Biegła przed
siebie ignorując wciąż narastający ból brzucha. Nadzieja do niej powróciła.
Victoria znów uwierzyła w to, że jednak może jej się udać, że może uwolnić się od tego człowieka, który się nad
nią znęcał. Dziewczyna nadal nie wiedziała dlaczego mężczyzna tak bardzo jej
nienawidził. Dziwiła się skąd, aż tyle o niej wie. Za każdym razem kiedy facet
coś do niej mówił, po jej ciele
przechodził dreszcz. Wiedziała, że zna ten głos i to bardzo dobrze, ale skąd?
To pytanie zadawała sobie nieustannie…
Brunetka nadal miała związane ręce. Odwróciła się, by sprawdzić czy mężczyzna nie idzie za nią. Gdy była już pewna, że nigdzie go nie ma, postanowiła pozbyć się sznurów z rąk. Oparła się o drzewo, aby odpocząć chociaż przez moment. Wzięła głęboki oddech i poczuła mocne ukłucie w dolnej części brzucha. Zaklęła pod nosem i zgięła się w pół, tak jakby dzięki temu ból miał minąć… Przypomniała sobie o związanych rękach. Wyjęła z tylnej kieszeni spodenek mały pilniczek i piłowała. Nie musiała robić tego długo, gdyż ostatnim razem udało jej się przepiłować dosyć dużo. Po chwili sznury poluzowały się, a Victoria poczuła się wolna. Wtedy była już niemalże pewna, że jej się uda, że najgorszy koszmar jaki w życiu przeżyła już się skończy! Uśmiechnęła się sama do siebie, rozglądnęła wokół pocierając sine nadgarstki i ruszyła przed siebie. Mijała wiele drzew. Co chwilę miała pewność, że tą samą drogą biegła już wcześniej. Zrozumiała, że się zgubiła, ale pomimo tego brnęła w tym samym kierunku.
W pewnym momencie poczuła czyjś wzrok na sobie. Odwróciła się i zobaczyła tego mężczyznę, chociaż nie wiem, czy w ogóle można go nazwać człowiekiem? On był tyranem, zwierzęciem nieliczącym się z cudzymi uczuciami, nieliczącym się… z ludźmi!
Zanim Victoria zorientowała się, że jednak nie udało jej się uciec, usłyszała krótkie „A tu się schowałaś kochanie! Nie jesteś już za duża na takie zabawy?”. Jego głos… ten głos był dla Victorii znajomy i to jak bardzo! Wtedy dziewczyna nie wiedziała kto był człowiekiem, który wyrządził jej tyle krzywdy… Ale wiedziała, że musi odkryć jego tajemnicę. Brunetka spojrzała mężczyźnie w oczy i jak najszybciej potrafiła podbiegła do niego zrywając mu z głowy kominiarkę. Vic nie zdążyła zobaczyć jak wygląda ten facet, ponieważ zaraz po zdjęciu czapki, mężczyzna założył jej na głowę czarny worek, więc nie widziała już nic. Przewrócił ją i wlókł za sobą za nogi. Victoria głośno krzyczała. Prosiła o pomoc. Błagała żeby przestał, żeby ją wypuścił. „Co ja Ci takiego zrobiłam?” wydusiła z trudem te ostatnie słowa i straciła przytomność.
On nadal ciągnął w stronę szopy posiniaczone ciało brunetki. Jej ręce błądziły bezwładnie po ziemi. Bluzka obsunęła się, odsłaniając plecy, które i tak już były bardzo pocięte przez patyki i kamienie leżące na ziemi. Na szczęście chwilowo dziewczyna nie czuła tego bólu…
Mężczyzna przeciągnął ją przez próg i rzucił dziewczynę w róg drewnianego domku. Zdjął z jej głowy ciemny worek i odłożył go na bok. Pogłaskał ją po głowie. Przez chwilę przyglądał się Victorii i uśmiechał. Po upływie kilku minut, uśmiech znikł z jego twarzy, a on kopnął Vic w brzuch, po czym zostawił ją samą tym razem zakładając dwie kłódki przy drzwiach.
***Brunetka nadal miała związane ręce. Odwróciła się, by sprawdzić czy mężczyzna nie idzie za nią. Gdy była już pewna, że nigdzie go nie ma, postanowiła pozbyć się sznurów z rąk. Oparła się o drzewo, aby odpocząć chociaż przez moment. Wzięła głęboki oddech i poczuła mocne ukłucie w dolnej części brzucha. Zaklęła pod nosem i zgięła się w pół, tak jakby dzięki temu ból miał minąć… Przypomniała sobie o związanych rękach. Wyjęła z tylnej kieszeni spodenek mały pilniczek i piłowała. Nie musiała robić tego długo, gdyż ostatnim razem udało jej się przepiłować dosyć dużo. Po chwili sznury poluzowały się, a Victoria poczuła się wolna. Wtedy była już niemalże pewna, że jej się uda, że najgorszy koszmar jaki w życiu przeżyła już się skończy! Uśmiechnęła się sama do siebie, rozglądnęła wokół pocierając sine nadgarstki i ruszyła przed siebie. Mijała wiele drzew. Co chwilę miała pewność, że tą samą drogą biegła już wcześniej. Zrozumiała, że się zgubiła, ale pomimo tego brnęła w tym samym kierunku.
W pewnym momencie poczuła czyjś wzrok na sobie. Odwróciła się i zobaczyła tego mężczyznę, chociaż nie wiem, czy w ogóle można go nazwać człowiekiem? On był tyranem, zwierzęciem nieliczącym się z cudzymi uczuciami, nieliczącym się… z ludźmi!
Zanim Victoria zorientowała się, że jednak nie udało jej się uciec, usłyszała krótkie „A tu się schowałaś kochanie! Nie jesteś już za duża na takie zabawy?”. Jego głos… ten głos był dla Victorii znajomy i to jak bardzo! Wtedy dziewczyna nie wiedziała kto był człowiekiem, który wyrządził jej tyle krzywdy… Ale wiedziała, że musi odkryć jego tajemnicę. Brunetka spojrzała mężczyźnie w oczy i jak najszybciej potrafiła podbiegła do niego zrywając mu z głowy kominiarkę. Vic nie zdążyła zobaczyć jak wygląda ten facet, ponieważ zaraz po zdjęciu czapki, mężczyzna założył jej na głowę czarny worek, więc nie widziała już nic. Przewrócił ją i wlókł za sobą za nogi. Victoria głośno krzyczała. Prosiła o pomoc. Błagała żeby przestał, żeby ją wypuścił. „Co ja Ci takiego zrobiłam?” wydusiła z trudem te ostatnie słowa i straciła przytomność.
On nadal ciągnął w stronę szopy posiniaczone ciało brunetki. Jej ręce błądziły bezwładnie po ziemi. Bluzka obsunęła się, odsłaniając plecy, które i tak już były bardzo pocięte przez patyki i kamienie leżące na ziemi. Na szczęście chwilowo dziewczyna nie czuła tego bólu…
Mężczyzna przeciągnął ją przez próg i rzucił dziewczynę w róg drewnianego domku. Zdjął z jej głowy ciemny worek i odłożył go na bok. Pogłaskał ją po głowie. Przez chwilę przyglądał się Victorii i uśmiechał. Po upływie kilku minut, uśmiech znikł z jego twarzy, a on kopnął Vic w brzuch, po czym zostawił ją samą tym razem zakładając dwie kłódki przy drzwiach.
W tym samym
czasie w domu Victorii
Ana czuła
się winna. Wmawiała sobie, że jeśli poprzedniej nocy nie puściłaby Victorii
samej na spacer to brunetka teraz byłaby w domu, z nimi. Ana wiedziała swoje,
ale chłopcy oczywiście zrzucali winę na siebie nawzajem:
-Louis! Ty
kretynie to wszystko przez Ciebie! Nie mogłeś od razu jakoś na to zareagować?
Przecież chyba nie codziennie widzisz duże, czarne auto odjeżdżające z piskiem
opon z prawie nie zamieszkałej miejscowości!- krzyczał Liam wymachując przy tym
rękoma na wszystkie strony świata.
-Odczep się ode mnie!- parsknął zdenerwowany Louis, no co Liam zgromił go spojrzeniem.
-Nie! Nie odczepię się! Dlaczego Ty zawsze jesteś taki lekko myśl…
-Uspokójcie się! Skąd Lou mógł wiedzieć, że tam może być Victoria? Nikt z nas tego nie wiedział!- Ana próbowała ich uspokoić - To moja wina, a nie Louis'a!- wszystkie oczy zwróciły się ku „złotowłosej”- Tak! Dobrze słyszycie! To moja wina. Mogłam iść wtedy razem z nią na ten głupi spacer, ale mi się nie chciało. Wolałam zostać na miejscu pod pretekstem, że chcę pomóc Liam'owi z chłopakami…- Ana była roztrzęsiona, jej ręce drżały , a z oczu wypływały łzy, jedna za drugą. Niall widząc to podszedł do niej i przytulił do siebie mówiąc „Wszystko będzie dobrze! Zobaczysz… Victoria się odnajdzie!” Blondynka wiedziała, że nie będzie dobrze. Miała bardzo dobrą intuicję, ale czasami żałowała, że tak ową posiada. Często przeczuwała coś, ale nie potrafiła wyczuć o co chodzi… Tym razem czuła, że z Victorią nie jest najlepiej- Nie będzie rozumiesz? Nic nie będzie dobrze…- powtarzała w kółko- Znałam ją zaledwie kilka godzin, a już doprowadziłam do jej zniknięcia! To okropne… Mogłam w ogóle tu nie przyjeżdżać! Nie byłoby tego całego ogniska i ona nigdzie by nie poszła!- wydukała nadal tuląc się do blondyna.
-Nie pleć głupot!- wreszcie odezwał się Harry- To nie jest wina ani Louis'a, ani Twoja- zwrócił się do Any- tylko moja! Mogłem tyle nie pić! Gdybym był trzeźwy, na pewno Victoria siedziałaby wtedy ze mną. I dzisiaj byłaby z nami… Pewnie teraz śmiałaby się, śpiewałaby… Albo gotowałaby coś pysznego… Tak jak zwykle!- Harry nie wytrzymał, jego oczy zaszkliły się- Matko… jak ja za nią tęsknię!- rzucił i wyszedł z domu. Przez chwilę stał na werandzie ocierając łzy i rozglądając się.
Może to wydaje się dziwne: chłopak, który płacze… Ale płacz z powodu strachu przed stratą bardzo bliskiej osoby nie jest dziwny! Łzy są potrzebne każdemu z nas, ponieważ każdy z nas ma uczucia. Wszyscy jesteśmy tacy sami. Nieważne czy jesteśmy wielkimi gwiazdami, czy zwykłymi ludźmi- nikt nie jest lepszy, ani gorszy. Wszyscy mamy takie same prawa, a płacz wcale nie jest wstydem… Harry tego nie rozumiał. Zamiast być wtedy z przyjaciółmi, z którymi o wszystkim mógł porozmawiać, on wolał zamknąć się w sobie i opuścić całe towarzystwo. Skierował się w stronę ogrodu. Chciał być sam, przemyśleć wszystko ponownie. Chłopak zrozumiał jak bardzo zależy mu na Victorii i jak bardzo ją kocha. Doszedł do wniosku, że jeśli coś stanie się Victorii to on sobie tego nie wybaczy do końca życia.
Loczek poszedł w miejsce, w które kilka dni wcześniej zaprowadziła go Victoria. Usiadł na tej samej huśtawce, na której siedziała Vic i wpatrywał się w ciemno granatowe niebo, w chmury. Zanosiło się na deszcz. Harry'ego to nie obchodziło. Nadal siedział w tym samym miejscu mimo tego, że na nosie poczuł pierwsze, zimne krople deszczu. Patrzył na róże, które brunetka tak bardzo uwielbiała… Wszystko przypominało mu Victorię… Zaginioną Victorię.
-Odczep się ode mnie!- parsknął zdenerwowany Louis, no co Liam zgromił go spojrzeniem.
-Nie! Nie odczepię się! Dlaczego Ty zawsze jesteś taki lekko myśl…
-Uspokójcie się! Skąd Lou mógł wiedzieć, że tam może być Victoria? Nikt z nas tego nie wiedział!- Ana próbowała ich uspokoić - To moja wina, a nie Louis'a!- wszystkie oczy zwróciły się ku „złotowłosej”- Tak! Dobrze słyszycie! To moja wina. Mogłam iść wtedy razem z nią na ten głupi spacer, ale mi się nie chciało. Wolałam zostać na miejscu pod pretekstem, że chcę pomóc Liam'owi z chłopakami…- Ana była roztrzęsiona, jej ręce drżały , a z oczu wypływały łzy, jedna za drugą. Niall widząc to podszedł do niej i przytulił do siebie mówiąc „Wszystko będzie dobrze! Zobaczysz… Victoria się odnajdzie!” Blondynka wiedziała, że nie będzie dobrze. Miała bardzo dobrą intuicję, ale czasami żałowała, że tak ową posiada. Często przeczuwała coś, ale nie potrafiła wyczuć o co chodzi… Tym razem czuła, że z Victorią nie jest najlepiej- Nie będzie rozumiesz? Nic nie będzie dobrze…- powtarzała w kółko- Znałam ją zaledwie kilka godzin, a już doprowadziłam do jej zniknięcia! To okropne… Mogłam w ogóle tu nie przyjeżdżać! Nie byłoby tego całego ogniska i ona nigdzie by nie poszła!- wydukała nadal tuląc się do blondyna.
-Nie pleć głupot!- wreszcie odezwał się Harry- To nie jest wina ani Louis'a, ani Twoja- zwrócił się do Any- tylko moja! Mogłem tyle nie pić! Gdybym był trzeźwy, na pewno Victoria siedziałaby wtedy ze mną. I dzisiaj byłaby z nami… Pewnie teraz śmiałaby się, śpiewałaby… Albo gotowałaby coś pysznego… Tak jak zwykle!- Harry nie wytrzymał, jego oczy zaszkliły się- Matko… jak ja za nią tęsknię!- rzucił i wyszedł z domu. Przez chwilę stał na werandzie ocierając łzy i rozglądając się.
Może to wydaje się dziwne: chłopak, który płacze… Ale płacz z powodu strachu przed stratą bardzo bliskiej osoby nie jest dziwny! Łzy są potrzebne każdemu z nas, ponieważ każdy z nas ma uczucia. Wszyscy jesteśmy tacy sami. Nieważne czy jesteśmy wielkimi gwiazdami, czy zwykłymi ludźmi- nikt nie jest lepszy, ani gorszy. Wszyscy mamy takie same prawa, a płacz wcale nie jest wstydem… Harry tego nie rozumiał. Zamiast być wtedy z przyjaciółmi, z którymi o wszystkim mógł porozmawiać, on wolał zamknąć się w sobie i opuścić całe towarzystwo. Skierował się w stronę ogrodu. Chciał być sam, przemyśleć wszystko ponownie. Chłopak zrozumiał jak bardzo zależy mu na Victorii i jak bardzo ją kocha. Doszedł do wniosku, że jeśli coś stanie się Victorii to on sobie tego nie wybaczy do końca życia.
Loczek poszedł w miejsce, w które kilka dni wcześniej zaprowadziła go Victoria. Usiadł na tej samej huśtawce, na której siedziała Vic i wpatrywał się w ciemno granatowe niebo, w chmury. Zanosiło się na deszcz. Harry'ego to nie obchodziło. Nadal siedział w tym samym miejscu mimo tego, że na nosie poczuł pierwsze, zimne krople deszczu. Patrzył na róże, które brunetka tak bardzo uwielbiała… Wszystko przypominało mu Victorię… Zaginioną Victorię.
***
Tak wiem …
rozdział nudny i krótki ;/ przepraszam Was bardzo! Mam nadzieję, że mi to
wybaczycie…
Przepraszam za błędy !
Liczę no to, że jeśli przeczytałaś rozdział- pozostawisz po sobie
komentarz!
1.Jak
myślicie kim jest ten tajemniczy mężczyzna?
2.A czy Victorii uda się uciec?
3.Czy odkryje kim jest ten facet?
2.A czy Victorii uda się uciec?
3.Czy odkryje kim jest ten facet?
Piszcie w komentarzach odpowiedzi ! :D
Tym razem
już nie będzie szantażu ;) Komentujcie tyle ile możecie :)
Każdy
komentarz mnie cieszy, nawet ten najkrótszy ;>
Zapraszam na
17 rozdział.