku minut Liam prosi go, żeby wysiadł z samochodu. Ocknął się dopiero, kiedy przyjaciel otworzył drzwi.
-Niall, wychodź! Co się z Tobą dzieje?!- krzyknął Liam.
-Ze mną?- zdziwił się i wysiadł z pojazdu- Ze mną nic…
-No przecież widzę, że jednak coś… O co chodzi?- dociekał.
-O nic- odrzekł- Nie powinieneś się teraz martwić o mnie…- dodał pod nosem. 

Zauważył, że Ana wychodzi z domu z walizkami i wkłada je do taksówki. Niall prędko pobiegł do niej tym samym ignorując wciąż mówiącego o czymś Liam’a.
-Co to ma znaczyć?- spytał blondyn kiedy stał tuż obok Rudej.
-To raczej ja powinnam Ci zadać to pytanie…- szepnęła tak, by chłopak dokładnie to usłyszał i szybko położyła torebkę na tylnym siedzeniu.
-Nie rozumiem- automatycznie zmarszczył czoło.
-Ahh… No przecież. Wielki pan Horan czegoś nie rozumie to od razu trzeba wytłumaczyć…- rzekła oschłym i równocześnie wrednym tonem- Po co? Powiedz mi po co?!- krzyczała- Po co ten cały cyrk z kupowaniem mi biletu na samolot, ze ściąganiem mnie tutaj do Polski?! Chciałeś mi narobić nadziei, tak? I po prostu nic nie mówić… A Z resztą czemu ja się łudziłam, że taki chłopak jak Ty, wielka gwiazda, Niall Horan, pożądany przez miliony nastolatek, zechce takie zwykłe beztalencie, czyli mnie? Łudziłam się, że w końcu wydusisz z siebie to głupie „podobasz mi się”, ale to była tylko bezpodstawna nadzieja. Byłam taka głupia…- łzy zaczęły spływać po jej bladych policzkach- No w końcu przekonałam się, że powiedzenie „nadzieja matką głupich jest” jest prawdą!
- Ana, dlaczego tak mówisz? Co masz na myśli?
-Dlaczego?- zaśmiała się- Dlaczego? Idź już lepiej do tej swojej Victorii i znów ją pocałuj. Wyznaj, że ją kochasz i żyjcie sobie długo i szczęśliwie!- ostatnie zdanie wykrzyczała.
-Wiem jak to wygląda, ale to nie jest tak jak myślisz, daj mi to wytłumaczyć… Ana, błagam Cię, uspokój się…- powiedział, by uspokoić blondynkę.
-Czyli twierdzisz, że ten pocałunek był przypadkiem i nic dla Ciebie nie znaczy?- powiedziała wymachując rękoma- Przyrzeknij!
-Nie mogę…- spuścił głowę.
-A jednak to prawda- spojrzała mu w oczy z nie dowierzaniem.
-Ana, posłuchaj, Wy obie jesteście dla mnie ważne, ale ta cała sytuacja jest tak skomplikowana, że…
-Jak skomplikowana? – spytała zbulwersowana.
-Nie mogę Ci o tym powiedzieć, ale proszę...
-Nie ma żadnego „ale”!- krzyknęła przez płacz- Jesteś dupkiem! Nie wiem co ja w Tobie widziałam… - szepnęła i wsiadła do taksówki trzaskając drzwiami. Samochód odjechał z piskiem opon, a Niall został na wjeździe sam…





***





 Tym razem 1512 słów. Wiem, rozdział nie jest idealny, ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Starałam się bardzo. <3
Za błędy, powtórzenia przepraszam.
Dziękuję Wam za te wspaniałe komentarze pod ostatnim rozdziałem i za wsparcie na ask’u! Jesteście kochane! 
Od razu podsumuję i wyjaśnię: Nie zamykam, ani nie zawieszam bloga. :)
Jak zawsze proszę o komentarze, pytania, opinie. :))
Pytania? Ask. <3

środa, 17 lipca 2013

Rozdział 26 "Niewinna gra"


Miłość przychodzi niespodziewanie. Zaskakuje Nas. Nie ostrzega, nie puka. Po prostu przychodzi nie pytając Nas o zdanie. Wiele ludzi żyje z miłości, ale jest też część osób, która z miłości umiera.
Miłość jest potrzebna. Niektórzy bronią się przed nią. Zaś inni pragną jej, szukają i jest to bez skuteczne. Miłość jest jak narkotyk. Z dnia na dzień chcesz jej co raz więcej… Ludzie uzależnieni od niej, kiedy ją tracą, robią wszystko, żeby zdobyć ją na nowo, zdobyć jej więcej. Miłość uzależnia, jeśli jest prawdziwa.  A co jeśli nie? Co jeśli miłość to tylko gra? Niewinna gra…
Dlaczego ludzie nie potrafią odróżnić miłości od zakochania, lub zauroczenia? Te pojęcia często są ze sobą mylone. To przykre. Victoria zrozumiała, że pomyliła się. Nikt nie jest idealny. Ideałów nie ma. Pomyłki zdarzają się każdemu… Ale dlaczego taka wielka?
Ona go nie kochała… Była samotna, potrzebowała bliskości. On dał jej czułość, bliskość, ciepło. Vic czuła się z tym źle, bo zrozumiała to za późno. Obudziła się z pięknego snu, który mógłby trwać nadal… Lecz nie trwał.
Dla Victorii nie była to prosta decyzja. Dziewczyna nie potrafiła dłużej oszukiwać samej siebie. Chciała przed swoim końcem wyjaśnić wszystkie zawikłane sprawy.
Lekarz powiedział jej w jakim stanie jest jej organizm. Nie jest zdolny, żeby bronić się przed chorobą. Dziewczyna miała nieoperacyjnego guza mózgu. Była poważnie chora. Te koszmary nie były spowodowane tylko traumą po porwaniu… Czasem też widziała to czego wcale nie było. Mówiła do kogoś, choć była całkiem sama.
Tego dnia Victoria usłyszała swój wyrok śmierci. Musiała się z tym pogodzić… Nie było to trudne. Chciała tego. Chciała śmierci. Pragnęła odejść, skończyć z tym, skończyć ze sobą.
Wszystko, nawet zwykły fotel przypominał jej tamto miejsce. Miejsce, które tkwiło w jej pamięci. Pamiętała każdy szczegół tej szopy. Każdą butelkę, każdy napis na ścianie… Kiedy zamykała oczy była tam. W ciemności. Była sama i czekała na niego. Czekała na śmierć. On był jej śmiercią… Potrzebowała go.
Kiedy otwierała oczy wyczekiwała lekarza. Chciała dowiedzieć się ile zostało jej czasu. On długo nie przychodził. Znów dopadł ją jej największy wróg- do którego zdążyła się już przyzwyczaić- samotność.
Odchodzenie, przemijanie… Czym tak naprawdę jest śmierć? Tego nikt nie jest pewny. Niektórzy sądzą, że to samo zło, że po śmierci nie ma już nic. Znikniemy i nikt już nie będzie o Nas pamiętał. Zostaną tylko sztuczne kwiaty na  zniszczonych grobach. Pamięć o Nas przeminie tak samo szybko jak przeminęło życie…
Zaś inni uważają, że to dopiero koniec początku naszej historii. Że po śmierci czeka Nas inny, być może lepszy świat. Czy śmierć to nadzieja? Nadzieja na lepsze jutro… Tylko, czy po śmierci będzie jutro? Victoria wierzyła, że tak.
Leżała na szpitalnym łóżku nie ruszając się. Jedyną czynnością jaką wykonywała było oddychanie.  Miała zamknięte oczy, myślała, czekała. Czekała na śmierć. Była spokojna.


    ~*~  


                                               *Myśli Victorii*


Przyjdź. Zabierz mnie. Wiem, że chcesz mnie stąd zabrać... Ja też tego pragnę. Proszę. Stań tuż przede mną i wyciągnij do mnie rękę. Obiecuję- mocno ją ścisnę. Ty pomożesz mi wstać i razem pójdziemy tam gdzie będziesz prowadzić. Proszę. Czuję, że jesteś blisko, przyjdź tutaj. Usiądź, porozmawiaj ze mną i zabierz mnie do siebie. Daj mi ukojenie. Nie będzie bólu, nie będzie cierpienia, nie będzie strachu. Tak, nie boję się Ciebie. Wiem, że nie zrobisz mi krzywdy. Wiem, że mi pomożesz. Dlaczego tak długo Cię nie ma? Ja czekam, nadal czekam. Potrzebuję Cię tak samo jak żywi tlenu. Tak, ja już nie należę do żywych. Czekam aż mi pomożesz. Za kilka godzin? Dni? Tygodni? Kiedy przyjdziesz? A może to już tylko sekundy…


        ~*~
Czasami wszystko Nas męczy, za dużo się dzieje. Życie Nas przytłacza. Czujemy się jakby zamknięci w klatce. Mamy dość. Dość tego wszystkiego co Nas otacza. Chcemy uciec, zostawić problemy innym, ale jak? Victoria uważała, że jedynym rozwiązaniem jest śmierć. Chciała odejść. Czuła, że tam, po drugiej stronie, tam gdzie zabierze ją przyjazna śmierć, tam gdzie nikt nie będzie nic pamiętał- będzie szczęśliwa. Lecz wiedziała, że musi zrobić jeszcze jedną, bardzo ważną rzecz…
Po raz kolejny tego dnia do Vic przyszła pielęgniarka, podać jej nowy zestaw lekarstw, które miały na celu spowolnienie rozprzestrzeniania się choroby. Pielęgniarka była młodą, wysoką, szczupłą szatynką.
Gabriela- tak miała na imię- podała do ręki Vic mały, plastikowy kieliszek z lekami. Dziewczyna odłożyła go na bok i powróciła do patrzenia za okno.


-Victoria, ile razy dziennie mamy to przerabiać?- spytała pielęgniarka.
-Skończymy jeśli dasz mi spokój.
-Po prostu połknij to i obie będziemy miały spokój… - prosiła Gabriela.
-Nie.
-Victoria…
-Jeśli to połknę to będę się tu dłużej męczyć. A ja już nie mam na to ochoty, ani siły…- Victoria mówiła to wszystko spokojnie. Nie wzbudzało to w niej żadnych burzliwych emocji.
-Jak będziesz brała leki regularnie jest szansa, że przeżyjesz jeszcze cały rok!
-Ale nie chcę żyć!
-W ten czy inny sposób dostaniesz te leki. Możemy wstrzyknąć Ci to do kroplówki, będzie miało takie same działanie… - powiedziała i jeszcze raz podała dziewczynie leki. Victoria przewróciła oczami i niechętnie połknęła zawartość małego kieliszka.
-Lepiej? – spytała sarkastycznie i odwróciła twarz w drugą stronę.
Szatynka pokręciła głową i wyszła z sali. Kiedy przechodziła korytarzem zaczepił ją chłopak z burzą brązowych loków.
-Przepraszam…- zaczął, a kobieta szybko zwróciła się w jego stronę. „Tak?” zapytała- Wyszłaś właśnie z sali Victorii Nowińskiej, prawda?- pielęgniarka pokiwała twierdząco głową- W jakim ona jest stanie? Jak się czuje?
-Ja nie mogę udzielać takich informacji. Przykro mi- Odwróciła się i poszła w głąb długiego, szarego korytarza.
Chłopak westchnął głęboko i skierował się w stronę sali dwieście dwadzieścia pięć. Kiedy był już w środku zauważył, że Victoria śpi. Podszedł bliżej i delikatnie pocałował ją w skroń. Dziewczyna przebudziła się i przestraszonym wzrokiem spojrzała prosto w jego zielone tęczówki.
-Przepraszam, nie chciałem Cię zbudzić. – usiadł na krześle.
-Nic się nie stało… Tak mam po lekach…
Po tych słowach w pomieszczeniu zapadła głucha, męcząca cisza. Victoria wiedziała, że prędzej, czy później będzie musiała wyjaśnić wszystko Harry’emu tak jak to planowała… Po chwili zebrała się na odwagę, choć była pewna, że zrani tym chłopaka. On siedział tam nieświadomy niczego, uśmiechnięty i wpatrzony w zmęczoną twarz dziewczyny.
-Harry, musimy porozmawiać…- rzuciła szybko i wiedziała, że nie ma odwrotu, więc była już spokojna. Musiała to zrobić, żeby spokojnie odejść.
-O czym?- zdziwił się nerwowo poprawiając swoje loki.
-Dziwi mnie to, że tak szybko mnie „pokochałeś”… Praktycznie mnie nie znasz. Zaledwie kilka dni. Po co się tak mną przejmujesz?- chłopak milczał- Odpowiedz mi.
-Posłuchaj- wziął jej dłoń w swoje ręce i pocałował. Victoria natychmiast zabrała posiniaczoną rękę i wyczekiwała dalszych wyjaśnień- Nie wiem… Nie wiem co sprawiło, że tak nagle Cię pokochałem, ale… to była chwila… Jesteś cudowną, uroczą i piękną dziewczyną. Ujęłaś mnie tym. Jeszcze nigdy  nie spotkałem takiej dziewczyny jak Ty. Jesteś wyjątkowa.
W tym momencie serce Victorii pękło. Jedna połowa chciała z nim zostać, a druga połowa, chciała już to skończyć. Chłopak wcale nic jej  nie ułatwił tym wyznaniem. Żałowała, że o to spytała. W duszy dziewczyna płakała i uśmiechała się równocześnie. Miała mętlik w głowie, lecz wiedziała, że nie może się rozkleić. Wiedziała, że musi być silna. Uciekła wzrokiem. Spojrzała na kroplówkę. Małe kropelki kapały jedna za drugą, płynąc przez małą rurkę do jej żył… Wtedy przypomniała sobie, że umiera. Przypomniała sobie dlaczego chce to skończyć. Wzięła się w garść i kontynuowała.
-Przestań. Nie mów tak więcej…
-Dlaczego?- spytał.
-Bo tak…- próbowała odwlec jakoś to do czego dążyła. Nie chciała go ranić, ale nie chciała też ranić siebie.
-Martwię się o Ciebie, bo to wszystko przez nas i…
-Czyli przyszedłeś tu tylko dlatego, że masz wyrzuty sumienia, tak?- spytała.
-Kochanie, to nie tak…- zaczął.
-Nie tak? A jak?- nie doczekała się odpowiedzi- To wszystko były kłamstwa? Wcale mnie nie kochasz? Kłamałeś…- chłopak przemilczał to i uciekł wzrokiem- I… I Ty nawet nie zaprzeczasz? Nie odzywasz się?! Spójrz na mnie… - Harry uniósł wzrok kierując go na zdezoriętowaną Victorię- Byłam tylko na chwilę, tak? To co mówiłeś przed chwilą to też były kłamstwa? Byłam jak każda. Jestem jedną z wielu. Te wszystkie plotki o Tobie to prawda?- po tym już była pewna, że chce końca tej historii, że chce zamknąć ten rozdział z życia, którego i tak pozostało niewiele.
-Nie mów tak! To nie prawda! Ja Cię kochałem i kocham nadal!- tłumaczył na marne.
-Kłamiesz! Wy wszyscy jesteście tacy sami! Wszyscy kłamiecie... Harry, czy Ty w ogóle wiesz co to jest miłość?  Co znaczy miłość? Jakie to uczucie? Jak to jest kochać?
-Wiem…
-Nie, Harry nie wiesz. Widocznie oboje nie wiemy. Oboje się pomyliliśmy. To nie ten czas… nie te osoby…- szepnęła.
-Victoria, czy Ty…
-Idź już. Skończmy to!- rzekła stanowczo.
-Ty chyba nie chcesz…
-Tak, Harry-przerwała mu- to koniec. Tak będzie najlepiej dla nas obojga…
-Nie wyjdę stąd dopóki mi tego nie wytłumaczysz! Czemu? To ja coś zrobiłem źle? To przeze mnie?- dociekał.
-Harry, ja po prostu…
Nagle w całej sali rozbrzmiał dźwięk nadchodzącej rozmowy. Loczek szybko odrzucił połączenie i schował telefon do prawej kieszeni spodni. Ktoś był bardzo zawzięty, ponieważ dzwonił jeszcze kilka razy przerywając Victorii zawsze po tych samych słowach. Harry zdenerwował się i w końcu odebrał rozmowę od Liam’a.
H: Czego?
L: Wracaj do domu i pakuj się.
H:Co? Po co?
L:Przyjechali po nas. Wyjeżdżamy…







***







Przepraszam.  Wiem, że pewnie nie jesteście z tego zadowolone, ale ja musiałam.
Pewne osoby powiedziały mi, że się zmieniłam. Wiem, po prostu tego potrzebuję. 

 Proszę o szczere opinie w komentarzach. Co sądzicie o nowym wyglądzie? A co o rozdziale?

Dziękuję za to, że jeszcze ze mną jesteście, że wytrzymujecie, że komentujecie, czytacie. <3
Na Was mogę liczyć. Dziękuję.
Macie pytania? Zapraszam: Mój ask.

wtorek, 9 lipca 2013

Rozdział 25 "Zaufanie"

"Lena ponownie zadzwoniła do Victorii w środku nocy. Była godzina pierwsza. Zielonooka wiedziała, że przyczynił się do tego David. Chłopak Leny, a raczej były chłopak. Brunetka próbowała choć trochę uspokoić zapłakaną dziewczynę, lecz przez telefon nie było to możliwe. 

Po upływie niecałej godziny Victoria dotarła do domu Leny. Ta była cała roztrzęsiona, zdenerwowana. Tusz do rzęs został rozmazany przez słone łzy. Blondynka siedziała skulona na łóżku, a Vic była tuż obok niej, obejmowała ją ramieniem. Długo rozmawiały. Mówiła głównie Victoria, bo Lena przez większość czasu płakała. 

-Zostawiłaś go. On nie był Ciebie wart. Nie zasługiwałaś na te wszystkie emocje, które Ci zafundował. Powiedz mi jedną rzecz... Ile razy on Cię już oszukał?

-Wiele- powiedziała ocierając łzy.

-Sama wiesz, że to nie jest chłopak dla Ciebie. Nie płacz już. To on powinien płakać i żałować tego, że stracił tak cudowną dziewczynę. Ty nie możesz już wylewać łez z jego powodu...- przytuliła ją- Wiesz kochana, kiedyś na pewno znajdziesz faceta, który będzie dla Ciebie idealny. Wtedy sama zdecydujesz czy warto o niego walczyć. Serce Ci to podpowie. Jeśli teraz nie byłaś tego pewna, to znaczy, że tak na prawdę go nigdy nie kochałaś. Kiedyś na pewno będziesz wiedziała co zrobić, a teraz po prostu ciesz się, że to koniec tych ciągłych kłótni i kłamstw. Zakończyłaś ten związek i możesz być z siebie dumna!- Victoria mocniej przytuliła do siebie Lenę- Uśmiechnij się!- blondynka delikatnie uniosła kąciki swoich bladych, mokrych ust- I tak trzymaj. Teraz jest o wiele lepiej.- Vic uśmiechnęła się pokrzepiająco.

-Gdyby nie Ty, to pewnie znów zadzwoniłabym do niego i przepraszała za to, że z nim zerwałam... Dziękuję, za to, że zawsze mogę na Ciebie liczyć-wyszeptała Lena.

-Nie dziękuj, po to jestem.

-Wiem- uśmiechnęła się szczerze.

-Pamiętaj, że jak kiedyś spotkasz chłopaka, którego na prawdę pokochasz, walcz o niego. Nie odpuszczaj sobie...

-Czekaj, czekaj... To samo mówiłaś o tańcu.

-Bo jeśli coś kochasz, nie możesz sobie odpuścić. Trzeba pokonywać przeszkody na swojej drodze i z podniesioną głową iść dalej...

-Robić swoje i spełniać marzenia- uśmiechnęła się w zadumie.- Dziękuję. Kocham Twój ciągły optymizm, bez Ciebie nie poradziłabym sobie. - Dziewczyny przytuliły się jeszcze mocniej..." 

Lena siedziała przed domem. Była sama. To wspomnienie do niej wróciło. Uśmiechała się kiedy miała przed oczami szczęśliwą Victorię. Wiedziała, że właśnie nastał ten czas, który miała na myśli Vic. Wiedziała także, że musi walczyć, lecz duma jej to utrudniała. Broniła odezwać się jako pierwszej, mimo tego, że prawie wszystko było już wyjaśnione. 

Dziewczyna bardzo tęskniła za bliskością Zayn'a. Za jego dotykiem, zapachem, głosem. Tęskniła za długimi, bezsensownymi rozmowami, pocałunkami, za nim...

-Przestraszyłeś mnie...- powiedziała kiedy Zayn nagle usiadł obok niej. Wziął się tam jakby znikąd.

-Nie chciałem. Myślałem, że słyszałaś jak szedłem...- usiadł bliżej- Wiesz, że Harry o wszystkim mi powiedział?

-Wiem i jest mi przykro...

-Dlaczego?- spytał z troską dokładnie słyszalną w jego melodyjnym głosie. 

-Bo zgodziłeś się udawać, że ciągle jesteś na mnie zły.

-No racja... To było głupie i nieodpowiedzialne. Przepraszam. Mogłem Cię wtedy na spokojnie wysłuchać, dać Ci to wszystko wyjaśnić...

-Mogłeś, ale tego nie zrobiłeś!- urwała.

Rozum mówił jedno, a serce drugie... Rozum wiedział, że jeśli chłopak szybko wpada w złość i jest równie zawzięty jak Lena to ten związek do niczego nie prowadzi, nie ma sensu. Zaś serce mówiło jej, by dała im jeszcze jedną szansę. Serce było bardzo głośne. Przekrzykiwało rozum. "Czy to prawdziwa miłość?" Lena zadała sobie to pytanie. "Spróbuj, a się przekonasz!" Głos serca wygrał. Rozum poległ w walce...

-Jestem zmęczona tą niepewnością. Czy Ty jesteś pewien, że chcesz ze mną być?- zadała pytanie i wyczekiwała odpowiedzi. Była bardzo ciekawa tego jak zareaguje na to Zayn. Jego odpowiedź zaskoczyła dziewczynę. 

-Niczego w życiu nie byłem bardziej pewny!

Oboje szeroko się uśmiechnęli. Lena spojrzała prosto w jego czekoladowe tęczówki. On przysiadł się bliżej. Zbliżył swoją twarz do jej twarzy. Delikatnie musnął jej- tym razem nie czerwone, a różowe- usta. Ona odwzajemniła pocałunek nadal uśmiechając się. 

-Tęskniłam za Tobą...- dziewczyna mocno przytuliła się do Mulata.

-Ja też... Nawet nie wiesz jak bardzo.

                                                          ***

Niall'owi nie udało się nakłonić Victorii do jakiejkolwiek rozmowy. Dziewczyna była oschła, urywała każde zdanie, które blondyn zaczynał. Nie chciała niczego wyjaśniać. Temat ten był dla niej bardzo trudny i bolesny. Niall zrozumiał Victorię, uszanował jej decyzję. Postanowił zostać przy niej. Ona po chwili zasnęła. 

Ogarnął ją słodki sen. Kuszący, kojący, spokojny sen... Nie. Sen wbrew pozorom nie dawał jej odpocząć. Kiedy się budziła czuła się jeszcze bardziej zmęczona niż w momencie kiedy zasypiała. Ciągle śniła o tym co się stało. Była psychicznie wykończona. Nic jej nie pomagało. Żadne lekarstwa podawane przez lekarzy nie dawały dłuższego efektu niż kilkanaście minut...

Minęła godzina, dwie, trzy... Ten czas ciągnął się chłopakowi nieopisywalnie, lecz on nadal siedział obok śpiącej Victorii. Przyglądał się jej, chodził po sali, wyglądał za okno, co chwilę dzwonił do Liam'a, lub Any. Oni także bardzo martwili się o brunetkę. Dziewczyna spała jak zabita, ciągle leżała w tej samej pozycji, z głową odwróconą ku oknu.

Niall skończył kolejną rozmowę z Rudą i schował telefon do kieszeni. Nagle Vic drgnęła. Wyglądało to tak jakby chciała przed czymś, lub kimś uciec, jakby zrywała się z miejsca szykując do biegu. 

"Nie! Ja nie chcę! Zostaw mnie! Nie dotykaj mnie! Odejdź... Dlaczego to zrobiłeś? Kochanie... Nie! Nie mów tak! Nic mu nie rób... Tatuaż, tatuaż... A co jak go zobaczą? Ja nie chcę...Chcę odejść! Już na zawsze... Proszę...Proszę nie bij mnie już... Daj mi odejść..." Dziewczyna mamrotała pod nosem bezsensowne- dla Niall'a-   zdania. Krzyczała przez sen. Blondyn zachował zimną krew i niezwłoczne pobiegł powiadomić o tym lekarza. Ten wybudził Victorię z głębokiego snu. I podał jej leki, które miały na celu uspokoić dziewczynę.

Victoria nie opanowała się tak od razu. Bała się wszystkiego, nawet każdego, najmniejszego ruchu wykonywanego przez Horana. Leki zaczęły działać dopiero po kilkunastu minutach. Dziewczyna zachowywała się już spokojniej, w miarę normalnie. 

-Niall, usiądź obok mnie...- szepnęła. Chłopak zdziwił się i usiadł na brzegu łóżka dziewczyny- Co się ze mną działo?- spytała zachrypniętym głosem. Zdarła go krzycząc przez sen.

-Śniło Ci się coś i mówiłaś różne rzeczy... Nie pamiętasz?

-Rzeczywiście, teraz już pamiętam- Victoria na samą myśl o tym śnie przestraszyła się- To znów był on...

-On, to znaczy kto?- przerwał jej. 
Rozmawiali szeptem, tak jakby bali się, że ktoś ich usłyszy.

-Mężczyzna, a raczej chłopak... który mnie porwał. On...On we śnie znów mnie...- przymknęła oczy z nadzieją, że nagły napływ łez zostanie wstrzymany.

-Opowiesz mi co się z Tobą działo?

-Wolę Ci wszystko wyjaśnić- głośno westchnęła- niż żebyś się domyślał z moich krzyków...- Chłopak pokiwał głową zgadzając się na to. Usiadł bliżej i przyglądał się dziewczynie-Wyszłam na spacer, chciałam przemyśleć kilka spraw, ale to już teraz jest nieistotne. Długo chodziłam po ulicy. Zrobiło się zimno, więc chciałam już wracać do domu. Wtedy zorientowałam się, że ktoś za mną idzie. On... zaczął mnie gonić... Ja uciekałam, ale on był za szybki... Przewróciłam się, dalej pamiętam tylko to, że zabolała mnie głowa... Obudziłam się zamknięta, odizolowana od całego świata, w jakiejś szopie na środku wielkiego lasu. On też tam był...- ręce dziewczyny zaczęły mimowolnie się trząść- Zawsze... zawsze, nawet kiedy mi groził, jego ton był taki ciepły... Jakby w taki sposób mówił mi "Kocham Cię"... Tego nigdy nie zapomnę... Ciągle mówił do mnie "Kochanie"-Victoria była cała roztrzęsiona, było jej trudno o tym opowiadać. Zsunęła z ramienia szelkę od stanika ukazując miejsce z wytatuowanym napisem- Widzisz? To tatuaż... Zrobił mi go kiedy byłam nie przytomna...

-"Wieczna miłość Kochanie!"? Co to znaczy?- spytał spokojnie. Wiedział, że Victorii nie jest łatwo opowiadać o tym.

-On ciągle powtarzał, że mnie kocha, że i tak zawsze będziemy razem... że będę jego. Mimo tego, że mówił o miłości, ciągle mnie bił, kopał, dotykał... Nie chciałam tego. Czuję się teraz taka brudna... Nigdy nie lubiłam kiedy ktoś mnie dotykał, a teraz nawet przeszkadza mi to jak ktoś na mnie patrzy... On robił to w taki dziwny sposób... Zawsze miał takie zimne ręce... Miał bardzo tajemniczy wzrok, ciemne włosy... Przez chwilę przypominał mi Harry'ego. To mnie najbardziej przerażało i przeraża nadal...- Niall wsłuchiwał się z uwagą w każde słowo, które wypowiadała. Wiedział, że Vic już nigdy więcej może się nie otworzyć, przed nikim... Starał się zapamiętać każdy szczegół, lecz nie potrafił uwierzyć w to co słyszał. On pozwolił jej zaufać, ona mu zaufała...

-A, czy on Cię...- spytał z trudem, nie skończył, wiedział, że Vic zrozumie co miał na myśli.

-Tak... Próbował kilka razy, ale udało mu się tylko raz... Broniłam się, ale nie miałam siły... Próbowałam uciec, wbiłam mu nóż w nogę...

-Odpowiesz mi tylko na jeszcze jedno pytanie?

-Nie wiem- cała ta rozmowa wykończyła ją psychicznie. Chciała zasnąć i nie obudzić się już nigdy więcej. Niall już wiedział o wszystkim, a ona wstydziła się spojrzeć mu w oczy. 

-A co ze śladami po cięciu?- szepnął.


-Sama to zrobiłam, to ostatnie co pamiętam... Później tylko obudziłam się w szpitalu i byli nade mną jacyś lekarze...

-Dziękuję- chłopak położył dłoń na jej nadgarstku.

-Nie dziękuj, proszę tylko nie dziękuj... Nie masz za co dziękować. Teraz pewnie powiesz o tym Lenie, Harry'emu i... wszystkim.- Przez całą rozmowę wzrok Victorii był skierowany na podłogę. Dziewczyna nawet nie zauważyła, że Niall przysłuchując się jej wypowiedziom miał łzy w oczach. 

-Nie zrobię tego. Uszanuję to, że mi zaufałaś, nie chcę stracić Twojego zaufania, więc oni nie dowiedzą się o naszej rozmowie. Rozumiem to, że na razie nie chcesz. To wszystko jest za świeże. Za bardzo boli...

Victoria wiedziała, że Niall miał rację, te rany były jeszcze za świeże. Za bardzo bolały. Nie zarastały się...To prawda. Mówiąc, czy myśląc "rany" w tym przypadku trzeba mieć na myśli rany w duszy, sercu dziewczyny. Serce bolało. Umysł błagał o pomoc. I znów serce wygrało walkę z rozumem. Ból i żal był silniejszy od życia. Tak, OD ŻYCIA.





***



No więc mamy już "urodzinowy" rozdział :))
Tak, dzisiaj mam urodziny, więc postanowiłam szybko dodać rozdział. <3
Mam nadzieję, że się spodobał :)
Wiem, rozdział nie jest idealny, ale bardzo się starałam, żeby był chociaż dobry :)
Za wszystkie błędy bardzo Was przepraszam... ;c
Przepraszam, jeśli czcionka jest inna itd... przez kilka dni nie miałam dostępu do mojego komputera.
Piszcie szczere opinie w komentarzach.
Bardzo Was proszę o komentarze, są dla mnie wielką motywacją do dalszej pracy. Komentarze od tak wspaniałych czytelniczek dodają mi takiego "kopa" , że od razu uśmiecham się do monitora kiedy widzę nowe opinie i reakcje <3 :)
Dziękuję, że ze mną wytrzymujecie i że nadal jesteście ! 
Jesteście wspaniałe!
Pamiętajcie, że Was kocham! :)

wtorek, 2 lipca 2013

Rozdział 24 "Piękno"



Wspomnienia… Czy zastanawialiście się kiedykolwiek czym tak naprawdę są wspomnienia? Zacznijmy od tego, że każdy z nas jest jak książka. Tworzymy nową historię. Jesteśmy niezapisanymi kartkami papieru? Otóż nie. Czyste kartki to nasza przyszłość, która jest dla nas zagadką, czymś może ciekawym. Przeszłość to zapisany papier. Są to kartki na których jest wiele kleksów po atramencie, wiele śladów po rozmazanym tuszu, mnóstwo słów. Niektóre z nich są niewyraźne, jakby zamazane, lecz większość z nich są czytelne. Właśnie te czytelne wyrazy są wspomnieniami. Czynami, które pozostaną w nas już na zawsze. Do końca naszych dni, czy kartek.
Złe wspomnienia powoli nas zabijają. Od środka. Zżerają to co w nas pozostało najlepsze, najszczęśliwsze. Tkwią w nas, nie chcą odejść. My też jesteśmy wspomnieniami. Czyimiś wspomnieniami…
Tak, wiem to dziwny sposób myślenia.  Może dla Was nie ma to sensu, ale dla Victorii wręcz przeciwnie. Dziewczyna za wszelką cenę chciała wymazać ze swoich kartek te najwyraźniejsze, najświeższe słowa, lecz nie potrafiła. Wspomnienia wróciły. Tkwiły w niej, bolały.
Nie trzeba wiele by wspomnienia powróciły. Wystarczy tylko spojrzeć w oczy. W te same oczy co kiedyś… Nie musimy robić nic więcej.
 Za każdym razem kiedy zamykała oczy widziała tego mężczyznę. Ciągle miała go przed oczami. Widziała go bardzo wyraźnie. I jego ciągły uśmiech na twarzy… Nienawidziła go z całego serca. Powoli opadały jej powieki…
Miała go tuż przed sobą. Zbliżył się do niej. Dotknął jej policzka. Ona nie mogła się poruszyć. Leżała na szpitalnym łóżku, a on siedział obok niej i znów uśmiechał się w ten sam sposób. Brunetka chciała krzyczeć. Nie mogła. Zaczęła cicho płakać. Tylko tyle mogła zrobić. Jej wzrok ciągle był skierowany prosto w oczy tego mężczyzny. Jego zielone tęczówki wpatrywały się w nią z troską. „Kochanie, cii… cicho, już uspokój się. Jestem przy Tobie!” usłyszała jego głos. „Nie! Zostaw mnie!” Krzyknęła…
Chciała wstać i uciec, lecz nie potrafiła się ruszyć. Każda próba wykonania jakiegokolwiek ruchu kończyła się natychmiastową porażką. Była przerażona. Bała się… Jej powieki nagle zrobiły się lekkie niczym mały płatek róży. Wykorzystała ten moment, uniosła powieki i skierowała wzrok na osobę siedzącą obok niej.
Jej oczom ukazał się zdenerwowany Harry, trzymający jej dłoń ze łzami w oczach. „Victoria, kochanie jestem tu…” Brunetka szybko zabrała od niego swoją rękę i odsunęła się. Spojrzała mu prosto w oczy. Widziała, że płakał,  nie spał. Spuściła głowę i złapała się za nią. Na jej twarzy wyraźnie wymalowany był grymas, ból. „Boli Cię, kochanie? Mam wezwać lekarza?” odezwał się chłopak. Ona natychmiast zerwała się. „Nie!” krzyknęła zachrypniętym głosem.
-Nie mów tak do mnie…- szepnęła unikając kontaktu wzrokowego.
-Dlaczego? Co się stało?
-Po prostu nic nie mów…- znów poczuła bardzo mocny ból, złapała się za głowę.
-Idę po lekarza!- powiedział i szybko wstał z krzesła.
-Nie! Nie idź po żadnego lekarza! Słyszysz? Nie idź! Nie potrzebuje lekarza! Chcę do domu…
-Victoria! –przerwał jej szybko łapiąc ją za rękę. 

Ona próbowała ją zabrać mimo tego, że nie miała na to siły. Harry usiadł obok niej na łóżku i mocno ją do siebie przytulił. Zaczęła płakać, wtuliła się w niego. Nadal się bała. Sama nie wiedziała czego, ale bardzo się bała. Coś w środku zabraniało jej go puścić. „Przepraszam…” szepnęła nadal płacząc. „Nie przepraszaj.” Pocałował ją delikatnie w głowę. Przez długi czas Victoria płakała wtulona w Harry'ego. Oboje zasnęli tak na łóżku. Na reszcie byli blisko siebie… byli razem.


                                                         * * *


Przez okno do sali wtargnęły wesołe promyki słońca. Łaskotały Victorię po twarzy. Ona tego nienawidziła. Niechętnie otworzyła zmęczone od płaczu oczy. Harry'ego nie było już obok niej. Podniosła się delikatnie opierając plecy o dużą, białą poduszkę. Wszystko w sali było białe, lub szare. Bez życia, nudne.
Brunetka usłyszała, że drzwi do pomieszczenia otworzyły się. Kiedy zobaczyła Harry'ego, kąciki jej ust delikatnie się uniosły. Trzymał w ręku plastikowy kubek z kawą. Usiadł obok niej i wpatrywał się prosto w jej ciemnozielone oczy. Wyraz jego twarzy był bardzo poważny. Wziął głęboki oddech. Victoria domyśliła się do czego to zmierza.
-Nie pytaj. Nie chcę o tym rozmawiać.- urwała i odwróciła wzrok.
-Nie chcesz rozmawiać o tym ze mną? To znaczy, że wolisz od razu z policją?- napił się czarnej kawy.
-Z nikim nie będę o tym rozmawiać…
-Będziesz musiała.
Victoria bardzo dobrze o tym wiedziała, ale wolała nie dopuszczać do siebie myśli, że będzie musiała opowiadać komuś o tym co się stało. Nie chciała tego. Czuła, że to będzie z nią do końca. Nadal się bała. Mogła wziąć gumkę i tak po prostu wymazać to?  Nie mogła. Zapisane to było w jej pamięci czarnymi, drukowanymi literami. Ona zdawała sobie z tego sprawę. Chciała cofnąć czas, wyrwać kilka kartek, lecz nie mogła.
-Nie chcę. Nikt mnie do tego nie zmusi.- jej oczy napełniły się łzami.
-Możesz mi powiedzieć chociaż gdzie byłaś, co tam się stało?
-Nie mogę.- odwróciła głowę w przeciwnym kierunku.
-Dlaczego? Możesz mi zaufać. Victoria proszę Cię…
-Nie, nie mogę już ufać nikomu. Nawet Tobie Harry… Teraz już wszystko jest inne.
-W jaki sposób inne?- spytał brunet z uwagą przyglądając się dziewczynie.
-Ty nic nie rozumiesz…
-Wyjaśnij mi to. –przybliżył się do niej. Ona niepewnie skierowała pełne łez oczy w jego stronę.
-Nie potrafię… Na samą myśl o tym , nie chce mi się żyć…
-Victoria, nie możesz tak mówić.
-Mogę, nie zabronisz mi tego.
-Dlaczego się zmieniłaś?- spytał z trudem.
-To nie ja się zmieniłam. To on mnie zmienił…
-On?
-Idź już Harry, proszę. Zostaw mnie samą.
Prosiła o to tłumiąc w sobie płacz. On spełnił jej prośbę, choć wcale tego nie chciał. Vic chciała być sama. Dla jednych samotność to ukojenie, spokój, wyciszenie się, odpoczynek. Dla innych to ciągła walka z samym sobą. Walka ze słabościami, z myślami, z przeszłością... Czasem samotność to kara, lecz często jest to nagroda. Odosobnienie jest bardzo przyjemne, tylko większość ludzi nie potrafi tego zrozumieć, docenić. Dlaczego? 
Victoria była sama. Biła się z własnymi myślami i decyzjami. Samotność dawała jej spokój. Ale czy na długo?  Bała się, wiedziała, że on nie da jej spokoju, że wróci. Była tego pewna. Strach, tylko on z nią pozostał...
Jej samotność trwała około godzinę… Dziewczyna leżała odwrócona w stronę okna. Świeciło słońce. Było ciepło, lecz nawet to nie było dla Vic wystarczającym powodem do uśmiechu.
Nagle usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Nie odwracała się, ponieważ miała pewność, że to Harry wrócił. „Mówiłam Ci, że chcę być sama. Wyjdź stąd. Wracaj do domu!” powiedziała cichym, zachrypniętym głosem. Poczuła, że on nie poddaje się. Usiadł na metalowym krześle obok jej łóżka. Ona nadal patrzyła za okno. „Czego Ty tu jeszcze chcesz? Idź stąd Harry.” Przez chwilę nie było z jego strony żadnej reakcji. „Victoria, ja nie jestem Harry…” usłyszała znajomy głos. Odwróciła się, obok niej siedział Niall.
-Przepraszam, myślałam, że to Harry…- spuściła wzrok na podłogę.
-Nie masz za co przepraszać. Rozumiem.
-Po co przyszedłeś?
-Odwiedzić Cię, zobaczyć jak się czujesz, porozmawiać…- przysunął krzesło bliżej łóżka.
-To już mnie odwiedziłeś, zobaczyłeś, czuję się źle i właśnie kończymy rozmowę…- urwała i zamilkła znów kierując wzrok za okno.
-Boisz się. Widzę to. Widzę ten strach… Widzę go w Twoich oczach…- zaczął patrząc na nią- Powiedz mi czego się boisz?- niepewnie dotknął jej ręki. Ona natychmiast zabrała ją, nadal milczała- Kogo się boisz?- spytał. Dziewczyna ignorowała go, próbowała ignorować…- Victoria, ja wiem, że to dla Ciebie bardzo trudne, ale możesz ze mną o tym porozmawiać, wyrzucić to z siebie. –mówił przytłumionym głosem- Porozmawiasz ze mną? Powiesz mi co się z Tobą działo?
-Nie.- szepnęła ledwo słyszalnym głosem, w oczach miała łzy.
-Dlaczego?
-Nic nie pamiętam.- łzy spływały już po jej policzkach. Wiedziała, że nie potrafi kłamać.
-Nie chcesz tego pamiętać, ale dokładnie pamiętasz, prawda?- mówił z troską i zrozumieniem. Martwił się o nią. Jego słowa dotknęły Victorię. Wiedziała, że Niall powiedział prawdę. Otarła łzy i spojrzała na jego twarz zaszklonymi oczami.
-Masz rację Niall. Masz w stu procentach rację. Niestety… Pamiętam to, ale nie chcę.– popatrzyła mu prosto w oczy- Nie chcę…
-Powiesz mi? Proszę…
-Nie chcę, żeby ktoś się o tym dowiedział. Wstydzę się tego…
-Ale czego? Victoria, możesz mi opowiedzieć o wszystkim, pozbyć się tego…- nadal ją nakłaniał.
-Jeśli powiem o tym Tobie, dowiedzą się wszyscy. Nie będę potrafiła na nich spojrzeć. Ja już brzydzę się samej siebie, a co będzie kiedy wszyscy o tym będą wiedzieć?
-Nikt prócz mnie nie będzie o tym wiedział, obiecuję Ci to…- odrzekł spokojnie.
-Nie obiecuj. Każda obietnica jest pusta. Obietnica to tylko słowa, które brzmią tak żeby nam było przyjemnie. Obietnica to kłamstwo.
-O czym Ty mówisz?- spytał zdziwiony. Poczuł się dziwnie. Miał wrażenie jakby Victoria nie była już Victorią. Była całkiem inna.
-Kiedy byłam mała babcia, jeszcze przed śmiercią, obiecała mi, że będzie nade mną czuwać, wiesz… I że nic mi nie będzie, że zawsze będę szczęśliwa. Obiecała mi to… Nie jestem szczęśliwa. Te słowa pozostaną ze mną do końca, bo były piękne. Brzmiały pięknie, idealnie. Ale piękno jest kłamstwem. Piękna nie ma. Tak samo jak ideału... Więc czym były te słowa?- otarła łzę, która wolno spływała po jej mokrym policzku.- Niczym.









***







 Na wstępie przepraszam za tak długą nieobecność i za błędy. :c

Ten rozdział jest inny, może dziwny.  Trochę różni się od reszty. Liczę na to, że rozdział spodobał Wam się chociaż trochę. Mam nadzieję, że nic nie zepsułam pisząc go tak.  

Proszę o Wasze przemyślenia i szczere opinie w komentarzach ;*
Komentarze naprawdę dają mi pozytywną energię i motywują mnie do dalszej pracy :)

W przyszłym tygodniu mam urodziny, więc zrobię Wam prezent i na początku tygodnia dodam następny rozdział :* ;))

Jak myślicie, co kłębi się w głowie Victorii?
Jak wszyscy poradzą sobie z tą sytuacją?

Min. 25 kom. =25 rozdział :)

Kocham Was! <3